Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2020/02/nowicjuszka-trudi-canavan-czyli-jednak.html

"Drugi tom trylogii przeczytałam ponownie w jeden dzień - wciągnęłam się znowu jak głupia. Te kilka lat temu zajęło mi to pewnie dwa czy trzy dni, głównie ze względu na szkołę. Ale tempo czytania miałam podobne - MUSZĘ CZYTAĆ.

Życie Sonei zmieniło się diametralnie od kiedy wstąpiła do Gildii - nie musiała już uciekać przed nikim i bać się własnej mocy. Nauka w Gildii nie jest łatwa - ma mnóstwo do nadrobienia, a jej nowi koledzy nie są skłonni do pomocy, bo przecież córki i synowie największych rodów Imardinu z plebsem zadawać się nie będą. Nie wszyscy nauczyciele patrzą na nią przychylnym okiem, zwłaszcza po tym, jak zaczęła się jej historia z magami. Do tego przypadkiem podejrzana scena w domu Wielkiego Mistrza może zmienić naprawdę wiele...

Druga część trylogii oceniana jest zazwyczaj jako lepsza od poprzedniczki - historia nabiera większego tempa, a coraz więcej wątków i historii postaci zaczyna się rozwijać. Dodatkowo wydaje się bardziej "dojrzała" i przemyślana - mniej jest momentów chaotycznych, a więcej tych przemyślanych. Tym razem narracja prowadzona jest też przez nieco innych bohaterów, ale już nie do końca jago dwa różne punkty widzenia jednej historii, ale trzy historie, niby oddzielne, ale łączące się w spójną fabułę.

Oczywiście na pierwszym planie zostaje Sonea i jej zmagania z nauką w Gildii. Do tego dochodzi jej problemy z zaklimatyzowaniem się, co wynika głównie z jej pochodzenia i uprzedzeń - dla niej świat magów to coś nowego i wcześniej nim pogardzała. Dla innych uczniów jest to inny punkt widzenia - do ich świata wtargnął intruz - szczur z kanałów niszczący ich dom. Sonea musi pokazać, że nie jest tym gryzoniem i że nie da sobą pomiatać tylko dlatego, że wywodzi się z niższej klasy społecznej.

Kolejną postacią prowadzącą nas przez historię jest znany z poprzedniej części Dannyl. Dzięki niemu w końcu wyruszamy dalej, poza murzy Gildii, poza mury stolicy. Młody mag udaje się w podróż do tak zwanych krain sprzymierzonych, z misją poszukiwania śladów dawnej magii. Przy pierwszym czytaniu mocno na tę część narzekałam i średnio mi się podobała, dopiero czytając teraz mocniej ją doceniłam - ze względu na aspekt kulturowy, ukazanie innych krain i ich obyczajów.

Ostatnią postacią z grona "opowiadających" jest Lorlen (którego imienia nigdy nie potrafię przeczytać, z czym wiąże się też pewna historyjka). Jest administratorem Gildii, ale zajmuje się sprawą niewyjaśnionych (magicznych) morderstw w mieście. Jego wątek i jego narracja wiąże się ściśle z wydarzeniami trzeciego tomu, więc może z początku nie jest porywająca (wręcz najnudniejsza z tych trzech), ale potem bardzo fajnie się rozwija.

Jest jeszcze jedna postać, która wprawdzie nie jest narratorem, ale jej udział jest dla historii bardzo ważny - Wielki Mistrz, Akkarin. Przy pierwszym tomie narzekałam, że go było mało, teraz nie mogłam już narzekać - jego historia się rozwija i szczerze - staje się drugą "główną", obok tej Sonei. Wszystkie wątki schodzą się przy jego osobie i to w sumie on okazuje się taką drugą główną postacią, na początku schowaną w cieniu."

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2020/02/nowicjuszka-trudi-canavan-czyli-jednak.html

"Drugi tom trylogii przeczytałam ponownie w jeden dzień - wciągnęłam się znowu jak głupia. Te kilka lat temu zajęło mi to pewnie dwa czy trzy dni, głównie ze względu na szkołę. Ale tempo czytania miałam podobne - MUSZĘ CZYTAĆ.

Życie Sonei zmieniło się diametralnie od kiedy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2020/02/gildia-magow-trudi-canavan-powrot-po.html

"Minęło jakieś 7, może już nawet 8 lat od kiedy przeczytałam "Trylogię Czarnego Maga" Trudi Canavan.
Zakochałam się w niej wtedy bez pamięci. Była jedną z tych pierwszych serii, które wręcz pożarłam w kilkanaście godzin. I teraz, po latach, w końcu skompletowałam ją na swojej bibliotecznej półce. Bałam się jednak, że młodzieńcza miłość mogła już minąć, a cały czar serii prysł. Może już jej nie kocham? Przecież to było tak dawno temu... Sposób by się przekonać był tylko jeden - przeczytać jeszcze raz.

Historia zaczęła się niewinne, od rzutu kamieniem w tarczę maga Gildii...
Tarcza, inaczej bariera magiczna, może być zniszczona tylko przy użyciu magii, więc przez innego maga. Więc jak to możliwe, że w czasie corocznej Czystki przeprowadzanej w slumsach zwykła dziewczyna przebiła ją zwykłym kamieniem i raniła jednego z nich? Od tamtej pory Sonea nie była już tylko "zwykłą dziewczyną ze slumsów", ale poszukiwaną przez Gildię dziką. Z pomocą przyjaciół udaje jej się uciekać do czasu, gdy magia w niej drzemiąca zaczyna ją przerastać i przynosić destruktywne skutki. Jedynie znienawidzeni magowie Gildii mogą pomóc jej okiełznać magiczne zdolności. Czy przekona się do nich?
To już dalsza część historii...

Książka dzieli się na 2 główne części: tą dotyczącą ucieczki przed magami Gildii oraz tą opowiadającą historię Sonei wprowadzonej do szkoły magii. Pierwsza może wydawać się wielu osobom dość nużąca i niepotrzebna, bo przecież ile można uciekać? Ile można opisywać chowanie się przed magami? Jest kilka fajnych momentów, w których można poznać lepiej kilku bohaterów, choć chwilami niektóre fragmenty można by skrócić do krótkich rozdziałów (bo przecież wiadomo, do czego to prowadzi, prawda?), przez co skupić się na tej zdecydowanie ciekawszej, czyli drugiej, części. Fakt, druga część nie zapewnia wybuchów i pościgów (to było w sumie w pierwszej XD), ale za to pokazuje funkcjonowanie Gildii i magii w tym świecie.

A magia jest zdecydowania ciekawym aspektem. W każdej serii Canavan opiera się ona na czymś innym - w tym wypadku jest coś jak talent. Jedni ludzie mają predyspozycje do bycia magami, bo mają spory potencjał magiczny, inni nie mają go praktycznie wcale. Więc wszystko jest zależne od talentu i statusu społecznego, o którym potem. Magię można u kogoś wykryć i wtedy ją "obudzić", a można być też tak zwanym dzikim magiem, którego magia sama się "obudziła". To drugie niestety zobowiązuje do podporządkowania się Gildii i jej zasadom.

Wspomniałam o statusie społecznym. Niestety, żeby być magiem trzeba wywodzić się z wyższych klas społecznych. Osoby takie jak Sonea, pochodzące ze slumsów, nie mają wstępu do szkoły magii, choć jej przypadek jest wyjątkiem, co napędza jej nierzadko kłopotów. Ogólnie osoby z niższych warstw społecznych są mocno dyskryminowane, co pokazują coroczne Czystki, przez które zaczęła się właśnie historia Sonei. Ale niższe sfery nie są dłużne i również gardzą wyższymi, ich zachowaniem i próżnością.

Rozgadałam się o aspektach świata, a nie wspomniałam o bohaterach.

Oczywiście na pierwszym planie jest Sonea - dziewczyna mieszkająca z wujostwem slumsach. Przez taką a nie inną sytuację nie powodzi im się najlepiej. Jeśli patrzeć na pierwsze spotkanie z nią to wydaje się bardzo przeciętną dziewczyną, niezbyt zauważalną, po prostu normalną. Jej niezwykłość pojawiła się nagle i nawet dla niej była szokiem. Trzeba przyznać, że jest odważna i bardzo lojalna wobec swoich przyjaciół czy rodziny, choć nie czuje się dobrze w nowym świecie, co widać w drugiej części. Nie wiem czemu, ale od razu poczułam do niej sympatię i wciągnęłam się w jej losy.

Kolejną ważną postacią w tej historii jest Cery, właściwie Ceryni - przyjaciel Sonei. I to taki przez duże "P". Wykorzystuje wszystkie swoje możliwości i znajomości by pomóc Sonei w ukryciu się przed magami. A łatwe to nie jest, bo pościg jest cały czas na ogonie, a moce dziewczyny wymykają się spod kontroli.

Następny na liście jest mistrz Rothen. Uczestniczył od w tej "wyjątkowej" Czystce i był świadkiem obudzenia się mocy Sonei. Uczestniczy też w jej poszukiwaniach oraz wyraża chęć zajęcia się jej nauką. Oprócz niego do tej funkcji kandyduje mistrz Fergun (którego osobiście BARDZO nie trawię), który zarobił od niej guza kamieniem. Ale stanowczo Rothen wydaje się odpowiedniejszą osobą na to miejsce - nie najmłodszy już człowiek, bardzo łagodny i szczery z dziewczyną, powoli stara się zdobywać jej zaufanie do siebie i Gildii.

Z bardziej drugoplanowych postaci jest jeszcze Dannyl - przyjaciel Rothena, trochę od niego młodszy. Rothena można by nazwać jego mentorem. Przy moim pierwszym czytaniu nie pałałam do niego wielką miłością, a rozdziały z nim ciężko mi się czytało, co zmieniło się przy ponownym czytaniu. Nie do końca wiem skąd moja awersja przy pierwszym spotkaniu.

I jest jeszcze on, moja miłość - Akkarin! W tym tomie jest o nim niewiele, jest postacią bardzo skrytą i tajemniczą, ale chyba przez to najciekawszą ze wszystkich. Jego wątek w tle bardzo kusi, tak, że chce się znać więcej!

Ogólnie bardzo mi się podoba jak zawiłe są postacie - co widać potem bardziej w następnych tomach. Nie zawsze można je zaklasyfikować jako tylko złe albo tylko dobre, robiące dobrze czy źle. Każda z postaci ma swój charakter, zwyczaje, wady i zalety, motywacje czy obawy. Wydają się bardzo żywe.

Może nie będzie to porywająca książka dla kogoś dorosłego (choć ja nadal ją uwielbiam!), ale młodzieży stanowczo powinna przypaść do gustu. Nie jest to też typowa młodzieżówka, ale wydaje mi się, że jest to dość wartościowa pozycja, pokazująca budowanie zaufania, wybory stawiane przed młodymi ludźmi czy problem klas i dyskryminacji."

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2020/02/gildia-magow-trudi-canavan-powrot-po.html

"Minęło jakieś 7, może już nawet 8 lat od kiedy przeczytałam "Trylogię Czarnego Maga" Trudi Canavan.
Zakochałam się w niej wtedy bez pamięci. Była jedną z tych pierwszych serii, które wręcz pożarłam w kilkanaście godzin. I teraz, po latach, w końcu skompletowałam ją na swojej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2020/05/84-klatwa-kreatorow-trudi-canavan.html

Gdy światom nie zagraża już Raen, wszyscy mogą w końcu trochę odetchnąć. Najgorsze za nimi, teraz czas odbudować zniszczone wojną światy. Tym zadaniem zajęli się pod wodzą Baluki Odnowiciele.

Rielle, jako potężna kreatorka, zrezygnowała z wiecznej młodości na rzecz odnawiania zasobów magii w pozbawionych jej światach. Ich liczba jest tak wielka, że nawet z pomocą Odnowicieli, którzy wytyczali jej szlak potrzebujących światów, nie jest w stanie pomóc im wszystkim.

Tyen usiłuje odzyskać dobrą reputację, którą stracił będąc podwójnym agentem. Prowadzi niewielką szkołę magii, która jest prześladowana przez najemników wysyłanych ze szkoły magii w Liftre, tej samej szkoły, w której i on pobierał nauki.

Dodatkowo na horyzoncie pojawia się nowy problem, równie wielki jak niebezpieczeństwo ze strony Raena. Rielle, Tyen, Qall, Odnowiciele, a nawet starzy wrogowie muszą połączyć swoje siły i zmierzyć się z nowymi przeciwnościami, jakie spływają na wszystkie ocalone światy. A z tyłu głowy dalej gdzieś siedzi "Prawo Milenium" i "Klątwa Kreatorów"...




Nie muszę Wam mówić jak bardzo ekscytowałam się na myśl o ostatnim tomie "Prawa Milenium" i jak bardzo wychodziłam z siebie czekając na wiadomość o czekającej na mnie przesyłce.
Polecam liczyć ile w tej recce razy napiszę "świat/światy/światów". :P

Trudi jak zawsze kreuje niesamowite światy, a więc w serii, gdzie tych światów jest tysiące niesamowicie ważne jest by trzymały się one przysłowiowej kupy. I według mnie - robią to. Okropnie podoba mi się cały koncept magii, która spaja wszystko, bo nie jest tylko czymś istniejącym tak jakby wewnątrz maga, jako jakaś energia, a czymś w rodzaju "gazu" znajdującego się wszędzie wokół. Mimo tylu "magicznych" serii Trudi zawsze potrafi wymyślić coś zaskakującego, a mam tu na myśli motyw "Klątwy Kreatorów", o której nie chcę mówić, bo pospoileruję Wam wszystko. :P Ale tak mi się podoba wykorzystanie tego pomysłu, o którym słyszało się już wcześniej w serii.

Ilość światów wymaga opisów, a wszystkich mogą przytłoczyć te długie i zawiłe. A o dziwo tu jest inaczej - chce się pochłaniać te wszystkie opisy, jeszcze bardziej zagłębić się w cały ten świat. Dla mnie (,bo jestem człowiek-przydługi-opis) to po prostu uczta. Uwielbiam dowiadywać się więcej o świecie, o którym czytam. Dzięki temu lepiej się w nim czuję i odnajduję, a co za tym idzie - lepiej mi się czyta.

A uwierzcie mi - wciągnęłam się. Nic nie przebije tego, gdy miałam już się kłaść spać, ostatni rozdział, a na końcu pojawia się PEWNA POSTAĆ - moja reakcja to "DDDD:" i tyle było ze spania - ja musiałam wiedzieć co będzie dalej. :I
I przepraszam moją rodzinę, która o 00:30 pewnego dnia mogła usłyszeć głośne "TAK!!!" z mojego pokoju - po prostu mój true ship się zszedł i no soory, to było silniejsze. :P

To jak już wspomniałam o shipach i bohaterach - coś bez czego dla mnie dobra seria nie istnieje - zmiany charakterów, wpływ wydarzeń na charakter itp. Nie lubię płaskich, statycznych postaci. A tu widać duży rozwój postaci, nie tylko od ostatniego tomu, ale i od początku całej serii. Zmiana jest kolosalna i to jest świetne. Widać jak bohaterowie muszą dostosować się do nowych ról, jak radzą sobie z przeszłością, jaki miała na nich wpływ. Przez to stają się bardziej realni i kurdę, przez to ciężko się z nimi pożegnać.

Jeśli miałabym narzekać na coś w kwestii bohaterów to odrobinę na Qalla, którego przemiana jest dla mnie zaskakująco szybka - jeszcze chwilę temu był zagubionym dzieciakiem postawionym w takiej, a nie innej sytuacji, a teraz jest kimś wysoko postawionym (no spoilers :V) i mówiącym jak co najmniej 1000 letni Raen. Wiem kto mu siedzi w głowie, ale mam wrażenie, że młoda osoba miałaby więcej problemów z takim przystosowaniem się, choć okej. Potrafię to jeszcze jakoś zrozumieć i przetrawić.
Najbardziej boli mnie jednak główna zła tej serii (no spoilers again). Jest strasznie... Płaska. I nie mówię tu o obdarzeniu przez naturę krągłościami. Jest zła, bo jest zła. Jej motywacje - nah. Niby według siebie chce dobrze, trudna przeszłość w świecie prawie martwym, ple ple ple. W ogólnym rozrachunku wypada blado na tle innych bohaterów. A ta końcówka...

I mimo tych małych niedociągnięć i błędów wszystko byłoby idealne, gdyby nie właśnie zakończenie. Nie wiem kompletnie co oni sądzić. Wydaje mi się nieco za... Szybkie? Nie mówię tu o pisaniu kolejnego tomu, ale gdy przyszło zakończenie i epilog to miałam takie: "Co. I że to tak już? To koniec? JUŻ?". I nie mówię też, że jest złe, ale chyba po latach czekania oczekiwałam jakiego wielkiego BOOM i jestem nieco zawiedziona. Ale nie zmienia to faktu, że seria ta jest jedną z najciekawszych jakie czytałam.

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2020/05/84-klatwa-kreatorow-trudi-canavan.html

Gdy światom nie zagraża już Raen, wszyscy mogą w końcu trochę odetchnąć. Najgorsze za nimi, teraz czas odbudować zniszczone wojną światy. Tym zadaniem zajęli się pod wodzą Baluki Odnowiciele.

Rielle, jako potężna kreatorka, zrezygnowała z wiecznej młodości na rzecz odnawiania zasobów...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Śpiący Rycerze Agnieszka Fulińska, Aleksandra Klęczar
Ocena 7,7
Śpiący Rycerze Agnieszka Fulińska,...

Na półkach: , ,

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2020/04/83-spiacy-rycerze-aleksandra-kleczar.html

Prawie, że rok temu miałam okazję recenzować dla Was I tom serii "Dzieci Dwóch Światów", czyli "Mysią Wieżę". Co zmieniło się od tamtej pory?

Nasi młodzi obrońcy świata spotykają się ponownie - tym razem podczas ferii zimowych na Podhalu, organizowanych przez tatę Igora. I to nie mają być zwykłe ferie, oj nie. Inna sprawa, że dzieciaki przyciągają kłopoty jak magnes, no ale. Zimowisko ma być bowiem magiczne - w naukach ma ich wspomóc mistrz Twardowski, ich znajoma technoguślarka Lilianna i babcia Aliny, czyli "moja babcia czarownica". :P

Tyle, że już od początku nie wszystko idzie zgodnie z planem... "Hogwart" okazuje się niewypałem, bo zaginął mistrz Twardowski, a letnia przygoda daje o sobie znać.

"Mysia Wieża" była sama w sobie już dobrą książką młodzieżową, poruszającą tematy z zakresu mitologii słowiańskiej i legend polskich, co już jest świetne, bo jednak trochę tych legend mamy i są one jak najbardziej warte uwagi. Bałam się tylko, że drugi tom może "nie dać rady" pierwszemu, bo niestety często tak bywa. Oj, jak ja się pomyliłam!

Autorki tym razem kierują nas w stronę gór, bliższych mojemu sercu, bo prawie każde wakacje spędzam w ich okolicy. Dodatkowo jest to miejsce wielu znane - okolice Zakopanego. I to jeszcze przyprószonego śniegiem, bo akcja dzieje się, jeśli się nie mylę, w styczniu. Raz spędziłam w Zakopanem święta Bożego Narodzenia, więc powiem Wam, że potrafi być tam naprawdę magicznie. I taki też klimat miał towarzyszyć tej książce - śnieg, przygoda i magia. Bo jak wiadomo - jak jest Zakopane to jest i Giewont. A jak jest Giewont to są i Śpiący Rycerze! Ale oni nie są jedyną magią nawiedzającą tę okolicę, oj nie... To dopiero początek!
Muszę Wam przyznać, że czytanie o miejscach, w których się było i się je pamięta, dodaje dodatkowej magii. Bo niby znajome, ale to dodajmy szczyptę czegoś, tu pokażmy z innej strony. I od razu robi się... Magiczniej? :P
Ile razy napisałam tu już słowo "magia" w różnej formie?




Do naszego magicznego grona, czyli Hanki, Igora i Aliny dołączają nowi bohaterowie - Julka i Prosper, czyli kolejni uczestnicy zimowiska.
Julka to cukierkowy słoń w składzie porcelany - dziewczyna potykająca się dosłownie o własne nogi, postury zapaśniczki, ale lubiąca róż i brokat. Jest najstarsza w młodzieżowym gronie i mimo bycia niezdarą wszystkim matkuje. Dodatkowo robi się z niej niezły śpioch. Na początku miałam zarzucić, że przez to jej postać stała się nieco nudna, wręcz chwilami epizodyczna, ale gdy wyszło dlaczego tak jest... Okej, zwracam honor, wszystko stało się jasne i logiczne!
Prosper jest najmłodszy z całej bandy magicznych dzieciaków. Ma okulary jak denka od butelek i jest... Dziwny. I to raczej nie jest obelga. :P Z całej ekipy jest najbardziej tajemniczy i chyba rozwinięcie jego historii chciałabym poznać najbardziej, bo też jakoś tak o nim jest chyba najmniej.
Potem w historię wplata się jeszcze dwóch nowych kolegów - Franek i Giuseppe.
Franek jest synem gospodarza użyczającego lokum na zimowisko, więc rodowity góral. I jak się domyślacie - nie jest tu do końca przypadkiem.
Tak samo jak Giuseppe - syn instruktora jazdy na nartach, do którego za namową Hanki zapisują się dzieciaki. Myślicie, że jest tam tylko po to by podawać kijki? Ne-e.
Każdy z "nowych" wnosi do historii (i drużyny!) swój kawałeczek, spajający całość opowieści.

Oczywiście na tych postaciach się nie kończy - mamy ko-ko-koguta Twardowskiego, wracają starzy wrogowie, pojawiają się też nowi. Są nawet duchy (zaleciało Dziadami :P)! Ogromnie chciałam pochwalić za postać Przechery, bo jest naprawdę ciekawa i zabawna. Jeśli mogłabym ją porównać to kojarzy mi się totalnie z mitologicznym Lokim. Jego spór z kogutem - złoto. No, ale jak miałby być skoro to lis z kogutem? :P

Jedyną rzeczą, która może mnie lekko irytowała był fakt, że niektóre rzeczy działy się dziełem totalnie magicznego przypadku.
Ojej, nie mamy jak przejść?
Booom, magiczna interwencja nie wiadomo skąd!
Niby rozumiem, książka młodzieżowa i oparta na magii, ale na przykład ominięcie jazdy bryczkami do Morskiego Oka - po prostu puff i już! (Oczywiście nie popieram bryczek nad Morskie Oko, to straszne męczenie zwierząt. :C) Więc to był dla mnie jedyny taki szczegół, który nie do końca kleił się w książce, ale jestem w stanie zrozumieć taki zabieg.

Ale muszę przyznać, że jeden z rozdziałów, cały napisany gwarą góralską, sprawił mi nie lada problem! To nie jest oczywiście minus, bo to było dość ciekawe przeżycie. :D
Aż musiałam googlować słowa by cokolwiek z tego zrozumieć. Spędziłam nad tymi stronami więcej czasu niż nad resztą książki! :P

Ale brawa dla autorek, bo to coś nietypowego i ciekawego. No halo, gdzie macie opowieści po góralsku, nie licząc góralskich książek czy jakiś matur?

Plus jestem największą fanką koboldów. Bo tak.
(Wspomnienia z sesji RPG. Liga Upośledzonych Dżentelmenów. Pozdrawiam drużynę. ;'))

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2020/04/83-spiacy-rycerze-aleksandra-kleczar.html

Prawie, że rok temu miałam okazję recenzować dla Was I tom serii "Dzieci Dwóch Światów", czyli "Mysią Wieżę". Co zmieniło się od tamtej pory?

Nasi młodzi obrońcy świata spotykają się ponownie - tym razem podczas ferii zimowych na Podhalu, organizowanych przez tatę Igora. I to nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2019/08/82-wszechswiat-w-skorupce-orzecha.html

Opowiadałam Wam już kiedyś, że Hawking jest ważną postacią w moim astro-świryźmie. Ba, jedna z książek w bannerze na moim blogu reprezentuje "Teorię wszystkiego". Ta na samym dole, niebieska.
Podziwiałam i podziwiam nadal, ten człowiek zmienił moje spojrzenie na świat i naukę. Fakt, była to zmiana dość ciężka, bo moje pierwsze podejście do "Teorii wszystkiego" było jak wypranie mózgu. Taki natłok nowych informacji totalnie zmienia myślenie. Oczywiście w pozytywny dla mnie sposób. I tak jest z każdą kolejką książką. Więc nie inaczej było z "Wszechświatem w skorupce orzecha". Sięgnęłam po tę książkę nie tylko ze względu na uroczy tytuł.

Na czym ja tu... Ach tak.

"Wszechświat w skorupce orzecha" jest to książka omawiająca dość trudne zagadnienia z zakresu astrofizyki. Choć może nie trudne, a... Ciężkie do wyobrażenia i pojęcia? Może lepiej to brzmi.
Pisana jest językiem prostym na tyle, ile może pozwolić sobie autor przy takiej tematyce (mniam mniam, fizyka kwantowa, horyzonty zdarzeń i inne smaczne rzeczy). Dużym plusem jest to, że nawet tak nieprzyjemne w tłumaczeniu zagadnienia Hawking potrafi przedstawić w sposób całkiem prosty - przykłady z życia codziennego, różne porównania, czasem wyjątkowo zabawne. Każdy kto zna podstawy fizyki powinien się w tym połapać, choć może to chwilę zająć. Nie raz wracałam do poprzednich stron czy nawet rozdziałów by lepiej zrozumieć to co dzieje się potem. Potrafiłam nawet przerwać lekturę i masować skronie by przyswoić sobie właśnie przeczytane informacje. I nie martwcie się - wyobraźnia często zawodzi, jeśli ma do czynienia z fizyką kwantową czy innymi, podobnie abstrakcyjnymi pojęciami. ;')

Niektórzy mogą w takim razie stwierdzić, że w takim razie grupa czytelników jest dość mocno ograniczona. Cóż, poniekąd tak. Bo nie każdy, kto rozumie fizykę weźmie się za taką tematykę. Ale ci "wybrańcy", którzy odważą się sięgnąć po taki zakres materiału na pewno się nie zawiodą. Książka rozwija zagadnienia z poprzednich pozycji (czarne dziury, teoria strun) i uzupełnia je oraz poszerza o nowe (teoria bran, superstruny, supersymetria). Mimo niewielkiej wielkości ilość upakowanej w niej wiedzy to dobre kilka posiedzeń i sesji przemyśleń.

Innym plusem są na pewno ilustracje i schematy. Jeśli nie wystarczą Wam przykłady z życia codziennego czy porównania, to własnie one przyjdą z pomocą. Chwałą im, bo niektóre rzeczy naprawdę ciężko sobie wyobrazić, a takie schematyczny rysunek potrafi wiele pomóc.

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2019/08/82-wszechswiat-w-skorupce-orzecha.html

Opowiadałam Wam już kiedyś, że Hawking jest ważną postacią w moim astro-świryźmie. Ba, jedna z książek w bannerze na moim blogu reprezentuje "Teorię wszystkiego". Ta na samym dole, niebieska.
Podziwiałam i podziwiam nadal, ten człowiek zmienił moje spojrzenie na świat i naukę. Fakt,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2019/07/81-astrofizyka-dla-zabieganych-neil.html

Większość osób, gdy słyszy słowo "fizyka" to dostaje ciarek na myśl o tych wszystkich podstawówkowych czy gimnazjalnych mękach na tym przedmiocie. Z matematyką czy chemią nie jest lepiej, nie są to wielce uwielbiane przedmioty, raczej budzące strach i niechęć niż sympatię. Problem w nich polega na tym, że jeśli człowiek nie zrozumie ich podstaw to zniechęci się przed resztą, co często robi szkoła.

Ja akurat zawsze je lubiłam, ale wiem, że potrafią one napsuć krwi, jeśli nie są przystępnie prowadzone. I jeśli mogłabym wybrać nauczyciela fizyki to byłby nim właśnie Neil DeGreasse Tyson.

Neil deGrasse Tyson jest astrofizykiem znanym z popularyzacji nauki. W totalnym skrócie potrafi streścić całą historię Wszechświata - od Wielkiego Wybuchu, przez formowanie gwiazd i planet, aż po zagadnienia często tak abstrakcyjne, że ciężko uwierzyć w ich istnienie. I tak dochodzi do świata w jakim teraz przyszło nam egzystować.

Człowiek ten z tematów trudnych tworzy coś co jest intrygujące i wciągające. Opisuje wszystkie te skomplikowane procesy w sposób klarowny i przyjemny. Jasne, znajdzie się zawsze coś niejasnego, taka kolej rzeczy w uczeniu się nowości. Ale tu jest ta ważna różnica - Tutaj czytając i nie do końca rozumiejąc nie ma się wstrętu. Chodzi mi o to, że w szkole często jest to uczucie - nie wiem, nie umie, kij, nie nauczę się i ciul. Człowiek się zniechęca i tyle. A tu, mimo zgrzytów, nie ma tego problemu. Wystarczy lepiej doczytać, może posiłkować się jeszcze jakimś źródłem. Plus nie jest to totalnie sucha wiedza - przyjemnie się to czyta, są fragmenty, gdzie się człowiek uśmiechnie.

Ogromnie mnie cieszy, że w kwestii zagadnienia tak ciekawego jak astrofizyka, w końcu ktoś wziął się za tłumaczenie jej w sposób naprawdę przystępny, ciekawy i niezniechęcający. Spokojnie położyłabym tę książkę na szkolnej ławce jako podręcznik do podstaw astrofizyki!

Naprawdę, dla osób dopiero zaczynających przygodę z astronomią, fizyką czy ogólnie pojętymi naukami ścisłymi jest to książka idealna. Fakt, osoby znające już trochę temat mogą się nudzić, bo w sumie to "nihil novi", choć dla przykładu ostatni rozdział nawet eksperta zaciekawi i wrzuci w refleksyjny nastrój. :)

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2019/07/81-astrofizyka-dla-zabieganych-neil.html

Większość osób, gdy słyszy słowo "fizyka" to dostaje ciarek na myśl o tych wszystkich podstawówkowych czy gimnazjalnych mękach na tym przedmiocie. Z matematyką czy chemią nie jest lepiej, nie są to wielce uwielbiane przedmioty, raczej budzące strach i niechęć niż sympatię. Problem w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2019/07/80-zapytaj-astronaute-tim-peake-jak.html

Gdy człowiek myśli o podróży w kosmos w jego głowie kłębi się milion pytań.
Znalezione obrazy dla zapytania tim peake ask an astronautJak pachnie kosmos?
Czy na stacji kosmicznej można pić herbatę?
Jak skorzystać z toalety?
Ile waży kombinezon astronauty?

"Zapytaj astronautę" w 100% zgadza się z nadanym tytułem - jest to zbiór pytań i odpowiedzi na nie. Całość ułożona jest w swojego rodzaju historię, podzieloną na działy - od szkolenia na astronautę, po przygotowania do lotu w kosmos, relację z pobytu na ISS, lądowanie z powrotem na Ziemię. Należy dodać, że są to informacje rzetelne, podane przez autora, który jest astronautą. Całość książki jest utrzymana w raczej luznym stylu, Tim tłumaczy wszystko językiem przystępnym i zrozumiałym, nawet dla laika w tej dziedzinie. Książka okraszona jest wieloma rysunkami i zdjęciami autora, co dodatkowo ją wzbogaca, tłumacząc niektóre kwestie obrazowo.

Znalezione obrazy dla zapytania tim peake ask an astronautGdy sięgnęłam po tę książkę to myślałam, że nie dowiem się nic nowego. Bycie astro-świrem zobowiązuje, więc staram się być na bieżąco ze wszelkimi nowinkami czy ciekawostkami. Zostałam miło zaskoczona! (Kto by pomyślał jakie ciekawe potrawy można zjeść na ISS!)

Może to nie są rzeczy, które kompletnie zmieniają całą moją wiedzę o wszechświecie, ale jednak fakty, których nie dowiem się z innych książek, ponieważ są to przeżycia osoby, która w kosmosie była i dzieli się tym z czytelnikami. Pozwala to lepiej zrozumieć pracę jaką osoby na ISS robią, jak wiele poświęcenia wkładają w to czym się zajmują. Jak wymagające, trudne i niebezpieczne jest bycie astronautą.

Bardzo podoba mi się to, że chwilami Tim odbiega od takiego suchego odpowiadania na pytania i zapędza się w opowiadanie historii. Wiecie, że nie jest to tylko "było tak i tak" tylko tą opowieść się czuje. Widzi się emocje autora, przeżycia, każdy zachwyt nad pięknem Ziemi w oddali.

"Ziemia to wyjątkowy błękitny klejnot, oaza życia rysująca się z uderzającym kontrastem na tle ciemnej otchłani kosmosu."

Jest to książka na pewno inspirująca i pouczająca. Pokazuje, że trzeba dążyć do spełniania swoich marzeń. Zdobywać wiedzę, która pozwoli to zrealizować. I co ważne - nie poddawać się. :)

I odpowiadając na pytanie z tytułu posta:

"Najbardziej romantyczna teoria głosi, że zapach przestrzeni kosmicznej to woń gasnących gwiazd."

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2019/07/80-zapytaj-astronaute-tim-peake-jak.html

Gdy człowiek myśli o podróży w kosmos w jego głowie kłębi się milion pytań.
Znalezione obrazy dla zapytania tim peake ask an astronautJak pachnie kosmos?
Czy na stacji kosmicznej można pić herbatę?
Jak skorzystać z toalety?
Ile waży kombinezon astronauty?

"Zapytaj astronautę" w 100%...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Biuro M Alek Rogoziński, Magdalena Witkiewicz
Ocena 6,8
Biuro M Alek Rogoziński, Ma...

Na półkach: , ,

Basia jest kobietą, która wybitnie nie ma szczęścia do mężczyzn. Gdy jej trzeci związek z kolejnym Michałem się rozpada, w wyniku dość ciekawych zbiegów okoliczności przeprowadza się do Miasteczka wraz z jedynym odpowiednim dla niej w tej chwili mężczyzną - kotem Puszysławem pozbawionym męskości.

Do tego samego Miasteczka trafia Jacek, który szuka nowej pracy, kolejnej z kolei, bo coś mu nie idzie w każdym zawodzie.

Tak więc nasi bohaterowie spotykają się za biurkiem biura matrymonialnego Minerwa.

Długo czekałam aż w końcu będę mogła przeczytać tę książkę iiiiii...
Nieco się zdziwiłam?
W skrócie - nie zawsze ufajcie okładkom i opisom, bo potrafią zniekształcać obraz.
Wracając. Znając już nieco możliwości jednej z połówek duetu autorów, bo czytała co nieco Rogozińskiego, wiedziałam, że na pewno będzie to książka na zły humor.
Nie myliłam się.
Może ze śmiechu nie płakałam, ale moje głupawe uśmieszki raczej nie uszły w autobusie pełnym ludzi. Sami bohaterowie (chwilami mocno przerysowani), sytuacje (czasem totalnie nieprawdopodobne), dialogi (,Puszysław). Wszystko to sprawiało, że "banan na twarzy" rósł. I w tym całym absurdzie to jednak działało i trzymało się przysłowiowej "kupy".

Z tego co się dowiedziałam akcja książki nie jest przypadkowa. Jest to Miasteczko, znane już z poprzedniej książki tego duetu autorów, czyli z "Pudełka z marzeniami", w które niedawno się zaopatrzyłam. Ja to zawsze zaczynam od 4 liter strony... :P

Basię i Jacka Wam już przedstawiłam, to czas na resztę postaci.
Mamy szefową z piekła rodem, na którą tylko mocne ziółka (usypiające) mogą podziałać.
Do tego obok biura urzęduje wróżbitka Nashira, pani-babcia wróżąca z kart.
Jeszcze dalej pan Waldzio, taki tam zielarz co się wiecznie z wróżką gryzie (ich rozmowy to złoto <3).
Mamy trzech Michałów i naczelną zdzi... Niemiłą panią (:V), czyli Elwirkę, którą swą słodyczą powodowała u mnie odruch wymiotny.
No i mój oczywisty faworyt - Puszysław. Piękny kot, który jak najbardziej jest kotem i po kociemu się zachowuje. Bardzo ważna notka dla autorów - Było go stanowczo za mało!
Więc gama bohaterów jest barwna i bogata. :P

Basia jest kobietą, która wybitnie nie ma szczęścia do mężczyzn. Gdy jej trzeci związek z kolejnym Michałem się rozpada, w wyniku dość ciekawych zbiegów okoliczności przeprowadza się do Miasteczka wraz z jedynym odpowiednim dla niej w tej chwili mężczyzną - kotem Puszysławem pozbawionym męskości.

Do tego samego Miasteczka trafia Jacek, który szuka nowej pracy, kolejnej z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2019/05/76-porwanie-kathryn-lasky-teraz.html

Sowy to stworzenia wspaniałe.
Dumne.
Piękne.
I przeurocze.
Więc gdy tylko dostałam propozycję przeczytania książki właśnie o nich to długo nie myślałam. Ba, ja już wiedziałam, że chcę ją przeczytać i to migiem!

Pierwszy tom otwierający sagę "Strażników Ga'Hoole" jest odzwierciedleniem typowej walki dobra ze złem, ale przedstawionej w nieco inny sposób. Autorka posługuje się sowami, kreując z nich bohaterów zarówno bardzo ludzkich jak i sowich, jeśli mogę tak to ująć. Bo niby przejawiają ludzkie zachowania i emocje, ale nadal to ptaki, zachowujące się jak, o dziwo, ptaki. Mają swoje rytuały, obrzędy, zachowania, sposoby wyrażania się. Nawet dostosowane do ich jestestwa powiedzonka!

Tak więc przechodzimy do postaci, przedstawionych nawet w spisie na początku książki. Najważniejszy jest Soren - młodziutka płomykówka (one są śliczne <3), wypchnięta z gniazda przez starszego brata i zabrana od rodziny przez członków Akademii. Drugą najważniejszą bohaterką jest Gylfie - przesłodka, mała kaktusówka (przez którą za dzieciaka chciałam mieć kaktusówkę) o wielkich słowach. Ten duecik to duet idealny - dwa ptasie móżdżki "w zbrodni".

Książkę czyta się bardzo lekko i szybko (halo, 4 razy 40 minut w autobusie?), a fabuła, mimo typowej walki dobra ze złem, ciekawa i wciągająca. Seria skierowana jest raczej dla młodszych czytelników, choć są momenty, których się nie spodziewałam w książce młodzieżowej. I nie, zabierzcie te kosmate myśli, mówię tu o pewnej dość krwawej scenie. Byłam w szoku, ale raczej pozytywnym, bo zostałam ciekawie zaskoczona. A jest tam kilka takich zaskakujących smaczków, co jest jeszcze bardziej na plus.

Bardzo podoba mi się wydanie. Okładka jest śliczna (bo sowa?), z wypukłymi literami. W środku znajdziemy mapę, która momentami naprawdę się przydaje (ja serio się gubię, nawet w książkach). Do tego spis bohaterów, który jest ciekawym dodatkiem, który spotykam ostatnio niezwykle rzadko. Przyznam, że kilka razy zerkałam by nie zapomnieć imienia danej postaci. Albo przypomnieć sobie kto jest kim w Akademii. Do tego całość książki ma w sobie wiele ciekawostek przyrodniczych na temat sów - zarówno typowo biologicznych i anatomicznych, jak i czysto humorystycznych. I muszę przyznać, ze jest bardzo filmowa, zwłaszcza przez te piosenki, które można znalezć w środku. Jedną z nich znajdziecie w cytatach. Jest urocza!

Sówki na pewną wpadną w gust i młodszych i starszych czytelników, są przesłodkie. A historia, która może wydawać się banalna potrafi zarówno rozbawić, zaszokować jak i sprawić, że na twarzy pojawi się uśmiech. Jak mówi opis - jest to książka o przyjazni, poświęceniu, bohaterstwie, rodzinie, czyli wartościach ważnych w życiu każdego człowieka. I każdej sówki!

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2019/05/76-porwanie-kathryn-lasky-teraz.html

Sowy to stworzenia wspaniałe.
Dumne.
Piękne.
I przeurocze.
Więc gdy tylko dostałam propozycję przeczytania książki właśnie o nich to długo nie myślałam. Ba, ja już wiedziałam, że chcę ją przeczytać i to migiem!

Pierwszy tom otwierający sagę "Strażników Ga'Hoole" jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2019/05/77-wojna-bogow-ukasz-radecki.html

Historia zaczyna się niewinnie. Trójka rodzeństwa spędza czas na wycieczce do Biskupina. Typowa, szkolna wycieczka - a tu pierwsze co to zwiedzanie toalet, a tu żarcie, wszyscy lecą po pamiątki zamiast zwiedzać. Wiecie jak to jest z dzieciakami.

Weronika i Zbyszek są blizniakami, które jak to blizniaki - wiecznie ze sobą drą koty, z racji tak różnych charakterów. Do tego mamy jeszcze Kacpra, który jest adoptowany (co często wypomina mu Zbyszek). Rodzeństwo jest tak różne, że często są między nimi spory, ale jednocześnie potrafią się jednoczyć ze sobą jeśli zajdzie taka potrzeba.

Wracając.
Wycieczka zaczyna się komplikować, gdy Weronika, zirytowana przez Zbyszka i całą osadą, która tylko pięknie wygląda na zdjęciach, a naprawdę jest kiczowata, udaje się w poszukiwaniu pomnik Światowida. I tak przypadkiem przed jej oczami rozgrywa się scena kłótni boga z jego wnukami. Za przegraną bitwę i śmierć brata muszą ponieść karę - muszą wystawić swoich ludzkich reprezentantów do walki w zawodach z czempionem Czarnoboga. Oniemiała Weronika patrzy na to nie wiedząc, że nagle obok niej pojawia się Zbyszek, który zaczyna swoje komentarze, jak i potem Kacper, który nie wytrzymuje gadania brata i, delikatnie mówiąc, dochodzi do rękoczynu. Cała trójka kotłując się w bójce ląduje na pomniku Światowida.

Weronika budzi się w chacie niejakiej Nieradki, od której dowiaduje się, że nie jest w żadnej ukrytej kamerze i to nie żart, a do chaty babinki przyniósł ją Bolesław.

Zbyszek budzi się na leśnej polanie gdzieś pośrodku głuszy, a chwilę potem znajduje go banda zbrojnych z plemienia Radoszan. I jak to on - wdaje się z nimi w bójkę.

Kacper budzi się na wozie jadącym nie wiadomo gdzie. Razem z nim jest kilku innych chłopców. I przypadkiem dowiaduje się, że jest, jak reszta, ofiarą dla demona zwanego Matohą.

Lądując jakieś półtora tysiąca lat wstecz dzieciaki zostają rzucone na głęboką wodę. Jak poradzić sobie w świecie bez technologii? A do tego z magią?
Nie wiedzą, gdzie są (oprócz tego, że na terenach Polski, gdy jej jeszcze na mapach nie ma), nie wiedzą jak wrócić, nie wiedzą nic o świecie. Jak żyć?

W oczy może rzucać się pewien dobrze już udeptany schemat - trójka dzieciaków ląduje w jakimś magicznym świecie. A więc, czy jest coś co wychodzi poza schemat?
A no jest. Jeszcze nikt nie rzucał dzieciaków po świecie słowiańskich mitów. Taki rodziny Percy Jackson, ale fajniejszy.
Bo co, nasza mitologia gorsza?
Bujda na resorach, wcale nie jest gorsza!
To plus przyjemny sposób pisania autora daje mieszankę idealną dla młodzieży. Wartka akcja, ciekawi bohaterowie (ludzcy czy nie), mityczne istoty i bóstwa, magia, gusła i czary! Niby zwykła walka dobra ze złem, ale jednak też coś więcej.
Cieszy mnie, że młodzi mogą z takich pozycji jak ta poznać co nieco z kultury, która przecież jest nasza. Dzięki temu książka nie tylko jest dobrą zabawą, ale i pożyteczną nauką historii.

Muszę jeszcze na koniec dodać, że strasznie podoba mi się ten gradient kolorów na okładce, tak jakoś strasznie przykuwa mój wzrok. :)

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2019/05/77-wojna-bogow-ukasz-radecki.html

Historia zaczyna się niewinnie. Trójka rodzeństwa spędza czas na wycieczce do Biskupina. Typowa, szkolna wycieczka - a tu pierwsze co to zwiedzanie toalet, a tu żarcie, wszyscy lecą po pamiątki zamiast zwiedzać. Wiecie jak to jest z dzieciakami.

Weronika i Zbyszek są blizniakami, które jak...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mysia Wieża Agnieszka Fulińska, Aleksandra Klęczar
Ocena 7,4
Mysia Wieża Agnieszka Fulińska,...

Na półkach: , ,

Pełna recenzja:
https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2019/04/74-mysia-wieza-o-krolu-co-go-myszy-zjady.html

Igor wraz z tatą jak co roku udaje się na wykopaliska, z racji zawodu ojca, który jest archeologiem. I nie, nie spodziewajcie się złotych artefaktów i kryształowych czaszek z Indiana Jonesa. Wykopaliska są w okolicy Kruszwicy, nad jeziorem Gopło. Może nie brzmi specjalnei pasjonująco, ale niecodzienne odkrycie potrafi zmienić zdanie.
Puszczając kaczki na jeziorze odkrywa, że jest obserwowany. I tak poznaje Hankę, która przyjechała wraz z rodziną na wakacje. Dziewczyna prowadzi go do znalezionych ruin i tak zaczyna się przygoda z myszami.
I tak oto nudne wakacje zmieniają się w misję ratowania świata przed złym Popielem i jego ukochaną Dragomirą.

Tak więc przed nami mitologia słowiańska z nutką magii.
Guślarze? Są.
Licho? Jest.
Gadające myszy? Są.
Zły król i wiedzma? Obecni!
Jak już wspominałam w poprzedniej recenzji, również z wątkiem mitologicznym, nie jest łatwo dobrze go w powieść wpasować. Tu mamy legendę o Popielu, którą trzeba było wpleść w historię tak, by nie była ani głupia ani bez sensu. W tym przypadku mamy lekką w czytaniu przygodę dwójki dzieciaków, których los złączył w celu pokonania zła.

Może nie brzmi to dla niektórych zbyt ambitnie, ale dodam, że to książka dla dzieci i młodzieży. Może prolog i grubość książki o tym nie świadczą, ale tak jest. Choć co to za książka dla dzieci, która podoba się tylko dzieciom?
Może i lekko przewidywalna, ale jednak wciąga. Do tego jest przezabawna. Relacja dwójki głównych bohaterów jest po prostu urocza.


Narracja prowadzona jest z dwóch perspektyw - Igora i Hanki, co jest zabiegiem jak najbardziej dobrym. Pozwala to towarzyszyć obu bohaterom w ich przygodach, które chwilami rozchodzą się do dwóch różnych miejsc i sytuacji. Dodatkowo pozwala lepiej poznać bohaterów, którzy są dość specyficzni. :)

Propo bohaterów. Zabawne jest to jak różnią się od siebie. Igor jest chłopcem, który przez pracę taty interesuje się historią i ogólnie pojętą klasyką. Można by go uznać za trochę dziwnego, patrząc na dzisiejsze dzieciaki. Hance za to nie obca jest popkultura (co chwilę wspomina Iron Mana <3), jest fanką sportu i geologii. Niby totalnie dwa światy, ale łączą ich wątki.
I niech nie zwiedzie Was okładka - oni nie są AŻ tak młodzi. :)

Plus podoba mi się, że książka nie skupia się tylko na głównych bohaterach, ale ich rodzinach. Naprawdę, czasami miło jest zobaczyć, ale postać ma rodzinę. Ile to ja się naczytałam książek czy opowiadań o sierotach, których rodzice zginęli, bo (tu wstaw jakiś powód, który pozwoli postaci biegać do woli w świecie pełnym magii). To już męczące!


Jako ciekawostkę dodam, że jedna z autorek jest tłumaczem książek Riordana, co czuć chwilami dość mocno (choćby tytuły rozdziałów!), jak i mojej kochanej Trylogii Czarnego Maga Canavan. Więc może dlatego niektórym kojarzyć się to z takim słowiańskim Percy'im czy Magnusem Riordana, co raczej jest komplementem dla powstającej serii.

Pełna recenzja:
https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2019/04/74-mysia-wieza-o-krolu-co-go-myszy-zjady.html

Igor wraz z tatą jak co roku udaje się na wykopaliska, z racji zawodu ojca, który jest archeologiem. I nie, nie spodziewajcie się złotych artefaktów i kryształowych czaszek z Indiana Jonesa. Wykopaliska są w okolicy Kruszwicy, nad jeziorem Gopło. Może nie brzmi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2019/03/73-smocza-pera-yoon-ha-lee-sci-fi-i.html

Pewnego dnia Min budzi się na dzwięk nowego głosu w jej domu. Nie jest to żaden z dobrze jej znanych domowników, więc musi to być ktoś totalnie obcy. I ma rację. W jej domu pojawił się agent Sił Kosmicznych, który pofatygował się na jej zapomnianą przez świat planetę tylko po to by przekazać, że brat głównej bohaterki - Jin - zdezerterował z jednostki. Min wie, że to nie może być prawda, jej brat nigdy by tego nie zrobił. Do tego narobiła niezłego kwasu przy agencie, przez co musi przyspieszyć swój pomysł dowiedzenia się co się stało z jej bratem.
Jak potoczy się teraz jej historia?

Pierwsze co rzuca się to temat książki - sci-fi i mitologia?
To może działać?
Tak, to może działać i działa całkiem dobrze. Mimo dość nietypowego połączenia (bo jeszcze się chyba z tym nie spotkałam) całość jest wyjaśniona nawet logicznie i trzyma się przysłowiowej "kupy". Choć fakt, sporo osób zarzuca, że mało tam mitologii w mitologii. Przyzwyczajenie do Riordanowskiego przesytu boskością (bo to seria "Rick Riordan przedstawia") sprawia, że tutaj wydaje się, że jest tego naprawdę mało. Ale w sumie dobrze, że nie ma tego dużo, bo mogłoby to trochę przyćmić historię.


Idąc dalej. Mimo że książka wydaje się raczej przeciętna to jednak coś do niej ciągnie. W ciągu tych 350 stron dzieje się naprawdę wiele, na tyle, że ciężko oderwać się od czytania. Po prostu dobrze się przy niej bawi.

Mocną stroną książki jest jej humor. Praktycznie w każdym rozdziale jest coś co chociaż uśmiech na twarzy wywoła. Patrząc na grupę docelową czytelników jest to zabieg wręcz idealny. A ja nie narzekam jak do książki można się uśmiechnąć. ;)


Muszę przyznać, że Min, mimo bycia 13-letnią dziewczynką, z kartki na kartkę coraz bardziej daje się lubić i widać, że z tej dziewczynki staje się kobietą. Bardzo podoba mi się ta przemiana postaci, pokazująca jak sytuacja w jakiej się znalazła sprawiła, że musiała się dostosować i walczyć o swoje. Przez to jej postać wydaje się naprawdę ciekawa.
Ale nie tylko jej posta jest interesująca. Kolejną wartą uwagi postacią jest Sujin - dokkaebi, czyli goblin, który posiada czapkę niewidkę i magiczny łyżkowidelec. :P
To trochę taka ja gdybym potrafiła czarować. Chowanie się po kątach i tworzenie przekąsek z powietrza. O tak, to stanowczo ja. Byłabym dobrym goblinem. :P


Paczkę przyjaciół zamyka jest Haneul - smoczyca w ludzkiej skórze, kontrolująca pogodę i wodę. Tutaj troszkę żałuję, że nie mieliśmy okazji poznać jej bardziej smoczej natury (nie licząc chrapania :P), bo patrząc jak wyglądały i zachowywały się lisy czy tygrysy to byłam bardzo ciekawa smoka. Cóż, może w kolejnej części?

Wydaje mi się też, że skoro jest to młodzieżówka, skierowana nawet do młodszej młodzieży to mogę doszukać się tu jako tako morału, a już na pewno wartości, które są ważne. Przyjazń, miłość, braterstwo, zaufanie, walka dobra ze złem, zdrada, chciwość... Tematy, które naprawdę są istotne.

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2019/03/73-smocza-pera-yoon-ha-lee-sci-fi-i.html

Pewnego dnia Min budzi się na dzwięk nowego głosu w jej domu. Nie jest to żaden z dobrze jej znanych domowników, więc musi to być ktoś totalnie obcy. I ma rację. W jej domu pojawił się agent Sił Kosmicznych, który pofatygował się na jej zapomnianą przez świat planetę tylko po to by...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2018/07/50obietnica-nastepcy-trudi-canavan.html

Obietnica Następcy jest trzecim tomem serii "Prawa Milenium". Muszę przyznać, że długo było nam czekać na ten tom, oj długo i niecierpliwie by dowiedzieć jak zakończy się historia Tyena i Rielle. Ale czy napewno zakończy?

Tyen, po okrzyknięciu go zdrajcą, próbuje zacząć życie w świecie zwanym Doum. Mimo mieszkania tam od jakiegoś czasu i wyrobienia sobie dobrej pozycji społecznej mieszkańcy nadal traktują go jak osobę obcą. Ciągle jest rozbity na dwie strony - utrzymyje zarówno kontakt z Baluką, przywódcą Odnowicieli jak i z Dhalim, Najwierniejszym Raena, który nadal usiłuje go przekonać do wskrzeszenia wielkiego maga. Nadal również uparcie szuka sposobu na przywrócenie Velli jej ludzkiego ciała.

Po zapewnieniu Qallowi bezpiecznego schronienia wśród zaufanych Podróżników zamieszkała w Murai. Stara się nie rzucać w oczy ze swoimi magicznymi zdolnościami, zajmuje się tworzeniem wzorów do mozaik, co idzie jej całkiem niezle patrząc na jej artystyczne zainteresowania.

Losy obojga ponownie łączą się, gdy między Ceramikami z Doum z Kupcami z Murai wybucha konflikt. Tyen i Rielle próbują obronić swoje nowe światy od wojny, ale sprawy coraz bardziej się komplikują.

Książka zaczyna się naprawdę świetnie - jest porywająca akcja, jest czas na rozważania, wszystko na swoim miejscu i w swoim czasie. Do tego z dwóch perspektyw, bo dalej towarzyszą nam Tyen i Rielle. Potem jest już nieco gorzej. Raz się dzieje tyle, że ciężko to ogarnąć, raz wszystko zwalnia do tempa ślimaka na urlopie. A potem, pod sam koniec książki, następuje totalne przyspieszenie do utraty tchu i nóg, które niby rozwiązuje wszystkie ważne wątki. Czytelnik sobie myśli "O kurczę, dzieje się i to ostro." i boom! Potyka się o epilog jak o próg zwalniający.
Obietnica Następcy rzeczywiście była obietnicą, ale taką, która nie do końca została dotrzymana, przynajmniej w moim odczuciu. Po poprzednim tomie spodziewałam się totalnej bomby, a dostałam takiego dużo lepszego średniaczka. Uwielbiam każdą z książek Trudi, ale liczyłam chyba na za dużo. Co nie zmienia jednak faktu, że dobrze czytało mi się kontynuację przygód Tyena i Rielle, na które czekałam z niecierpliwością. Cała seria Prawa Milenium wciągnęła mnie bez reszty, chyba właśnie ze względu na te dwie perspektywy (które kojarzyły mi się również z Panem Lodowego Ogrodu), więc i ten tom szybko przeczytałam. Uwielbiam opisy światów kreowanych przez Trudi. Albo prezentowane przez nią postacie. Zdążyłam się już przyzwyczaić do niektórych "głupotek", więc może dlatego mi to tak bardzo nie przeszkadza.
Dlatego też z niecierpliwością będę czekać na kolejny tom! Ciekawi mnie jak w zwiącku z Maker's Curse rozwiąże się historia zarówno Rielle i Tyena jak i Qalla, Baluki czy kochanego przeze mnie Raena.

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2018/07/50obietnica-nastepcy-trudi-canavan.html

Obietnica Następcy jest trzecim tomem serii "Prawa Milenium". Muszę przyznać, że długo było nam czekać na ten tom, oj długo i niecierpliwie by dowiedzieć jak zakończy się historia Tyena i Rielle. Ale czy napewno zakończy?

Tyen, po okrzyknięciu go zdrajcą, próbuje zacząć życie w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2017/04/31-wezmisz-czarno-kure-andrzej-pilipiuk.html

A więc kolejny tomik Wędrowyczowych przygód za mną. Co mogę o nim powiedzieć?
W sumie nihil novi, dość podobny do swych poprzedniczek pod względem zarówno budowy jak i przekazywanych w nim treści. Znowu mamy ten sam podział na krótkie opowiadania, raczej tylko luzno powiązane ze sobą, nie stanowiące spójnej całości fabularnej, tak jak na przykład w "Czarowniku", gdzie mieliśmy tylko 4 opowiadania i całą spójną historię.

Tu macie spis ich tytułów:
Weźmisz czarno kure...
Problemy
Bimbrociąg
Dom bez klamek
Drewniany umysł
Dziadek
Lenin
Lenin 2: Coś przetrwało
Okazja
Ostatnia posługa
Znalezisko
W kamiennym kręgu
Ostateczna polisa na życie
Park Jurasicki
Reprywatyzacja
Spowiedź
Titanic
Zbrodnia doskonała
Pogotowie
Streszczać ich po kolei Wam nie będę, ponieważ są na tyle krótkie, że popsułabym Wam całą zabawę w zapoznawanie się. :)
A jak wiemy, spoilerowanie to zło, więc tego nie robimy. :P
Mogę tylko powiedzieć, że "Bimbrociąg" jest przezabawny, to co wyprawia egzorcysta to po prostu bajka, pozazdrościć pomysłowości. Niby tylko o alkohol chodzi, a dedukcja godna Sherlocka Holmesa. Tak samo "Drewniany umysł". Po prostu cudo. Już nigdy nie spojrzycie na orzechy włoskie tak samo. A na "Leninie" to musiałam momentami się powstrzymywać od głupiego uśmieszku towarzyszącego mi cały czas podczas czytania, tak samo w kontynuacji. Lenin jak żywy! Uwierzcie mi, to co wyprawia Jakub może przyprawić o zawroty głowy. I to nie z powodu tak dużego stężenia alkoholu!
Jeśli mam być szczera - nie wiem co jeszcze mogę o tym powiedzieć. Tomy te są bardzo podobne, a nie chcę opisywać poszczególnych opowiadań, bo zdradzę o nich wszystko, a nie o to chodzi. A nie chcę też cały czas pisać tego samego. Więc na tym raczej zakończę. :)

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2017/04/31-wezmisz-czarno-kure-andrzej-pilipiuk.html

A więc kolejny tomik Wędrowyczowych przygód za mną. Co mogę o nim powiedzieć?
W sumie nihil novi, dość podobny do swych poprzedniczek pod względem zarówno budowy jak i przekazywanych w nim treści. Znowu mamy ten sam podział na krótkie opowiadania, raczej tylko luzno powiązane ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2018/07/49-wieszac-kazdy-moze-andrzej-pilipiuk.html

Kolejny tom cyklu Jakubowego za mną.
Który to już? Piąty?
Zastanawiałam się, kiedy pan Pilipiuk przekroczy granice absurdu.
Cóż, w tym tomiku na pewno. :)
Skąd on czerpie takie pomysły? Myślałam, że czytałam już chyba wszystko... Ale nie! Pomyliłam się! Powiem tyle - Pola Trzcin. To jest po prostu złoto. Czyściutkie złoto całego Egiptu.

Po pierwsze to opowiadanie jest naprawdę długie! I to tak naprawdę naprawdę! Zazwyczaj opowiadania w serii o Wędrowyczu są stosunkowo krótkie, lecz tu dostajemy kawał sporego tekstu! Było to dla mnie dość zaskakujące na początku, ale szybko się wciągnęłam (jak zawsze :P) i nie było więcej gadania.

Po drugie.
Potraficie wyobrazić sobie Lenina, Dzierżyńskiego czy Stalina w zaświatach egipskich? Zaraz obok tych wszystkich prastarych bóstw? Lepiej, wprowadzających tam swoje własne, wesołe inaczej zasady? Do tego dodajmy klątwy, epicką podróż sterowcem przez Europę czy przypadkowe ratowanie świata przed wampirami. Wampiry zawsze muszą być. Ach, te wampiry. Codzienność Wędrowyczowska. :P

Fakt, mamy też kilka innych krótkich opowiadań (jak na przykład ciocia Agnieszka, śmiechy-hihy z Unii Europejskiej czy również wielbiony przeze mnie wieśmin), ale stanowczo to Pola Trzcin zbierają większość oklasków. Bądzmy szczerzy, tego konceptu nic chyba nie pobije. :D
Wędrowycz to specyficzny rodzaj głupokowatego i prymitywnego humoru, który jest świetną odskocznią od poważniejszych powieści czy po prostu genialnym odstresowywaczem. Powinnam po prostu zrobić listę książek "Na doła" i wpisać tam całego Wędrowycza. :P

Macie doła?
To go zakopcie!
Zapraszam po Wędrowycza!

Sięgając po kolejne tomy w pewnym sensie wiadomo czego się spodziewać, no bo ta sama forma, krótkie opowiadania, ten sam humor. Ale jednak jest zawsze coś takiego co czytelnika i tak zaskoczy. Kolejne granice łamanego absurdu czy jeszcze dziwniejsze wybryki Jakuba.

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2018/07/49-wieszac-kazdy-moze-andrzej-pilipiuk.html

Kolejny tom cyklu Jakubowego za mną.
Który to już? Piąty?
Zastanawiałam się, kiedy pan Pilipiuk przekroczy granice absurdu.
Cóż, w tym tomiku na pewno. :)
Skąd on czerpie takie pomysły? Myślałam, że czytałam już chyba wszystko... Ale nie! Pomyliłam się! Powiem tyle - Pola Trzcin....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2018/06/48-asasyni-i-sojusznicy-justin-somper-z.html

Władca Archenfieldu, książę Anders, został zamordowany w niewyjaśniony sposób. Ciężar władzy spada na jego młodszego brata - Jared. Odtąd los całego Archenfieldu ma spoczywać w jego rękach. , Mimo braku doświadczenia i obaw niemal natychmiast zostaje rzucony na głęboką wodę.
W tym samym czasie zaczyna się tropienie zabójcy księcia Andersa, którym zajmuje się głównie Axel, kuzyn Jareda. Nie jest dla nikogo nowością, że to on pragnął władzy po zmarłym królu. Ale czy mógłby posunąć się do takiego czynu?
Dodatkowo w śledztwie, oczywiście nieoficjalnie, bierze udział Asta, która jest bratanicą lekarza. Dzięki wiedzy swojej i wuja stara się rozwikłać zagadkę tożsamości zabójcy.

"Asasynów i sojuszników" dostałam na bodajże 18 urodziny od mojej przyjaciółki Sary (loff Hobbicie <3 ), przeczytałam też już dobre kilka miechów temu. Ale mój stosunek do tej książki raczej się nie zmienił - wydaje mi się, że jest to dobrze i ciekawie napisana książka. Jest w niej element zaskoczenia, mamy sporo ciekawych bohaterów i wątków. Chwilami nawet dałam się zaskoczyć, choć na moje nieszczęście przewidziałam tożsamość zabójcy króla. No gorzej być nie mogło. I to gdzieś w połowie książki, więc to nieco psuło mi lekturę. Bo dalej tylko wszystko łączyło się w tej układance, a ja takie "wiem, wiem, dalej". Choć nadal uważam, że mógł być to tylko mój ślepy traf, który się sprawdził.
Momentami też postacie, niektóre tylko, wydawały mi się dość stereotypowe. Plakietki typu "dobry", "zły", "lekarz" czy coś w ten deseń. Taki typowy przykład danej grupy. Przez to chwilami całe śledztwo mogło wydawać się drętwe. Bo "dobry" powie "nie", "zły" powie "tak", a czytelnik i tak wie swoje.
Ale mimo tych wszystkich moich narzekań wciągnęłam się mocno w tę książkę. Nie spodziewałam się po niej wiele, potrzebowałam oderwania od dłuższych serii (nie wiedziałam, że to też ma więcej tomów ;')). Przeczytałam ją w bodaj... 2 dni? Przerwa na sen musiała być. Akcja ruszyła właśnie po tym jak wymyśliłam kto jest zabójcą i chciałam sprawdzić moją teorię. A końcówka jest świetna, jeśli mam być szczera. Więc powiem, że to przyjemna pozycja, jeśli znalazłabym kolejny tom to może i bym po niego sięgnęła.

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2018/06/48-asasyni-i-sojusznicy-justin-somper-z.html

Władca Archenfieldu, książę Anders, został zamordowany w niewyjaśniony sposób. Ciężar władzy spada na jego młodszego brata - Jared. Odtąd los całego Archenfieldu ma spoczywać w jego rękach. , Mimo braku doświadczenia i obaw niemal natychmiast zostaje rzucony na głęboką wodę.
W...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2018/06/47kto-zabi-kopciuszka-alek-rogozinski.html

Wielki bal, piękny bal,
a na balu tym wielki skandal.
Kopciuszek swoim blaskiem czaruje,
Wśród gości z gracją lawiruje.
I nagle bum! Nie żyje.
Jaka zagadka się za tym kryje?

"Kto zabił Kopciuszka?" to moja pierwsza styczność z twórczością Alka Rogozińskiego. Przyznać muszę, że nasze "zapoznanie" wypadło, o dziwo, bardzo dobrze, uśmiałam się przy nim niezle, a przedmaturalny stres zmalał niemal do zera. Zakręcony kryminał z chichotem w tle. Naprawdę. Większość rozmów Róży z Miłką to czyste złoto, jestem fanką kocyka w pomylone jelonki. Gdzie taki dostanę? :D

Oprócz złotych cytatów mamy też, według mnie, naprawdę fajnie wykreowanych bohaterów, ale moich ulubieńców będzie trzech.
Róża jest pozytywnie zakręconą, mającą talent do pakowania się w kłopoty samozwańczą panią detektyw. No i pisarką. Ale ostatnio bardziej detektyw. :P

Jednym z jej Watsonów jest Miłka, którą wielbię za teksty o jedzeniu. Po przeczytaniu o naleśnikach z nutellą myślałam, że zabiję za takie.
Mój boszu, Mario. Mario to Mario. Mario jest cudowny. Bądzcie jak Mario. Tyle Wam wystarczy, wielbcie go jak ja. Naprawdę.♥

Róża, z tego co wiem z innych opisów, jak zawsze wpakuje się w jakąś zbrodnię. Oczywiście jako świadek, morduje tylko w książkach. Ginie piosenkarka, którą nienawidzi dosłownie połowa sali balowej, więc każdy może być mordercą, a oskarżony zostaje ktoś, kto wydaje się totalnie niegrozny. Ale cóż, jak trzymasz nóż w ręce to nie jest chyba dobrze, prawda? Strażnik sprawiedliwości i Sherlock w jednym, czyli Róża, postanawia dociec kto tak naprawdę zabił, bo nie wierzy w winę swojego przyjaciela. Przy okazji naraża się policji, ale to nic nowego. I nie tylko policji. Pamiętajcie, nigdy nie dotykajcie samochodu Pepe.
Nigdy.
I nie pędzcie nim po mieście jak w "Szybkich i Wściekłych".
Nigdy.
Bo spotka Was gniew Pepe.

Akcja książki rozkręca się od dosłownie pierwszej strony i pędzi z zawrotną prędkością. W tych trzystu paru stronach mieści się naprawdę kawał zawiłej historii, która jeśli nie wciągnie czytelnika na początku to i tak dalej zyska jego uwagę. Tak było zresztą ze mną, bo nie jestem wielką fanką kryminałów. Nie często w moje łapki trafiają, więc nie mam z nimi doświadczenia. Ale muszę przyznać, że mi się podobała. Ba, przekonałam przynajmniej 4 osoby do sięgnięcia po tę książkę lub inną tego autora, a jedna z nich ma już swój egzemplarz! Styl Alka Rogozińskiego wydaje mi się lekki i przyjemny, pełny humoru, który nie psuje w żaden sposób całości. Tak jak już wspominałam jest to genialna pozycja na stres, u mnie przed maturą ustną z polskiego. Nie mogłam spać i wciągnąć się w żadną książkę dzień przed, a jak sięgnęłam po "Kopciuszka" to całość poszła w jeden wieczór. :)

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2018/06/47kto-zabi-kopciuszka-alek-rogozinski.html

Wielki bal, piękny bal,
a na balu tym wielki skandal.
Kopciuszek swoim blaskiem czaruje,
Wśród gości z gracją lawiruje.
I nagle bum! Nie żyje.
Jaka zagadka się za tym kryje?

"Kto zabił Kopciuszka?" to moja pierwsza styczność z twórczością Alka Rogozińskiego. Przyznać muszę, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2018/06/45magnus-chase-i-bogowie-asgardu-statek.html

I trzecia część Magnusa za mną. Koniec historii. Cóż, muszę powiedzieć, że naprawdę się wciągnęłam. Nie sądziłam, że mimo uprzedzeń tak mi się ta seria spodoba. Ale chyba wiem czemu - bo było w niej coś innego. I nie, nie wychwalam teraz tego pod niebiosa, bo wady też to ma.

Magnus jest zwyczajnym chłopakiem. No, może wyróżnia go to, że jest martwy. Ale w odróżnieniu od większości głównych postaci z typowych książek fantasy nie jest jakiś super we wszystkim. W sumie w niczym nie jest specjalnie dobry. Niezła z niego ciapa, nie radzi sobie najlepiej, miecz i przyjaciele walczą za niego. On w tej ekipie jest tylko medykiem i głównym przyciągaczem kłopotów. Ale właśnie to jest w tym wszystkim fajne i ciekawe. Gdy mamy wokół tabun herosów i nadludzi taki zwykły chłopak wybija się z tłumu. I czytelnik może się z nim łatwo utożsamić, bo tak jak on zostaje rzucony na głęboką wodę.

Również chciałabym mocno pochwalić relację jaka wywiązała się między Alex (znowu będę mówić o nim/jej jako o "onej") a Magnusem. W drugim tomie wyraznie darli ze sobą koty, ale przez całą tę przygodę zaczęli się do siebie zbliżać, powoli do siebie przekonywać i przyjaznić. Fajnie było obserwować tę zmianę w relacji bohaterów, bo przez to stają się one bardziej realne i nam bliskie.

Będąc przy bohaterach muszę wspomnieć, że moje serduszko się kruszy na milion kawałeczków widząc jak bardzo Loki się popsuł. Tak jak wspominałam w poprzedniej recenzji - na początku był tajemniczy i przebiegły, wydawał się postacią skrytą i ciekawą, teraz ma tylko karteczkę z napisem "zły" na czole. Stał się mdły. Trochę to smutne, bo liczyłam na ciekawie zbudowaną postać antagonisty. Cóż, nie można mieć wszystkiego.

Ale za to Blitz i Hearth to złoto. Naprawdę, to chyba moje ulubione postacie z tej książki, Hearth w szczególności, ale to już raczej wiecie. Cieszę się ogromnie, że poznajemy bliżej w tej części historię elfa i jest ona tak sporą częścią tej książki. To wręcz moje ulubione rozdziały! Mimo że jednocześnie łamią mi serduszko, bo Hearth jest postacią tragiczną. Ale kocham go przez to jeszcze bardziej! Naprawdę, to chyba najlepiej zbudowana "część" tej serii.

Pisząc coś trochę o akcji tej książki. Opiera się ona na typowym schemacie pokonania zła, jak w reszcie części. Wyprawa po Nalfgar, zdobywanie ważnych rzeczy i sojuszników po drodze, trochę kłopotów, trochę odpowiedzi i boom! Wielki finał. I dość dziwny finał. Fakt, zamknęło się wiele wątków, kilka zostało domyślnych, dowiadujemy się dosyć sporo, ale finał na Nalfgarze był dla mnie nieco dziwny.
No, ale czego spodziewać się po Magnusie?
Sam właściwy koniec wydaje mi się zostawieniem sobie otwartej furtki, spokojnie mogłaby powstać z tego kolejna część. I cóż, jeśliby wyszła to sięgnęłabym po nią z przyjemnością.

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2018/06/45magnus-chase-i-bogowie-asgardu-statek.html

I trzecia część Magnusa za mną. Koniec historii. Cóż, muszę powiedzieć, że naprawdę się wciągnęłam. Nie sądziłam, że mimo uprzedzeń tak mi się ta seria spodoba. Ale chyba wiem czemu - bo było w niej coś innego. I nie, nie wychwalam teraz tego pod niebiosa, bo wady też to ma....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2018/06/45magnus-chase-i-bogowie-asgardu-mot.html

Tym razem nie bardzo wiem jak zacząć, bo pod względem budowy i stylu prowadzenia narracji ta jak i poprzednia część są identyczne. Tak samo mamy zabawne tytuły rozdziałów, narracja ze strony Magnusa, ozdobiona tu i ówdzie żarcikami. Z nowości na pewno mamy nowego członka drużyny pierścienia Magnusa - Alex. Od razu wspomnę, że jest on/a płynny/a płciowo, więc jest to trochę problematyczne w pisaniu. Więc będę pisać o nim/niej w tej recenzji jako o "onej", żeby nie bawić się w odmianę tego.

Jest to kolejna fajna postać, również jedna z moich ulubionych. Stanowczo bardziej mi się podobała niż Sam. Jakoś pani Walkiria nie podpadła mi do gustu tak jak Alex. Jest również córką Lokiego, z silnym i ciekawym charakterem. A wiecie, że co związane z Lokim to dla mnie dobre. I trzeba też dodać, że jest człwiekiem. Tak jak Magnus zginęła szlachetną śmiercią i trafiła do Walhalli, na to samo piętro co nasza ferajna. Więc jest to ciekawe, że do drużyny przyłącza się człowiek, gdy mamy już kilku półbogów i walkirie.

Propo Lokiego. Wydaje mi się, że w tej części jego postać sporo straciła, po prostu strasznie się "popsuł". Wydaje się okropnie przerysowany, jakby na siłę Riordan chciał mi wmówić, że "tak, to on jest zły i już!". Wcześniej wydawał mi się bardziej tajemniczy i mroczny, przebiegły i charyzmatyczny. Może za bardzo kojarzył mi się charakterkiem z Marvelowskim Lokim? Możliwe, ale w tym tomie ma po prostu plakietkę "zły" na swojej pokiereszowanej mordce - stracił ze swojego charakteru.

Będąc przy temacie ulubionych postaci nie mogę odpuścić sobie Hearthstone'a. Naprawdę, mogę go zaliczyć do mojej dziesiątki top bohaterów książkowych, jest cudowny! I ku mojej uciesze w tym tomie w przybliżeniu dostaliśmy historię tego jak poznał Magnusa i Blitza. Zaraz koło przygód w Alfheimie jest to mój ulubiony fragment. Ogólnie uwielbiam każdy fragment, w którym przewija się Hearth, ale to już chyba nikogo nie dziwi, prawda? Czekam jeszcze bardziej na rozwój jego historii!

Ach i prawie zapomniałam! Czyją facjatę można zobaczyć na koniec tego tomu? Oczywiście, że mojego "ulubionego" buca - Percy'iego! Zabierzcie go ode mnie, proszę!

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2018/06/45magnus-chase-i-bogowie-asgardu-mot.html

Tym razem nie bardzo wiem jak zacząć, bo pod względem budowy i stylu prowadzenia narracji ta jak i poprzednia część są identyczne. Tak samo mamy zabawne tytuły rozdziałów, narracja ze strony Magnusa, ozdobiona tu i ówdzie żarcikami. Z nowości na pewno mamy nowego członka drużyny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2018/06/44magnus-chase-i-bogowie-asgardu-miecz.html

Magnus Chase od swoich najmłodszych lat nie znał swojego ojca. Pewnej strasznej nocy stracił również matkę. Od 2 lat żyje na ulicach Bostonu, zawsze krok przed szukającymi go policjantami i kuratorem. Lecz pewnego dnia dowiaduje się, że nie tylko te służby go szukają. Człowiek, przed którym mama Magnusa zawsze go ostrzegała nagle zaczął się interesować młodym Chase'm. Chłopak próbując przechytrzyć wszystkich niestety wpada prosto w ręce wuja, który nie wydaje się do końca normalny - opowiada mu historie o jego dziedzictwie, skandynawskich wierzeniach i pewnej starej broni. Wszystko to brzmi tak nieprawdopodobnie, że Magnus naprawdę sądzi, że jego wuj jest pomylony i chce uciec od tego wszystkiego. Ale przeznaczenie chce jednak inaczej...
I nie kończy się to do końca dobrze.

Jestem chyba jedynym człowiekiem na Ziemi, który nigdy nie przeczytał Percy'iego Jacksona i się nim nie jara. I mnie do niego nie ciągnie. Naprawdę. Nigdy nie sięgałam po twórczość Riordana głównie przez to "boom" na Percy'iego. Swego czasu on był wszędzie. Wszyscy zachwalali pod niebiosa, jakie to dobre, jakie to świetne i jak mam to czytać. A ja czytając fragmenty miałam wstręt i do samej książki jak i do reszty twórczości Riordana. I do mitologii greckiej. Po prostu nie. Może się kiedyś przekonam. Ale na razie nie.
Lecz do mitologii nordyckiej ciągnie mnie jak najbardziej, zawsze i wszędzie, więc stwierdziłam, że może spróbować nie zaszkodzi.
Prawda?

Śmiało mogę powiedzieć, że się wciągnęłam. Naprawdę. Momentalnie wchłonęłam nie tylko "Miecz Lata", ale i 2 kolejne części, o których opowiem za kilka dni. Ale wracając. Od razu widać, że jest to seria młodzieżowa, co pokazuje zarówno wiek większości ważniejszych bohaterów jak i język jakim jest pisana książka i jakim posługują się bohaterowie. I powiem szczerze, że na początku bałam się, że będzie mi to bardzo przeszkadzać i mnie to odrzuci. Ale szybko się do tego przyzwyczaiłam, co mnie zaskoczyło. Dość specyficzny humor przypadł mi jednak do gustu. Po tych kilku fragmentach Percy'iego i całości książek o Magnusie stanowczo bardziej wolę charakter tego drugiego. Nie wiem czemu ten pierwszy wydawał mi się strasznie bucowaty. Cóż, uprzedzenia.

Propo charakterów. Muszę przyznać, że bardzo podobały mi się wykreowane tu postacie. Może trochę chwilami przeszkadzali mi przygłupi bogowie, tacy jak Thor oglądający seriale na młocie, ale taki urok książki i stylu Riordana. I muszę od razu to powiedzieć, bo nie wytrzymam - uwielbiam Blitzena i Hearthstone'a! Takiej parki (nie do końca parki, fandom shippuje, ale nu nu nu) mi brakowało! Naprawdę! Ten krasnolud i elf to czyste złoto! Wielbię ich! I będąc szczerą - Hearth to moja ulubiona postać z tej serii. Naprawdę, uwielbiam go. Pierwszy raz w ogóle spotykam się w książce z postacią, która jest głuchoniema. I to wcale nie problem! Tylko dodaje mu to uroku. Jest przesłodki! #teamHearth

No i tak. Główny zły to Loki. Wy wiecie, że mam słabość do wszelkich Lokich - zarówno książkowych, filmowych jak i komiksowych. Tia, popłynęłam. Dajcie mi Lokiego, a się zakocham. :I

Fakt, może książka to utarty schemat "od zera do bohatera" oraz "nastoletni herosi", ale według mnie czyta się to całkiem niezle, a taka wersja "mitologii na wesoło" sprawdza się naprawdę dobrze. Czytałam już kilka wersji mitologii i taka wersja jest łatwo przyswajalna, mimo że nieco zmieniona, ku dopasowaniu do fabuły.

https://zamknietawpozytywce.blogspot.com/2018/06/44magnus-chase-i-bogowie-asgardu-miecz.html

Magnus Chase od swoich najmłodszych lat nie znał swojego ojca. Pewnej strasznej nocy stracił również matkę. Od 2 lat żyje na ulicach Bostonu, zawsze krok przed szukającymi go policjantami i kuratorem. Lecz pewnego dnia dowiaduje się, że nie tylko te służby go szukają. Człowiek,...

więcej Pokaż mimo to