Kerri Maniscalco jest amerykańską autorką książek dla młodzieży, w tym bestsellerowej serii Stalking Jack The Ripper.
Kerri dorastała w nawiedzonym domu w okolicy Nowego Jorku, gdzie zaczęła się jej fascynacja gotyckimi sceneriami. Studiowała sztukę, która interesowała ją już od najmłodszych lat.
W wolnym czasie czyta wszystko, co tylko wpadnie jej w ręce. Poza tym gotuje wszelkiego rodzaju potrawy z rodziną i przyjaciółmi. W dodatku pije zdecydowanie za dużo herbaty, omawiając z kotami niuanse życia.https://kerrimaniscalco.com/
Opinią ostatniego tomu trochę podsumuję całą serię. Dobrze się przy niej bawiłam, mimo kilku rażących błędów.
1. Zdecydowanie za długo trwają wątki początkowe, które potem, po odzyskaniu pamięci przez Gniew i Emilię, okazują się mało znaczące. Większość ważnej akcji jest w ostatnim tomie, a dwa pierwsze tomy są zdecydowanie za długie względem trzeciego.
2. Wiele wątków nie zostało należycie rozwiniętych lub w ogóle rozwiązanych. Wspomniane jest, że każdy z braci odczuł skutki klątwy, ale w ogóle niepotrzebnie, bo tylko rozbudziło to ciekawość, która nie została zaspokojona. Cały czas było mówione, że wiedźmy coś kombinują, a wątek ten został w ogóle porzucony i nierozwiązany. Nie mówiąc już o Claudii...
3. Duuuużo błędów edytorskich. Czasem pomylone imiona, albo mówią, że idą na inny dwór, niż w rzeczywistości poszli. W trzecim tomie dodatkowo dużo literówek, które pojawiły się już w polskim tłumaczeniu.
4. Sporo relacji jest czysto na papierze. Cały czas powtarza, że jest przyjaciółką Claudii, a w ogóle tego nie czuć. Tak samo z Florą.
To moje drugie zetknięcie z romantasy i było lepiej niż przy poprzednim (Krew i popiół). Tutaj też jest wątek taki, że dziewczyna myśli, że jest zwykłą śmiertelniczką, a nie jest, ale było to dużo lepiej i sensowniej poprowadzone.
Był czas, gdy wszędzie, gdzie się nie obejrzałam, widziałam Królestwo Nikczemnych. Ten przesyt wraz z okładką, która w mój gust nie trafia, sprawiły, że zupełnie nie miałam ochoty na tę powieść. Polecała mi ją jednak przyjaciółka i przy każdym spotkaniu pytała, czy już czytałam. I tak w końcu się wzięłam. I przepadłam 😅 Właściwie nie wiem nawet dlaczego. Wiedźmy i demony nie są zbyt oryginalnym połączeniem. Emilia jest typową główną bohaterką młodzieżówki - nie irytuje, ale momentami zachowuje się po prostu głupio, a wszyscy piekielni książęta są przystojni i czarujący... Oczywiście znaczną część fabuły tworzą rodzące się uczucia - nie zawsze są one przyjemne, czasem wręcz przepełnione gniewem. Niektóre sytuacje zaskakują, to znowu inne są bardzo przewidywalne. Akcja właściwie nie odpuszcza i cały czas się coś dzieje.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje klimat powieści. Włochy, a konkretnie Palermo: słońce, cudowna kuchnia, zapachy potraw oraz wtrącenia z języka włoskiego i łacińskiego... To wszystko buduje taką sielską atmosferę. Dodatkowo cały świat magiczny, który jednocześnie jest trochę ukryty, ale też trochę nie - idealnie, żeby się w nim zatracić.
Zakończenie bardzo zachęca, aby od razu sięgnąć po następny tom 😉