Dziedziczka Pecha. Akademia tom 1 część 1

Okładka książki Dziedziczka Pecha. Akademia tom 1 część 1 Małgorzata Karpiak
Okładka książki Dziedziczka Pecha. Akademia tom 1 część 1
Małgorzata Karpiak Wydawnictwo: Wydawnictwo Romantyczne Cykl: Akademia (tom 1.1) Seria: Dziedziczka Pecha fantasy, science fiction
492 str. 8 godz. 12 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Akademia (tom 1.1)
Seria:
Dziedziczka Pecha
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Romantyczne
Data wydania:
2023-09-13
Data 1. wyd. pol.:
2023-09-13
Liczba stron:
492
Czas czytania
8 godz. 12 min.
Język:
polski
ISBN:
9788367439312
Tagi:
Fanstasy Romans Paranormalny romans
Średnia ocen

7,1 7,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,1 / 10
50 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
21
19

Na półkach:

Niezwykle wciągająca i intrygująca fantastyka, która w pewnym stopniu przypomina mi "Igrzyska śmierci". Wyrzutki, czyli czarne koty od wielu lat były tępione i zabijane. Każdy obawiał się pecha, które mogą przynieść. Główna bohaterka Loreta Vero należy do czarnych kotów. Odkąd dowiaduje się o kształcie swojej duszy, jej los zostaje na zawsze spleciony z Halenem (białym kotem) oraz jego bratem. Cudowny pomysł na książkę, jeszcze nigdy nie natknęłam się na motyw w którym ludzie mają zwierzęce duszę. Nieco skomplikowana historia i wątki w niej, jednak szybko idzie się ogarnąć o co chodzi. I jeszcze NAUKA. Podziwiam Gosię (autorkę) o wykreowanie tego świata i to jak wiele w niego włożyła. Wymyślenie tyłu nowych pojęć, przedmiotów, czy nawet nazw trucizn z pewnością zajęło jej dużo czasu. Książka, jak i sama historia w niej mega mi się spodobała. Narazie nie wiadomo, kiedy część 1.2 dziedziczki pojawi się na papierze, ale jeśli ktoś byłby zainteresowany, to wiem, że c.d jest na wattpadzie💞
Ocena książki: 4.5/5 ⭐
[Współpraca recenzencka @wydawnictwo.romantyczne

Niezwykle wciągająca i intrygująca fantastyka, która w pewnym stopniu przypomina mi "Igrzyska śmierci". Wyrzutki, czyli czarne koty od wielu lat były tępione i zabijane. Każdy obawiał się pecha, które mogą przynieść. Główna bohaterka Loreta Vero należy do czarnych kotów. Odkąd dowiaduje się o kształcie swojej duszy, jej los zostaje na zawsze spleciony z Halenem (białym...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
57
39

Na półkach:

Zacznę może od tego, że zaczęłam czytać tę książkę kilka miesięcy temu i skończyłam dopiero wczoraj, natomiast nie jest to wina samej książki. Wręcz przeciwnie pomogła mi wyjść z absolutnego zastoju czytelniczego. Gdybym nie miała zastoju to przeczytałabym ją w jeden dzień, może dwa, bo jest napisana językiem bardzo przystępnym i łatwym do czytania.

Wszystkie śmieszki i smaczki idealnie wpasowywały się w mój “kanon” humorystyczny i wielokrotnie wybuchałam śmiechem.

Porozmawiajmy trochę o bohaterach (kolejność przypadkowa):
- Główna bohaterka, Lornetka, niestety mnie sobą nie zachwyciła. Bardzo chciałam ją polubić przez całą ksiażkę i to nie tak, że jej nieznoszę, po prostu jest wkurwiająca. Na okrągło użalająca się nad sobą w sposób “pasywny” tak, żeby powiedzieć czytelnikowi że ona wcale się nie użala nad sobą, ale jej życie jest po prostu (czy tam będzie) takie ciemszkie - no nie zesraj sie dziewczyno. Tak samo nie rozumiem trochę (tu może szwankować moja pamięć, tak jak mówiłam, czytam tę książkę na przestrzeni paru miesięcy) całego jej “wojowniczego” marzenia. Dowiadujemy się z tekstu, że podziwiała dziadka który był wojem i ona też tego chciała, szła w jego ślady, ale jak przychodzi co do czego, gdy dosstaje sie już do tej akademi i przyjmują ją do skrzydła wojowniczego, to jej umiejętności są conajwyżej żałosne. No dobra jest tam szybka i gibka, bo dusza kota, ale co z resztą? Tyle o tym marzyła, ale nigdy nie przyszło jej do głowy, że jak chce być wojownikiem to pasuje trenować albo coś xD?
- Jetro, były Rolety, mega delulu, alfa vibes, jego idolem musi być Biago. Oboje do wora, wór do jeziora. Niech tam gniją.
- Przyjaciele Lorety, Aspen i Morgan, przyznam że na obojgu się zawiodłam. Jakie by “złe” wiadomości nie były to tak odjebać to wstyd. Wiadomo Aspen niby sie odkupuje bo wraca do Loretki i ją wspiera, ale potem sie okazuje że mizdrzy sie z Morganem i wygląda jakby olewała swoją przyjaciółkę XD A Morgan? Może sie jeszcze zmieści do worka razem z Jetro.
- Halen, bardzo lubię jego relację z Roleta i to jak bardzo true to himself jest napisana jego postać. Nie zmienia się nagle i robi mega cieplutkim przyjaciołkiem, a okazuje wsparcie na swój sposób.
- Memfis, damn. Szczerze, jakbym była Loretą, to totalnie bym się tak samo zachowywała. Złożyłabym się w pół jakby ktoś tak ze mną flirtował. Wszystkie ich “ciekawsze” sceny przyprawiały mnie o chichoty i sprawiały, że chciałby człowiek ciągle więcej 😀
A scena w szafie? God kurwa damn, gdybym powiedziała, że przeczytałam ją raz, to byłoby to kłamstwo XD
Kto tam mi jeszcze zapadł w pamięć? Dyrka Gili gili, generał krowa z baldurka, który jest strasznym kutasem, ten pajac z bankietu (Garnek? czy jakmu tam) i daddy Ladore, z którego od jakoś ⅔ książki cisnęłam bekę za każdym razem, jak widziałam jego imię. Fahren -> Fuhrer? Hitler? Całą tajemnice odkryłam, stary ladore to tak naprawde Hitler, który chce zagazować wszystkich czarnych… Kotów.

Co jeszcze mi się podobało w książce?
- Jeszcze raz humor i żarty z kupy i srania (nigdy nie przestaną być śmieszne)
- Nieidealna bohaterka (mimo tego jak była wkurwiajaca miejscami, to doceniałam ciągle jej normalność, ludzkie wady, etc)
- Relacja bohaterki z mamą, bo w końcu nie mamy tokenu traumy, gdzie matka nienawidzi swojej córki/wydziedzicza ją/jest zadłużona/chora/porwana/martwa albo jeszcze coś innego
- Pacing (z ang. nie kojarze jak powiedziec to po polskiemu) - czas wydaje się płynąć w sposób bardzo “naturalny”, nie ma randomowych przeskoków z pizdy o tydzień, miesiąc czy pięć lat. Ciągle odnosiłam wrażenie, że dokładnie wiem nawet która jest godzina, tak jakbym siedziała w pokoju razem z Lotką
- Opis świata/miejsc, podobnie jak z czasem, bardzo łatwo było mi się wyobrazić to co autorka chciała przekazać, a osobiście mam często problemy z tym, że autorzy mnie wkurwiają ogromną ilością losowych szczegółów, które absolutnie nic kurwa nie wnoszą, albo ograniczają się tylko do koloru czegoś xD”
- Związki - ludzie “ludzcy”, pokazane relacje nieidealne, bo w życiu to nie tylko cud i miód, jest też gorycz.

A teraz co mi się NIE podobało:
- Neologizmy. Rozumiem, że to inny świat, fantasy, może autorka nie chciała używać przekleństw, ale serio, w takiej ilości w jakiej bohaterowie faktycznie przeklinają, to myśle że jakaś kurwa by nie raziła. I czy naprawde potrzebne ci było autorko nowe słowo na zasraną kure XD
- Wątek Jetro i Lorety i całej tej otoczki dlaczego z nim zerwała. Jest to cliche którego absolutnie nienawidzę i nim gardzę, bo łolaboga jestem/bede/sytuacja ze mną bedzie niezpieczna i żeby cię ochronić, to muszę cię zranić i z tobą zerwać, ale to dla twojego dobra! Wywracałam oczami za każdym razem.

W sumie to chyba tyle? No i epilog totalnie z pizdy, ale nie dodaje tego jako minus, dlaczego? Bo nie uznaję tego jako część książki i chuj xD

Ogólnie bardzo polecam, dałabym 8,5 gwiazdek, ale że nie ma połówek to zaokrąglam do góry, bo lubie autorke : ^) Cheers

Zacznę może od tego, że zaczęłam czytać tę książkę kilka miesięcy temu i skończyłam dopiero wczoraj, natomiast nie jest to wina samej książki. Wręcz przeciwnie pomogła mi wyjść z absolutnego zastoju czytelniczego. Gdybym nie miała zastoju to przeczytałabym ją w jeden dzień, może dwa, bo jest napisana językiem bardzo przystępnym i łatwym do czytania.

Wszystkie śmieszki i...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
43
14

Na półkach:

Na wstępie zaznaczę, że znałem autorkę jeszcze przed publikacją książki a także brałem (chociaż niezbyt wielki) udział we wspieraniu procesu twórczego. Nie mniej, mogę stwierdzić, że książka jest genialna. Mimo tego, że gatunkowo raczej odległa od moich typowych wyborów, to zdecydowanie wciąga. Postacie są ciekawe i nie można przejść obok nich obojętnie, tło fabularne jest niezwykle przemyślane i na każdym potrzebnym kroku tłumaczone, a do tego książka ma niesamowitą oprawę słowną i graficzną. Książka nie przytłacza i nie sprawia, że odechciewa się czytać. Zdecydowanie polecam

Na wstępie zaznaczę, że znałem autorkę jeszcze przed publikacją książki a także brałem (chociaż niezbyt wielki) udział we wspieraniu procesu twórczego. Nie mniej, mogę stwierdzić, że książka jest genialna. Mimo tego, że gatunkowo raczej odległa od moich typowych wyborów, to zdecydowanie wciąga. Postacie są ciekawe i nie można przejść obok nich obojętnie, tło fabularne jest...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
102
39

Na półkach:

Po części byłam przy powstawaniu tej książki, więc jakbym mogła jej nie kupić i nie sprawdzić, jak to ostatecznie wyszło? Więc tak: czytało się szybko i przyjemnie, nie było chwili bym się nudziła, ale mam dwa małe minusiki. 1. ten głupi zakład (kto czytał, ten wie) 2. brak jakiegoś większego zwrotu akcji. Ale ogólnie bawiłam się super i nie mogę się doczekać kontynuacji, bo pragnę tego "większego zwrotu akcji" :3

Po części byłam przy powstawaniu tej książki, więc jakbym mogła jej nie kupić i nie sprawdzić, jak to ostatecznie wyszło? Więc tak: czytało się szybko i przyjemnie, nie było chwili bym się nudziła, ale mam dwa małe minusiki. 1. ten głupi zakład (kto czytał, ten wie) 2. brak jakiegoś większego zwrotu akcji. Ale ogólnie bawiłam się super i nie mogę się doczekać kontynuacji,...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
285
151

Na półkach:

Co byście zrobili, gdybyście pewnego dnia dowiedzieli się, że będziecie przynosić pecha wszystkim w Waszym otoczeniu?.

Loreta uczęszcza do akademii. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie zaskakujący wynik, jaką dusze posiada, jej życie odwróciło się do góry nogami, ponieważ jej przepuszczenia się nie sprawdziły. Okazała się być czarnym kotem, który przynosi pecha. A w jej świecie nikt nie lubi takich osób. Zostaje ona sparowana z posiadaczem duszy białego kota, który ma niwelować przynoszone przez nią nieszczęście.

“Historia pokazała, że nagromadzona energia czarnego kota to śmiertelne niebezpieczeństwo nie tylko dla użytkownika, ale również dla wszystkich dookoła.”

[współpraca reklamowa @wydawnictworomantyczne ]

Ta historia skradła moje serce już od samego początku. Wyróżniła się na tle innych swoją oryginalnością

Autorka stworzyła fantastyczną historię, która przynosi czytelnika do świata, w którym nadprzyrodzone moce, intrygi i tajemnice odgrywały główną rolę. W wykreowanym świecie bohaterowie genetycznie dziedziczą kształt zwierzęcej duszy. A kiedy ona się ujawni, jej właściciel zyskuje zestaw umiejętności przypisanych danemu zwierzęciu.

Bardzo spodobał mi się styl pisania autorki. W ciekawy i łatwy w zrozumieniu sposób poprowadziła historię. Nie pogubiłam się ani razu. Wzbudziła ona we mnie ogromne zainteresowanie, które utrzymało się do samego końca

Bardzo polubiłam bohaterów, szybko mogłam z nimi nawiązać więź. Każdy czym się wyróżniał. A posiadane przez nich sekrety nadawały historii tajemniczy klimat. A odkrywanie ich wzmacniało moje zainteresowanie.

Historia zaskoczyła mnie w bardzo pozytywny sposób. A zakończenie wbiło w fotel. Z de dowierzania aż sprawdzałam kilka razy czy na pewno tak się zakończyła. Nie mogę się już doczekać drugiej części.

Co byście zrobili, gdybyście pewnego dnia dowiedzieli się, że będziecie przynosić pecha wszystkim w Waszym otoczeniu?.

Loreta uczęszcza do akademii. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie zaskakujący wynik, jaką dusze posiada, jej życie odwróciło się do góry nogami, ponieważ jej przepuszczenia się nie sprawdziły. Okazała się być czarnym kotem, który przynosi pecha. A w jej...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
254
103

Na półkach:

Książka fantastyczna!
Strasznie szybko wciąga, postacie bardzo mi się podobają, jak i cały świat przedstawiony!
Nie mogę doczekać się kontynuacji :)

Książka fantastyczna!
Strasznie szybko wciąga, postacie bardzo mi się podobają, jak i cały świat przedstawiony!
Nie mogę doczekać się kontynuacji :)

Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
6
6

Na półkach:

Czarny kot to symbol przynoszenia nieszczęścia. Każdy z nas conajmniej raz słyszał, że jeżeli przed nim przebiegnie właśnie on to przydarzy mu się coś pechowego. A teraz wyobraź sobie, że to ty jesteś tym czarnym kotem, przez co nieszczęście będzie z tobą i otaczającymi cię osobami do końca życia. Jesteś dziedziczką pecha.

Biorąc pod uwagę, że czytałam teraz pierwszą część pierwszego tomu tej serii, czyli zaledwie skrawek historii to ta książka nie była zła, szczególnie, że jest to fantastyka. Jednak nawet jak na ten gatunek i to, że jest to dopiero wprowadzenie do świata to i tak niektóre momenty w książce była monotonne i się przeciągały. Brakowało mi akcji. Chciałam, aby coś się więcej zadziało, pragnęłam, aby ta książka mnie wciągnęła jednak tak się nie stało. Były momenty, które mnie zaciekawiły jednak przez większość czasu brnęłam przez tę książkę z lekkim trudem.

Zamysł autorki na świat był ciekawy, jednak według mnie trochę za mało wyjaśniony. Niby istniały przypisy na dole strony, lecz czasami jedno słowo to za mało, aby wyjaśnić dany termin czy pojęcie.

Podobała mi się za to relacja jaką Loreta miała z Memfisem i Halenem. Sarkastyczny i dzieciny charakter Memfisa trafił do mnie tak samo jak poważny i troskliwy Halena. Ciekawe dla mnie było również Skrzydło Wojownicze i prowadzone w nim zajęcia czy pojedynki.

Mimo wszystkiego, jestem ciekawa dalszego ciągu tej historii i myślę, że sięgnę po następną część.

Czarny kot to symbol przynoszenia nieszczęścia. Każdy z nas conajmniej raz słyszał, że jeżeli przed nim przebiegnie właśnie on to przydarzy mu się coś pechowego. A teraz wyobraź sobie, że to ty jesteś tym czarnym kotem, przez co nieszczęście będzie z tobą i otaczającymi cię osobami do końca życia. Jesteś dziedziczką pecha.

Biorąc pod uwagę, że czytałam teraz pierwszą część...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
3
3

Na półkach:

𝕽𝖊𝖈𝖊𝖓𝖟𝖏𝖆 𝕻𝖆𝖙𝖗𝖔𝖓𝖆𝖈𝖐𝖆

📚ᴅᴢɪᴇᴅᴢɪᴄᴢᴋᴀ ᴘᴇᴄʜᴀ

✍🏻ᴍᴀᴌɢᴏʀᴢᴀᴛᴀ „ᴅᴇᴍᴏɴɴɪ” ᴋᴀʀᴘɪᴀᴋ


ᴏᴘɪs:

By czuć ciepło, trzeba wiedzieć, czym jest zimno. By dostrzegać światło, trzeba znać również ciemność. By wiedzieć, że ma się szczęście, trzeba doświadczyć pecha. Przeciwieństwa, które bez siebie nawzajem nie istnieją.
W kraju, który po dziesięcioleciach nadal żył w strachu przed kolejnym atakiem przeklętych wyrzutków, prewencja przed kolejną katastrofą była najwyższym priorytetem. W tym celu Akademia szkoliła pod swoimi skrzydłami wszystkich najpotrzebniejszych członków społeczeństwa: naukowców usprawniających życie; medyków, którzy je ratowali; wojowników, którzy je chronili oraz rzemieślników, którzy ich zaopatrywali.
Niestety, wśród pretendentów do nowego pokolenia obrońców znalazła się osoba, której miejsce, zdaniem wielu, było kilka metrów pod ziemią, a nie na szkoleniach bojowych. Prawo jednak stanowiło jasno – jeśli chciała zostać na powierzchni, musiała związać swoje życie ze swoim kompletnym przeciwieństwem.
Sama stanowiła zagrożenie dla wielu, ale z nim miała szansę być czymś więcej niż tylko niebezpieczeństwem.


ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊᴀ:
Hejhej! Na wstępie chciałabym podziękować Gosi za zaufanie i możliwość patronowania tego cuda. A teraz was zapraszam do czytania!

Totalnie nie spodziewałam się że będę miała możliwość patronowania Dziedziczki.
A jeszcze bardziej się nie spodziewałam że aż tak mi przypadnie do gustu.

Teraz jak tak myślę to mam wrażenie że ta książka stała się częścią mojego życia.

To jak się z nią zżyłam to aż trudno określić.

Przy czytaniu tej książki miałam wrażenie że przeniosło mnie w całkiem inny świat.
W świat akademii.

Uwielbiałam te cudowne długie wieczory z Dziedziczką.
Kiedy po całym męczącym dniu mogłam odpłynąć w świat akademii.

To jak Gosia cudownie wykreowała bohaterów to aż nie do pomyślenia.

Loretę pokochałam od pierwszych stron, tak samo Memfisa.

Ta dwójka była zdecydowanie moją ulubioną dwójką.

Ale nie zapominajmy też o cudnym Halenie.

Czyli kolejne cudne duo - Halen i Memfis.

Ta książka będzie was trzymać do samego końca.

Emocje - nie do opisania.

I naprawdę, gdyby ktoś mi kiedyś powiedział że będę pisała recenzje ze łzami w oczach i to jeszcze recenzje swojego patronatu - wyśmiałabym go.

I kurka niektórzy mogą sobie teraz pomyśleć, że pewnie strasznie ciężko się będzie tą książkę czytać, przez to że tyle się tam dzieje.

Otóż nie.

Dziedziczka jest napisana w cudowny, lekki sposób. Przez co jej się nie czyta - ją się chłonie.
Chce się więcej i więcej.

Nie zapominajmy też o cudownych patronkach przy których czułam się strasznie comfortowo.

Więc podsumowując - Dziedziczka skradła moje serce i już nie oddała.


ᴏᴄᴇɴᴀ:
♾️/5

𝕽𝖊𝖈𝖊𝖓𝖟𝖏𝖆 𝕻𝖆𝖙𝖗𝖔𝖓𝖆𝖈𝖐𝖆

📚ᴅᴢɪᴇᴅᴢɪᴄᴢᴋᴀ ᴘᴇᴄʜᴀ

✍🏻ᴍᴀᴌɢᴏʀᴢᴀᴛᴀ „ᴅᴇᴍᴏɴɴɪ” ᴋᴀʀᴘɪᴀᴋ


ᴏᴘɪs:

By czuć ciepło, trzeba wiedzieć, czym jest zimno. By dostrzegać światło, trzeba znać również ciemność. By wiedzieć, że ma się szczęście, trzeba doświadczyć pecha. Przeciwieństwa, które bez siebie nawzajem nie istnieją.
W kraju, który po dziesięcioleciach nadal żył w strachu przed kolejnym...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
1376
1010

Na półkach: , ,

„Dziedziczka Pecha” to debiut młodej polskiej autorki Małgorzaty „Demmoni” Karpiak i jednocześnie pierwsza część pierwszego tomu świetnie zapowiadającego się cyklu „Akademia”. Od razu przyznam, że pierwszą rzeczą, jaka oczarowała mnie w tej powieści była cudnej urody okładka. Przyciąga wzrok. Teraz już wiem również, że okładka doskonale koresponduje z treścią i za to ode mnie duży plus.

Po lekturze książki okładka znalazła się na drugim miejscu, bo totalnie oczarował mnie stworzony przez autorkę świat, a właściwie w pierwszej kolejności pomysł na fabułę. O ile motyw akademii nie jest w fantastyce niczym nowym, o tyle pewne rozwiązania fabularne, jakie zastosowała w powieści autorka to strzał w dziesiątkę. Bo tego nie znajdziecie nigdzie indziej. Pomysłem, który najbardziej ujął mnie za serce jest ten z duszą w kształcie zwierzęcia. Każdy z nastolatków na pewnym etapie przechodzi test, który ma zdradzić, jaki jest jego kształt duszy, a tym samym jakie moce właściwe danemu zwierzęciu otrzymuje. To z kolei wskaże skrzydło w Akademii, do którego dana osoba będzie pasować najbardziej. Loreta, główna bohaterka powieści ma pecha. I to dosłownie. Jej dusza przyjmuje kształt czarnego kota, co daje jej moc sprowadzania pecha na wszystkich wokół. Takie osoby jak ona nie miały prawa wcześniej uczestniczyć w szkoleniach. Ba, wielu twierdziło, że ich miejsce jest pod ziemią. Aby móc funkcjonować w tym świecie Loreta musi związać swoje życie ze swoim przeciwieństwem. W Akademii kimś takim jest Halen o duszy białego kota.

No powiedzcie sami, czy to nie brzmi intrygująco? Ja się zakochałam i to mimo faktu, że akcja powieści nie jest równa i nie poznajemy od razu odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas kwestie. Na początku i na końcu akcja jest szybsza, zwalnia w środku. Świat przedstawiony nie odkrywa w tej części przed czytelnikiem wszystkich swoich tajemnic. Chciałabym wiedzieć więcej, nie przeczę, bo ten nowy świat jest niezwykle intrygujący i oszałamiający. Ale, ponieważ jest to dopiero pierwsza część pierwszego tomu, logicznym jest dla mnie fakt, że nie wszystkie informacje dotyczące funkcjonowania świata i działającej w nim magii mogły zostać podane od razu. Nie jest to więc z mojej strony zarzut. Mogę jedynie wyrazić ubolewanie nad tym, że nie mam pod ręką od razu kolejnej części. Szczególnie po tym, co wydarzyło się w epilogu.

Wnikając w stworzony w powieści świat od razu zderzamy się z dość zawiłym systemem polityczno-społecznym, który ma spore oddziaływanie na bohaterów powieści, z potencjalnie niebezpiecznych jednostek czyniąc ofiary, a z bezbronnych – bezwzględnych, przepełnionych nienawiścią oprawców. Jego zrozumienie nie stanowi problemu, jednak pogodzenie się z kontrolą, jaką w ten sposób sprawuje, nawet za murami Akademii, ciężko jest się pogodzić. Szczególnie, jeśli spojrzy się na losy głównej bohaterki, która po informacji o kształcie swojej duszy, którego boją się wszyscy, musi mierzyć się ze społecznym wykluczeniem. Przykro się na to patrzy i ciężko jest nie obwiniać o taki stan rzeczy skostniałego, opartego na krzywdzących przekonaniach prawa. Zwyczajnie były momenty, kiedy było mi bohaterki bardzo szkoda. W takich sytuacjach cieszyłam się, że obok jest Halen, którego działania w trudnych dla Lori chwilach były plasterkiem na moją czytelniczą duszę. Fajnie mieć w kimś tak ogromne oparcie, fajnie mieć kogoś, kto wesprze, wysłucha, doradzi i pocieszy. Równie wspaniałą, choć zupełnie różną z charakteru od Halena postacią jest jego brat Memfis. Do tej pory nie potrafię zdecydować, który z braci jest moim ulubieńcem, bo pokochałam obu. Za ich odmienność mimo tak dużego fizycznego podobieństwa, za braterską więź, której może nie było widać na pierwszy rzut oka, ale dało się ją wyczytać między wierszami. Za ich podejście do odrzucanej i nieakceptowanej przez otoczenie Lorety. Za całokształt.

Autorka dobrze sobie radzi z tworzeniem relacji między bohaterami. Wypadają przekonująco. Nic tu nie dzieje się zbyt szybko ani zbyt wolno. Relacje budują się w naturalnym tempie. Romantyczne również, jest tu typowy motyw slow burn, który zresztą bardzo lubię. Bohaterowie są prawdziwi, każdy obdarzony zestawem zalet i wad. Z łatwością można obdarzyć sympatią pozytywnych bohaterów i znienawidzić negatywnych. Są świetnie skonstruowani. Wielobarwni, nieoczywiści, bardzo ludzcy. Przy tworzeniu więzi między bohaterami autorka nie zapomniała o emocjach. Jest ich w powieści cała gama, zaczynając od radości, rozbawienia (szczególnie, jeśli głos zabiera Memfis),przez wzruszenie, współczucie, na złości na niesprawiedliwość, jaka spotyka główną bohaterkę kończąc. Ona sama, mimo doznanych krzywd, jest osobą, która się nie poddaje. Walczy o siebie, jest uparta i zdeterminowana. Pokazuje to na zajęciach, na które uczęszcza. Loreta trafia na szkolenia bojowe, dzięki czemu obserwujemy w powieści liczne treningi czy konkurencje, gdzie dobrze możemy poznać jej charakter. Sceny walk są świetnie opisane, przemyślane i wciągające.

Mogłabym pisać o tej książce w nieskończoność, bo bardzo mnie wciągnęła i bardzo mi się podobała. Jednak i tak już napisałam dużo, a chcę, abyście dali jej szansę i sprawdzili tę powieść na własną rękę. Bo zdecydowanie jest tego warta.

„Dziedziczka Pecha” to debiut młodej polskiej autorki Małgorzaty „Demmoni” Karpiak i jednocześnie pierwsza część pierwszego tomu świetnie zapowiadającego się cyklu „Akademia”. Od razu przyznam, że pierwszą rzeczą, jaka oczarowała mnie w tej powieści była cudnej urody okładka. Przyciąga wzrok. Teraz już wiem również, że okładka doskonale koresponduje z treścią i za to ode...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
12
8

Na półkach: ,

Nie spotkałam jeszcze tak nieprzemyślanej i źle zredagowanej książki. A trochę drzew straciło życie, aby to niedopracowane „dzieło” ujrzało światło dzienne.

„Dziedziczka Pecha” należy do gatunku, który naprawdę lubię. To moje guilty pleasure. „Zmierzch” Stephanie Meyer, „Dary Anioła” Cassandry Clare czy „Świat Nocy” L.J.Smith – wszystkie te nastoletnie dramy z domieszką magii pochłaniam jednym tchem.
Jednak już po pierwszych stronach „Dziedziczki Pecha” sięgnęłam po długopis i, o zgrozo, zaczęłam bazgrać po książce (świętokradztwo!),poprawiając błędy i zapisując na marginesach notatki oraz uwagi. Po pewnym czasie zrezygnowałam z tego, mimo że zaangażowałam się emocjonalnie (choć wczuwając się w styl Pani Małgorzaty powinnam powiedzieć „zainwestowałam się emocjonalne”) – żeby zrobić to porządnie, musiałabym przepisać całą treść na nowo.

Chaotyczna narracja uniemożliwia wczucie się w sytuację. Jest zbyt wiele fragmentów, w których bohaterka mocno się przejmuje, po czym zaczyna rozmyślać nad otoczeniem. I nie jest to zabieg, aby pokazać, że pod wpływem stresu bohaterka się „wyłącza”. Wszystko jest podane bez ładu i składu.
W prologu bohaterka bardzo się przejmuje mamą, musi zamieszkać z obcym chłopakiem, ale przy tym wszystkim myśli: „ Już sobie wyobrażałam siedzenie tu z laptopem i oglądanie jakiegoś dobrego filmu.” Te wszystkie wstawki bardzo psują napięcie w historii. Można przecież skupić się na jej emocjach i wewnętrznych rozterkach, a następnie przejść do kolejnego etapu, na przykład opowiadając, że przemyła twarz zimną wodą, otworzyła okno, policzyła od 10 w tył, usiadła na łóżku opanowana i wtedy rozejrzała się po pokoju – i tu opis.
Dialogi, które nie są porywające i niewiele wnoszą do fabuły, są przerywane dygresjami, przez co kilkukrotnie musiałam cofnąć się, aby przypomnieć sobie, na jaki temat prowadzona jest rozmowa pomiędzy postaciami.
W prologu jest dużo niedopowiedzeń. Dostrzegam w tym zamysł zaciekawienia Czytelnika historią. Jednak gdy takich niedopowiedzeń jest sporo i są przedstawiane w chaotyczny sposób, nie przynosi to oczekiwanego rezultatu. Osobiście, czytałam niektóre akapity kilkukrotnie, zastanawiając się, czy coś przeoczyłam lub może, sięgając po tę lekturę, zostawiłam część mojej inteligencji za drzwiami, czy jednak Pani Małgorzata zbyt się zaangażowała w niedopowiedzenia. Po przebrnięciu przez całość jestem pewna, że jednak chodzi o ostatnią opcję.
Sam pomysł z kształtem duszy jest wystarczająco interesujący. Ciekawość tego, co się stanie z bohaterką, gdy dowiedziała się, że jest czarnym kotem i musi być przywiązana do chłopaka, którego tak naprawdę nie zna, jest wystarczająca, żeby kontynuować lekturę.

Akapit w prologu, gdy poprawia włosy. „Do niedawna je uwielbiałam. Niestety od chwili, w której się dowiedziałam, jakim mogą być przekleństwem, straciłam wszystkie ciepłe uczucia, jakie do nich żywiłam”. Zanim nie przeczytałam całości, to był jeden z fragmentów, który tylko mnie poirytował, rozpraszając swoim niedopowiedzeniem. ALE co jest istotniejsze – później dowiadujemy się o prześladowaniach osób z czarnymi włosami, o mordach na dzieciach, o tym, że jej mama myślała o tym, żeby uciec i zaszyć się w lesie. Więc jak w końcu było? Ona żyła ze świadomością, że może być czarnym kotem, czy też nagle przed badaniem kształtu duszy się o tym dowiedziała? Z prowadzonej narracji dostajemy sprzeczne informacje.
Jej rodzina od strony matki była Łabędziami. „Łabędzie nie miały żadnych specjalnych predyspozycji czyniących z nich wartościowych wojowników.” Ale dziadek był wysoko postawiony. Warto by było omówić kwestię dziadka. Że się wyróżniał i nie poddawał stereotypom. Że miała nadzieję wdać się w dziadka, i pokazać, że jeśli ma duszę Łabędzia po mamie to i tak może być świetnym wojownikiem.
Co prowadzi nas do kolejnej nieścisłości. Treningi. Wiedzieli, że ma czarne włosy, a ojciec jest nieznany, ale chyba był kotem, bla bla bla. Przez ten chaos w narracji to dokładnie sama już nie wiem, co bohaterowie wiedzieli, a czego nie. Zważając na historię i opinię społeczną, skoro dziadek był Wojownikiem, a ona pragnęła być Wojownikiem, dlaczego nie trenowała, nie uczyła się sztuki walki i nie dbała o swoją siłę fizyczną?

Sytuacja na balu. Jeśli dobrze zrozumiałam i pamiętam. Stali w czwórkę i rozmawiali. Po czym ona odeszła, bo zobaczyła Aspen, nie złapała jej, wymieniła na tarasie dwa zdania z Morganem, a w tym czasie Memfis zdążył dobrać się do alkoholu i wypić półtorej butelki wina?? Poza tym - zaatakowała ją grupka osób, jeden z nich szarpnął ją za dekolt sukienki odkrywając jej piersi. Nie potrafię inaczej sobie tego wyobrazić, niż rozdarcie, zniszczenie kreacji. A ona się czuje zmieszana, bo Halen dał jej marynarkę?? Po czym ona wzburzona w marynarce z rozdartą sukienką, pijany w trupa Memfis, i Halen, który może chociaż trochę się rozczochrał w walce (żeby wyszło naturalnie),idą do Pana Ladore i on nic nie zauważa, tylko wdaje się z nimi w pogawędkę. Nie pytając co się stało? Nie ma to najmniejszego sensu.

Już nie będę czepiać się ilości kafelek w drodze do gabinetu Dyrektorki. Jeśli nadążała je liczyć idąc, nie mogły być malutkie. A jeśli nie były malutkie, tylko jeden kafelek mijany był w ciągu sekundy, co pozwoliłoby na liczenie, to znaczy, że z auli do gabinetu przeszły ponad dwa kilometry. Duży ten kampus Akademii, z logicznie rozmieszczonymi budynkami, eh...

Skoro powstaje kolejna część (o zgrozo!) rozumiem brak zakończenia wątku głównego. Jest wręcz to wskazane. Ale co z pobocznymi? Żaden się nie kończy. Nie ma rozwinięcia i zakończenia wątków:
- Aspen + Morgan
- Jetro + Loreta
- Jetro + nowa dziewczyna
- Memfis i jego pobudki
- ten śmieszny zakład
- a nawet wynik egzaminu z trucizn, na który Pani Małgorzata poświęciła tyle słów.
Gdy wyszła sprawa dziennika i kłamstwa Halena, spodziewałam się chociaż dobrej pointy. Że znajdą dziennik, a w nim będzie coś kontrowersyjnego (np. informacje o ojcu Lorety i zostaniemy z niepewnością czy jest spokrewniona z bliźniakami – to byłaby dobra zachęta do sięgnięcia po kolejną część). A wątek ten został najzwyczajniej w świecie przerwany. Ta książka nie ma zakończenia, ona się po prostu kończy.

Loreta jest totalnie chamską osobą z chorobą dwubiegunową.
„Podałam mu swoją komórkę”, chwilę później „Kto cię, do cholery, prosił, żebyś coś ruszał?”
Mama się martwiła, że mogę być czarnym kotem, nie widziałyśmy się od momentu obwieszczenia wyników – co tam, pójdę do pokoju macać się z byłym, podczas gdy mama i udawany chłopak, będą pod drzwiami.
Szukamy dziennika, bo coś jest na rzeczy, a Halen kłamie – z sekundy na sekundę zmiana nastroju i priorytetów – co tam, będę się w szafie macać z udawanym chłopakiem. (Któremu chyba nie powinnam ufać, ale w sumie ciągle zapominam, że się taki wątek pojawił). Eh….
Tego jak traktuje Jetro nie da się w ogóle skomentować. Już się z nim maca, potem mówi później, nie szuka kontaktu, żeby powiedzieć chociaż przepraszam, nie chce z nim rozmawiać, znowu się z nim maca, znowu mówi później, a następnie znowu o nim zapomina.
Cały ten zakład z Memfisem to jakieś g**no wciśnięte na siłę. Chłopaki się różnią totalnie, nie zna dobrze jednego ani drugiego, „z każdym wypowiedzianym przez niego słowem coraz bardziej się zastanawiałam, jak to się stało, że różnił się tak bardzo od tego, co o nim słyszałam.” Serio? A zgadza się w razie przegranej na bycie udawaną dziewczyną kolesia, którego nie zna, a na dodatek zgadza się na badania, znając historię i eksperymenty na czarnych kotach. Wiadomo, że Memfis by jej nie katował, ale chodzi o sam wydźwięk, że będzie jego obiektem badań.
Życzy źle Aspen, bo przyjaciółka potrzebuje czasu, że przetrawić tą poważną informację. Nie chciałabym mieć takiej osoby w swoim otoczeniu. Ani przez teksty jakie rzuca, próbując zgrywać cwaniarę z ciętym dowcipem, a wychodzi w moich oczach na chamówę, która przecenia swoją inteligencję.
Jedyny Morgan powiedział jej prawdę – jedyna przemyślana wypowiedź, w której widać motywację bohaterów.

Jaki w końcu jest Halen? – Miły? „Mistyczno” tajemniczy? Służbowy? Czy jednak „bezemocjonalny”?
W momencie, gdy bohaterka dowiaduje się, że będzie mieszkać z chłopakiem, którego zna tylko z widzenia, powinien być jego dokładny opis. Wyniosłam tylko, że był lubiany, ładny i miał białe włosy.
Ogólnie, jedyne co wyniosłam z opisów postaci to kolory ich włosów.

Aspen na nią napadła; ale w sumie to wiesz - jest spoko, przechodzimy do porządku dziennego. Przydałoby się jakieś zdarzenie, które spowodowałoby to, że pogadały i się pogodziły. Zdarzenie, które je zbliżyło, które obudziło w obydwu dziewczynach wzajemną empatię.
I najważniejsze. Jej mama. Czy Pani Małgorzata choć raz postawiła się w sytuacji Pani Vero? Masz córkę, z nieznajomym, przez co córka może być czarnym kotem. Powinno to wywoływać ogromne emocje, w momencie, w którym Loreta poznaje swój kształt duszy. Panią Vero powinny targać wyrzuty sumienia i nieopanowana chęć okazania wsparcia córce. A jak wygląda ta relacja? Kilka SMSów, a w momencie odwiedzin Loreta idzie się macać z Jetro do pokoju, a Pani Vero ogląda z Memfisem album ze zdjęciami. Nic nie trzyma się kupy. Ta sytuacja powinna też mocno wpływać na Loretę, pomiędzy obwinianiem matki w momentach, których jest wściekła, a przebaczeniem podczas refleksji. Ale głębokich refleksji w tej lekturze brak.

Nagle w połowie książki pojawiają się podrozdziały rozdzielone linią z kocimi uszami. Graficznie ładne, ale brak konsekwencji w rozplanowaniu treści. Książka nie posiada ŻADNEJ korekty. Niejaka Pani Patrycja, według informacji z książki, była odpowiedzialna za korektę. Moim zdaniem nie wywiązała się ze swoich obowiązków. Mnóstwo literówek, ale też błędy ortograficzne. Pani Małgorzata nie musi mieć wszystkich zasad ortografii i interpunkcji w małym paluszku. Ale jednak jeśli pragnie być pisarką warto sięgnąć po słownik i się choć troszkę douczyć. A już na pewno wiedząc, że popełnia się błędy zainwestować w osobę, kompetentną osobę, która zajmie się korektą. Sama mam predyspozycje do dysleksji, przecinków nie znoszę, a jednak wyłapałam mnóstwo błędów. Więc jest ich z pewnością więcej niż to co znalazłam.
str. 59 – mój ulubiony kwiatek „TEMPA DZIDA”. Tempo to jest pracy, lub jazdy. A dzida lub osoba może być TĘPA; „po jej poważne minie”, „dużo wolnej niszczyła”
Str. 8 – „osoba siedząca audytorium”, „to nieszczęśliwe mój ojciec”
Str. 11 – „nie było czymś dobry”
Str. 18, 47, 216 – JAKIEJŚ, „chwycić się jakieś deski”, „partnerem jakieś kupy”, „jakieś broni”
Str. 19 – „Zwłaszcza że…” -> „Zwłaszcza, że…” lub „Było to istotne, zwłaszcza że…”
Str. 50 – „dziedziczył mutację mutacje po dziadkach”
Str. 51 – „w… jakiekolwiek formie”
Str. 58 – „była tak emocjonale zainwestowana”
Str. 78 – „jego opór był”, jeśli ktoś jest uparty to jest upór, jeśli ktoś się opiera (np. przeciw zrobieniu czegoś” jest to opór.
Str. 87 – „zmierzyć się przy z faktem”
Str. 119 – zamiast „takim kosztem”, pasuje „tanim kosztem”
Str. 120 – „Naprawdę nic mi nie jest?”, powinno być jej. Albo zakończone kropką.
Str. 123 – „żeby bardziej zwracała na nas uwagę bardziej”
Str. 133 – „ciepła kąpiel z pianą było tym” -> była
Str. 138 – „dokładnie to, co leżało mi to na wątrobie”
Str. 156 – „nie chciał dzielić ze mną tą informacją”
Str. 167 –„On był jednak pozostawał”
Str. 191 – „czaszka pękała mi się”
Str. 298 – „kuły mnie w oczy” -> tyle wyrażeń kłuje mnie w oczy, że sobie odpuszczę dalsze wymienianie
itp. Itd.

Zbyt długie zdania. Polecam stawiać więcej kropek, mniej przecinków. Zdania stają się wtedy mniej chaotyczne, są przejrzyste, czytelniejsze.
Stanowczo za dużo przymiotników. Używamy ich wtedy, gdy chcemy pokazać świat Czytelnikowi naszymi oczami lub podkreślić opis. Jeśli opisy nie wnoszą nic do historii, jaki jest sens ich zamieszczania? Objętość tekstu? Opisy wyglądu bohaterów są chaotyczne i urywane, dostajemy po kilka ogólnych szczegółów w różnych akapitach. Nie znając jeszcze bohaterów ciężko jest sobie ich wyobrazić.
To się trochę poprawia w dalszej części książki, gdy Pani Małgorzata przechodzi do opisów emocji targających bohaterką. Jednak to też nie wyszło dobrze.

To tylko wybrane przykłady, bo jest ich za dużo. Całość stylistycznie leży. Zdania budowane są w sposób w jaki piszemy z przyjaciółmi na Messengerze, a nie na poziomie literackim. I nie chodzi mi o pokazanie piękna języka polskiego i tworzenie epopei na skalę Sienkiewicza, Mickiewicza itp., a o zwykłe błędy stylistyczne. Pani Małgorzata używa topornej, rzekłabym prostackiej budowy zdań, przez co całość ciężko się czyta.
str. 7 – pierwsze zdanie – „drewnianej aulowej ławki” – z jakiego powodu powstał taki nowy ciężki do przetrawienia przymiotnik (nawet Word podkreśla na czerwono, edytor recenzji na stronie lubimyczytac również),skoro można napisać „drewnianej ławki w auli”.
„Bardziej zdechłego odcienia zieleni chyba nie mogli wybrać na pomieszczenie lekcyjne.” -> „Trudno wyobrazić sobie bardziej martwy odcień zieleni na salę lekcyjną.” Albo zgniły kolor.
str. 9 – mikrofon „faktycznie działa” zamiast „działał”.
„Nikt jednak nie odważył się przysłonić uszu nawet na chwilę, jakby nie chcieli ryzykować, że właśnie wtedy mogła ominąć ich najważniejsza informacja ich życia.” -> Jeśli nikt nie odważył się, to i nikt nie chciał. I po co to ich-ich. -> „Jednak nikt nie odważył się przysłonić uszu nawet na chwilę. Nikt nie chciał ryzykować, że ominie go najważniejsza informacja w życiu.” (ewentualnie „…jego życiu”.)
str. 10 – „od tułowia do czubka głowy”? Dziwny zakres obrzucania wzrokiem. Rozumiem, że Pani Małgorzata chciała uściślić, że ławka przysłaniała nogi bohaterce, ale takie dosłowności kaleczą stylistykę. Mówi się „od stóp do głów” lub nowocześniej „od stóp po czubek głowy”.
str. 19 – „to była grą niewartą świeczki” -> „ to była gra niewarta świeczki”
str. 24 – „niedopuszczanie do opuszczania”, trochę jak „uwięziona w więzi”
str. 32, 60 - „bezśniadaniowy żołądek”, „najśnieżniejszym krajem”, słowotwórstwo jest fajne w momencie gdy jest zasadne
str. 59 – „Szanuj zieleń boś nie TEMPA dzida, która nie obowiązywała…” -> fajnie byłoby dorzucić słowo „zasada, która nie obowiązywała. Od razu lepiej brzmi.
Str. 69 – „Nie jesteś osobą pierwszą, która nie chce…” -> „Nie jesteś pierwszą osobą…”
Str. 74, 76 – „totalnie superwszelki”, „pierdzisetny”, duża ilość kolokwialnej, potocznej mowy nie jest do strawienia w przypadku, gdy sięga się po książkę licząc na przyjemną lekką lekturę
Str. 92 – „Nie wiedziałam, czy odebrać to jako znak troski, czy też jako przestrogę” – a to czasem nie przestrzega się ludzi z troski o nich?
Str. 113 – „iść z wysoko głową uniesioną”, po raz kolejny mistrz Yoda -> „iść z wysoko uniesioną głową”
Str. 116 – „w końcu by dał sobie spokój” – „w końcu da sobie spokój”. Jeśli nie jest konieczne używanie cząstki „by”, starajmy się jej nie używać.
Str. 117 – kolokwializmy, z a d u ż o, „trzymać tak co najmniej” -> „trzymać co najmniej”. Za dużo wtrącanych nieustannie „tak”, „chyba”, „jakieś”.
Str. 126 – „przypominało trochę kino”, „ani nie przypominało kina pod żadnym innym…”
Str. 150 –„a co jeśli, wywołać by u ciebie rozwolnienie?”
Str. 185 –„Prawie uderzyłam głową w szafę, kiedy zakręciłam się o framugę drzwi.” W dalszym ciągu nie mogę przetrawić tego zdania, ani wyobrazić sobie powyższej sytuacji. Jeśli się zakręciła, to znaczy, że wykonała obrót, a to znaczy, że framuga drzwi, nie była otoczona ścianą, przy których niesamowicie blisko stała szafa… A gdzie umiejętności z treningów i kocie predyspozycje?
str. 280 – „nie zależało mi na jego dobrze tak bardzo, jak chciałam to wierzyć.” -> na jego dobru, w to wierzyć
Teksty o „ryju” i „sraniu/rozwolnieniu” są niedojrzałe. Jeśli byłaby to pojedyncza wzmianka, mająca na celu pokazanie, że bohaterowie czują się swobodnie pomiędzy sobą, miałoby to jakiś sens. Jednak biorąc pod uwagę, że głębia rozmów jest żadna, przywodzi mi to na myśl przedrzeźnianie się jedenastolatków na podwórku, a nie wymianę zdań i przemyśleń pomiędzy dwudziestolatkami obarczonymi problemami, znajdującymi się w nowej, dość niekomfortowej sytuacji.
Co do szanowania zieleni, trawników na stronie 59. Zielenina to włoszczyzna, warzywa do rosołu, jadalne, a nie trawa.
Na stronie 256 dowiedziałam się, że dżdżownice zamieniają się w motyle. Zawsze myślałam, że dżdżownica to dżdżownica, a gąsienica się przepoczwarza. Ale cóż – to inne uniwersum, więc może tam przyroda różni się od naszej. A z 266 strony wyczytałam, że mózg ma mięśnie.
Nie rozumiem też sparafrazowanego frazeologizmu – „Feran był syty, a dusza cała.” Jak to się ma do wilka i owcy?

Tworzenie nowego języka nie jest zasadne i wyszło bardzo infantylnie. (Miałoby sens, gdyby Ladore posługiwali się rodowym słownictwem znanym tylko im, a bohaterka dzięki poznaniu znaczenia słów odkryła tajemnicę rodu).
Nick na okładce jest moim zdaniem mało profesjonalny.

Mogłabym kontynuować wymienianie swoich uwag. Jednak szybciej byłoby napisać "Dziedziczkę Pecha" od nowa.

Mam nadzieję, że Pani Małgorzata nie porzuci marzeń i dalej będzie oddawać się swojej pasji. Jednakże jeśli tytuł kolejnej części brzmi „Uwięziona w więzi” (idąc tym tokiem myślenia, następna pewnie będzie zatytułowana „Zamknięta w zamknięciu”),proponuję „cofnąć się do tyłu” ;) o kilkadziesiąt kroków i zacząć od porządnego warsztatu literackiego/pisarskiego oraz zacząć naprawdę dużo czytać – czytać różnorodną literaturę („Atlas chmur” pięknie pokazuje jak jeden autor jest w stanie bawić się językiem skacząc pomiędzy różnymi stylami - polecam). To właśnie czytanie książek kształtuje naszą elokwencję; w tym momencie mam wrażenie, że powyższą recenzję napisałam kolokwialnie z błędami, płynąc na fali stylu „Dziedziczki Pecha” - proszę mi więc wybaczyć wszelkie potknięcia, na szczęście za moją recenzję nikt nie zapłacił (ani żadne drzewo nie umarło). Rodzinie i przyjaciołom proszę wpoić, że szczera oraz konstruktywna krytyka jest równie potrzebna jak pochwały napędzające pasję. Powodzenia!

Nie spotkałam jeszcze tak nieprzemyślanej i źle zredagowanej książki. A trochę drzew straciło życie, aby to niedopracowane „dzieło” ujrzało światło dzienne.

„Dziedziczka Pecha” należy do gatunku, który naprawdę lubię. To moje guilty pleasure. „Zmierzch” Stephanie Meyer, „Dary Anioła” Cassandry Clare czy „Świat Nocy” L.J.Smith – wszystkie te nastoletnie dramy z domieszką...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    65
  • Przeczytane
    55
  • Posiadam
    9
  • 2023
    7
  • Legimi
    5
  • Legimi
    2
  • Kupione
    1
  • Fantastyka | Fantasy | Science Fiction
    1
  • 400-600
    1
  • Serie
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Dziedziczka Pecha. Akademia tom 1 część 1


Podobne książki

Przeczytaj także