Historyczka i publicystka, absolwentka Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Współzałożycielka „Ciekawostek historycznych”. Autorka ponad 150 artykułów, a także współautorka albumu „Elity w II Rzeczpospolitej”. Obecnie pracuje nad książką „Okupacja od kuchni” poświęconą kulinarnemu obliczu II wojny światowej. Interesuje się dwudziestoleciem międzywojennym oraz historią i kulturą Ukrainy. Jako redaktorka współpracowała między innymi z Repliką i Instytutem Wydawniczym Erica, jako recenzentka z Wydawnictwem Znak. Poza „Ciekawostkami historycznymi” publikowała między innymi w „Fakcie Historia” i „Newsweeku Historia”.http://ciekawostkihistoryczne.pl/
Sięgnąłem po ten tytuł gdyż chciałem czegoś lekkiego co pomoże mi odpocząć od znoju dnia codziennego, a przede wszystkim od polskiej sceny politycznej i jej skrajnie nieodpowiedzialnych wypowiedzi w kontekście wojny oraz sąsiedniego mocarstwa...
... i wszedłem na minę.
Tą książkę powinni przeczytać wszyscy, którzy bagatelizują słowa np. o "wdeptywaniu w ziemię", "sile" czy też "kładzeniu do grobu" przywódcy kraju wielokrotnie silniejszego od naszego. Te 15% społeczeństwa, które jest niczym AK w Warszawie osławionego dnia 1 sierpnia 1944.
Niedobory żywności były na tyle duże, że umysły mieszkańców miast i miasteczek krążyły głównie wokół jedzenia. Było to celowe działanie okupanta mające z jednej strony doprowadzić ludzi do stanu apatii i tępoty umysłowej, a z drugiej przekierować ich uwagę z działań propolskich (państwowych, walki podziemnej) na pozyskiwanie jedzenia.
Dzięki głodowi na masową skalę kwitł w Polsce przemyt. W działalności nielegalnej musiał w jakimś stopniu uczestniczyć praktycznie każdy bo na racjach kartkowych nie dało się przeżyć. Taka skala zjawiska doprowadziła do rozkwitu czarnego rynku, a wraz z nim elementu przestępczego chcącego się dorobić na nędzy innych. Sytuacja była tak krytyczna... iż ludność nie tylko patrzyła na to "przez palce" ale wręcz była gotowa bandytów gloryfikować. Tych, którzy mogli np. wywołać strzelaninę z obronie swych towarów co potem doprowadzało do masowych egzekucji.
Nie mnie ich osądzać. Sytuacje ekstremalne to też rozwiązania ekstremalne. Politycy (wręcz cały naród) powinni dążyć do tego aby sytuacja nigdy nie zaistniała.
Bo cywilni członkowie narodu mogą np. zostać "stratami pobocznymi". Jak choćby właściciele lokali-kawiarni, którzy starali się przeżyć z dnia na dzień i karmili kogo się da... tylko po to aby zginąć od kul "egzekutorów" AK. Tak przez przypadek bo owi jegomoście chcieli dopaść jakiegoś kolaboranta. Cel uświęca środki, przypadkowi ludzie cierpią, a reszta kiwa głową ze "zrozumieniem".
Albo też cywile stają się mimowolnymi uczestnikami powstania wywołanego przez "patriotyczną młodzież", która tak jakoś nie myślała iż powstanie może nie być "trzydniowym spacerkiem". Zatem nie zrobiła zapasów żywności bo ta miała być "zdobyta na wrogu". Ostatecznie skończyło się to wszystko samobójczymi wyprawami po ziemniaki, które Warszawiacy uprawiali na... miejskich klombach. Potem zeszli do poziomu zjadania padliny pełnej robaków i marzenia o tłustym piesku oraz kotku tudzież gołębiu. Do szczurów nie doszli.
Ta książka to tylko popularnonaukowy zarys tematu, który podzielono na kilka zagadnień. Nie wyczerpuje go ale z pewnością zestawienie tych wszystkich informacji w jednym miejscu jest ważne. To pozwala czytelnikowi wypracować sobie obraz wojennej sytuacji bytowej.
Jeżeli ma ta książka jakąś istotną wadę to to iż nie poruszono tutaj zasadniczo tematyki wsi. Sam znam przypadek gdy chłopka zadenuncjowała AKowców... którym zamarzyła się cielęcinka więc wyprowadzili jałówkę z zagrody, a kobietę potraktowali z pogardą. Nie bacząc iż to był 1944, niemiecka aprowizacja szwankowała, a ze zwierzęcia trzeba było rozliczyć się z okupantem.
10-tka AKowców została wybita i są dzisiaj traktowani jako bohaterowie. To wydarzyło się w mych stronach.
Można też było szerzej opisać kwestię alkoholu w rzeczywistości okupowanej Polski. To byłoby ciekawe.
Reszta to wartościowe opisy prozy życia mieszkańców, którzy starali sobie radzić na wszystkie możliwe sposoby. Hodowla klatkowa królików (z instrukcją ich skórowania, załączona do książki). Miejska uprawa warzyw gdzie tylko się dało. Przerabianie żywności kartkowej na nadającą się do czegokolwiek. Zresztą jest tu sporo całkiem fajnych przepisów na np. własną kawę zbożową czy herbatę jabłkową. Ciasta i torty na bazie niezbyt atrakcyjnego chleba także są niczego sobie. Przepisy mają swoją własną sekcję pod koniec książki zatem można je łatwo odnaleźć.
Warto po pozycję sięgnąć aby zderzyć się z tą smutną, nieciekawą rzeczywistością. Wraz z książką kupcie "ręczny młynek do kawy". Książka powie wam dlaczego. ;)
Mozna przeczytać, choć jak wspomina sama autorka książka to jest jedynie wycinkiem z okupacyjnej rzeczywistości. No i faktycznie takie ma się wrażenie, bo absolutnie nie wyczerpuje tematu. Pozwala jednak wyrobić sobie jakiekolwiek wyobrażenie na temat tego, jak jadało się w czasie wojny. Bo być może o tym się zapomina myśląc, że wojna to bomby i kule. Tymczasem brak pozywienia zabija tak samo skutecznie.