Najnowsze artykuły
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jan Hartman
6,2/10średnia ocena książek autora
340 przeczytało książki autora
775 chce przeczytać książki autora
17fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Historia ludzi. Historia dla ludzi. Krytyczny wymiar edukacji historycznej
8,8 z 5 ocen
17 czytelników 1 opinia
2014
Etyczne aspekty decyzji medycznych
Jan Hartman, Marcin Waligóra
0,0 z ocen
4 czytelników 0 opinii
2011
Wiedza. Byt. Człowiek. Z głównych zagadnień filozofii
Jan Hartman
0,0 z ocen
4 czytelników 0 opinii
2011
Powiązane treści
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
Legendy o wiecznym życiu biorą się z marzeń o pięknej i długiej przyszłości. A także ze strachu przed śmiercią i z poczucia, że śmierć odbie...
Legendy o wiecznym życiu biorą się z marzeń o pięknej i długiej przyszłości. A także ze strachu przed śmiercią i z poczucia, że śmierć odbiera życiu sens i znaczenie.
3 osoby to lubią
Trzeba skierować uwagę na własne doświadczenie, by przeżyć upływ czasu i uświadomić sobie, że żyje się w czasie.
3 osoby to lubiąAle to właśnie dlatego, że jesteśmy istotami logicznymi, myślącymi, nie możemy popaść w bezmyślność biernego posiadania wiedzy o tym, kim je...
Ale to właśnie dlatego, że jesteśmy istotami logicznymi, myślącymi, nie możemy popaść w bezmyślność biernego posiadania wiedzy o tym, kim jesteśmy, skąd się wzięliśmy i dokąd zmierzamy.
3 osoby to lubią
Najnowsze opinie o książkach autora
Głupie pytania. Krótki kurs filozofii Jan Hartman
7,0
Dla mnie, która niestrudzenie „drąży” istotę świata, a nawet daleko poza nim, zadając mnóstwo pytań, ten tytuł podziałał na mnie, jak płachta na byka. Miałam ogromną ochotę zripostować go złośliwie – nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi. I pierwsze, co zrobiłam, to szybciutko zajrzałam do wstępu, mając nadzieję, że autor i filozof, a więc człowiek myślący, wytłumaczy się z tego prowokującego, jak dla mnie, tytułu.
I co się okazało?
Dokładnie dlatego taki tytuł, ponieważ jest filozofem, który ma cudowny dar mnożenia, dzieląc. Podobnie było z „głupimi pytaniami”, jak asekuracyjnie ujął je w cudzysłowie, będące takimi dla tych, którzy je już przeanalizowali i znaleźli odpowiedzi, stając się fundamentem wiedzy podstawowej do rozmyślań i poszukiwań na wyższym poziomie. Już profesjonalnym. Jednak są i tacy, dla których one nie są głupie. Są ważne i istotne, bo jeszcze pozostające bez odpowiedzi. Autor należący do tych pierwszych zechciał podzielić się swoją wiedzą z tymi drugimi. A dokładniej napisał tak – „Głupie pytania” raczej nie padają już w filozofii, bo od dawna wiemy dokładnie, na jakie odpowiedzi one pozwalają i jak je przekształcić w pytania bardziej trafne (acz mało efektowne). Nie znaczy to jednak, że nie warto do „głupich pytań” powracać. Przecież wciąż wielu ludzi stawia je sobie tak, jak w dawnych wiekach. A w kolejnym rozdziale dodaje – Pytanie, jak papier, wszystko zniesie. Można bezkarnie pytać o wszystko, byle jeszcze w pytaniu utrzymała się jakaś resztka sensu. Tyle że współczesny człowiek ma mniej czasu na stawianie ich sobie, a tym bardziej na samodzielne, często żmudne, poszukiwanie rozwiązań. Dla niego jest właśnie ta książka.
Dopiero po tak uspakajającym mnie wstępie, określającym jej charakter, jako powrót do „przedprofesjonalnych” korzeni filozofii, zajrzałam z ogromną ciekawością do spisu treści, zastanawiając się nad „kanonem głupich pytań Hartmana” (a może i reszty filozofów?) oraz ludzi poszukujących na nie odpowiedzi. Było ich osiem. Każde poprzedzone fotografią obrazu nawiązującego tematycznie do zagadnienia. Na pierwszym miejscu „pytanie pytań”, które mnie nie zaskoczyło, bo odpowiedź na nie determinowała wybór akceptowanej odpowiedzi budującej bazę określonego światopoglądu i mającej wpływ na powstawanie kolejnych zapytań. I tutaj autor podzielił czytelników na trzy grupy – Kto po prostu wierzy głęboko, ten o istnienie Boga nie pyta. Kto wierzy, lecz chce swą wiarę oświecić wiedzą, ten tak naprawdę nie o istnienie Boga zapytuje (bo tego jest pewien),lecz jedynie o to, czy rozum zdolny jest istnienie Boga udowodnić. Kto zaś nie dowierza, tego żaden dowód intelektualny nie uspokoi. Należąc do grupy drugiej, byłam w komfortowej sytuacji, bo posiadając określony światopogląd, a więc i odpowiedzi na wiele pytań, w tym na prezentowany „kanon”, mogłam już nie szukać, nie pracować mozolnie nad tworzeniem podstaw lub ich uzupełnianiem czy modelowaniem od nowa, czując się, jak aktywny uczestnik trudnych warsztatów, ale przyglądać się jak obserwator, ogółowi wiedzy filozoficznej na zadane pytania. A tę autor przytaczał obficie, szczodrze dzieląc się nią, powołując się na najważniejsze nurty filozoficzne i ich przedstawicieli, szkoły i ich twórców oraz spadkobierców na przestrzeni wieków. Od starożytności po wiek obecny. Nie pozostawiając jej jednak bez własnego komentarza i przemyconego, osobistego oglądu zagadnienia, bo jak sam przyznał w Zakończeniu – W końcu przedstawiłem w niej nie tylko rozmaite istotne zagadnienia filozoficzne, tak jak się one z grubsza prezentują na tle tego wszystkiego, co się udało myślącej ludzkości wymyślić (a cudów tu nie ma i być nie może, bo jesteśmy tylko ludźmi),lecz również pewne filozoficzne stanowisko – własne stanowisko. Kolejność stawianych pytań nie była przypadkowa. Ich porządek narzuciła logika ich wynikania. Fundamentalne pytanie o Boga determinowało zapytania o wartości w życiu – miłość, dobro, prawdę, wolność oraz o narzędzia etyczne do ich przejawiania lub nie, które ja nazywam wolną wolą i sumieniem. Dopiero z tak uświadomionej wiedzy albo wspólnie ustalonej prawdy, można było przejść do dwóch ostatnich pytań, z których jedno stało się bardzo znane z zadania go premierowi Donaldowi Tuskowi – jak żyć?
Abstrahując od tematu – proponuję Premierowi zaopatrzyć się w ten tytuł i rozdawać go każdemu o to go pytającemu. W końcu jest premierem, a nie filozofem. Nie wiem, co na to autor, który przecież w opozycji do PO stoi, angażując się w Twój Ruch Janusza Palikota. Wygląda na to, że niechcący napisał poradnik wspierający konkurencję polityczną.
A wracając do tematu – dwoma ostatnimi rozdziałami autor mnie zaskoczył!
Byłam przygotowana na pozostawienie mnie w zawieszeniu, na dokonanie własnego wyboru na podstawie osobistych poglądów. Nic z tego! Te dwa ostatnie rozdziały były najsilniej przeniknięte poglądami autora, bo o ile we wcześniejszych budował wszechstronny obraz stanu wiedzy filozoficznej, z którego mogłam przebierać, wybierać, uznawać, odrzucać czy nie akceptować, o tyle tutaj delikatnie narzucał pogląd, jak człowiek powinien żyć i urządzać świat wokół siebie. I to jest zabieg świadomy, a nawet umyślny, bo jak napisał – Chociaż więc książkę tę napisałem jako zawodowy filozof, mający w pracy inne zmartwienia niż „nieśmiertelność duszy”, napisałem ją nie tylko dla myślącej publiczności, lecz również dla samego siebie.
I w tym zacytowanym zdaniu kryją się dwa kruczki, ostatecznie określające typ odbiorcy publikacji.
Pierwszym jest „zawodowy filozof”. To, co dla zawodowego filozofa może być przystępnie i przyjemne podane, dla przeciętnego człowieka już nie. Z jednej strony starał się, by była ona możliwie łatwa w odbiorze, ograniczając erudycję i język naukowy do minimum. A i to minimum, czyli pojęcia niepowszechne lub w ogóle niewystępujące w mowie potocznej, objaśniał chętnie i za każdym razem (nie trzeba było sięgać po słownik),by tekst był jak najbardziej przejrzysty, chcąc spełnić deklarację złożoną we wstępie – …obiecuję, że ta książka będzie nadawała się do czytania. A z drugiej strony machał do mnie drugi z kolei kruczek ukryty w cytowanym wcześniej zdaniu pod wyrażeniem – „dla ludzi myślących”. A precyzując – dla średniozaawansowanych . Te dwa ostatnie wyrazy dodałabym obowiązkowo do podtytułu widniejącego na okładce, czyli dla tych, którzy oprócz tego, że myślą, przeczytali w swoim życiu jeden podręcznik z historii filozofii, poznając jej podstawowe pojęcia jak byt, atrybut czy absolut i przynajmniej otarli się o „rozbieranie” zdań zgodnie z zasadami, jakimi rządzi się nauka logiki, by podołać takim, jak te w książce – Głuchy „niepomny” byt, irrealnie bytujący bez świadectwa żywego przedstawienia w subiektywnym horyzoncie doświadczenia pojedynczego ja, stanowi, mówiąc po heglowsku, „określona nieokreśloność”, czyli niewyczerpane źródło nawarstwiających się i różnicujących treści myślenia. Jednak autor nie zostawiał czytelnika samego z takimi zdaniami. Chętnie podpowiadał, upraszczając – Inaczej mówiąc, skończone już życie wciąż przejawia się we wspólnym Świecie, za pośrednictwem niekończących się interpretacji jego śladów. Czyli w ostatecznej interpretacji mojej, przekładając to na język powszechnie zrozumiały, myśl zawarta w pierwszym, enigmatycznym zdaniu brzmi – żyjemy tak długo, jak długo żyje pamięć o nas.
Poprzeczka postawiona wysoko, ale dla tych średniozaawansowanych, do pokonania, a satysfakcja intelektualna bezcenna i gwarantowana.
I w tym sensie autor obietnicy dotrzymał z naddatkiem!
To dlatego każdy rozdział czytałam z przerwą, dozując je sobie według klucza – jeden na jeden dzień. I nie wieczorem. Wybierałam specjalny czas po południu na specjalne rozważania. Traktowałam tę czynność jak gimnastykę umysłu albo jak „przerwę w życiu”, bo według autora życie przecież nie jest myśleniem. Myślenie jest raczej przerwą w życiu niż jego integralną częścią.
Nie było łatwo!
Niektóre zdania lub fragmenty tekstu czytałam wielokrotnie, wiedząc, że muszę je zrozumieć, by pójść dalej. Poznawałam stan wiedzy w pigułce, doszukując się lub rozpoznając w nim kręgosłup mojego światopoglądu i jego miejsce w całości filozofii.
Było fascynująco intelektualnie!
To nie romanse czy powieści erotyczne topią mój mózg w endorfinach, ale właśnie takie książki. Dla mnie najlepsze afrodyzjaki dla umysłu!
naostrzuksiazki.pl
Etyka życia codziennego Jan Hartman
7,0
Rozumna kultura wyborów moralnych
Etyka, jako dział filozofii, z reguły operuje konstrukcjami dającymi raczej ogólny teoretyczny obraz problemów, które budują moralny świat codzienności. Czasem taka teoria nie współgra z realiami i potrzebami jednostek. W związku z tym bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie formuła książki Jana Hartmana. Jest czytelna, łatwa w przyswojeni i nie sili się w niej filozof na niepotrzebne zaciemnianie. „Etyka życia codziennego” jest naprawdę przydatna. Może nie do rozwiązania konkretnego problemu ‘z marszu’, ale do zbudowania na swój własny użytek zbioru zniuansowanych analiz dla konkretnych sytuacji współcześnie rezonujących w życiu aksjologicznym jednostek i społeczności.
Książka stanowi zbiór kilkudziesięciu krótkich rozdziałów, w których Hartman przygląda się grupie najważniejszych i emblematycznych etycznych zagadnień stanowiących podstawę wielu konfliktów wynikających z rozbieżnych ocen moralnych. Na warsztat bierze konkretny problem (eutanazję, aborcję, bohaterów wojennych, toksycznych rodziców, zemstę rodową, prostytucję,…) i obraca go sondując logiczne możliwości przepracowania zagadnienia zgodnie z etycznymi narzędziami. Zgadzam się z samooceną autor, że to kazuistyka w dobrym tego słowa znaczeniu – subtelna, skupiona na ludzkich potrzebach, strachach i słabostkach publikacja.
Hartmanowi udała się trudna sztuka właściwie odegrania roli ‘przezroczystego referującego’ sensowne możliwości dróg wyborów moralnych. Bez afirmowania czytelnika, bez ukrytych intencji i ‘metodologicznie bezkompromisowo’ zaprosił go w zawiły świat zakamarków myśli, krętactw, białych kłamstw, wygodnych stanów ‘mniejszego zła’, by z drugiej strony skonfrontować go z niewygodnymi wnioskami o dużym ładunku niemiłych dla nas konsekwencji. Pozorna ‘alternatywność’ i nieoczywistość wielu naszych wyborów etycznych zostaje już we wstępie odrzucona wraz z relatywizmem licznych poradników schlebiających czytelnikom. Pisze filozof o celu książki tak (str. 15):
„(…) to moralne doskonalenie, czyli pomoc w tym, aby stać się lepszym człowiekiem. Lepszym w sensie bezwzględnym, czyli ‘tak w ogóle’. Innymi słowy: doskonalszym moralnie – wbrew obiegowej opinii, że ‘nie wolno dzielić ludzi na lepszych i gorszych’, opinii, z której chętnie zresztą rezygnujemy zaatakowani przez bandytów w ciemnej ulicy.”
„Etyka życia codziennego” jest z jednej strony praktycznym przewodnikiem po codziennych sytuacjach, z drugiej bardzo dobrą książką do pokazania, jak skutecznie poruszać się po czasem sprzecznych racjach moralnych budując w sobie proces skutecznego dochodzenia do wniosków etycznych. Te ostatnie czasem są nierozstrzygalne jednoznacznie na korzyść konkretnej postawy, a czasem sprawa jest dość jasna (mimo pozornej zawiłości). Filozof nie unika dosadności, gdy potrzeba, niuansuje gdy problem jest złożony i brak narzędzi w ludzkiej aksjologii. Hartman przepracowuje konkretny konflikt moralny i ogłada go pod różnymi kątami szukając lepszych, pełniejszych i etycznie uzasadnionych odpowiedzi. Dostaje się przy okazji łatwym hasłom w niektórych poradnikach komplementujących każdego (czy nie powinno nas zastanawiać wtedy, że ostatecznie jesteśmy traktowani w nich jak dzieci?): ‘bądź sobą’, ‘jesteś wystarczająco dobry’ (str. 36,140-141, 163). Takie przymilne analizy tylko pudrują problemy. Akcentując zobowiązania, odpowiedzialność za czyny i słowa czy istniejące zasady rezydujące w grupowych relacjach, jednocześnie pamięta o prawach jednostki, o niezbywalnym prawie do odmienności i godności. Dawno nie czytałem tak dobrego melanżu i ciekawego meandrowania między bardzo trudnymi i wzajemnie wykluczającymi się moralnie postawami.
Bardzo spodobał mi się cały rozdział „Czy mamy obowiązek opiekować się złymi rodzicami?”. Bez doktrynerstwa, trzeźwo, empatycznie, wieloaspektowo i jednoznacznie buduje sądy tam, gdzie należy mieć jasne przekonania. Równie ciekawy był rozdziale o zaufaniu bliskich, jako kompensacji (str. 257) i o wyborze płci. Ten ostatni zwiły problem jest aktywatorem do bardzo ważnej deklaracji autora opisującej fundamentalne konflikty kulturowe. W związku z tym, przywołam dłuższy cytat (str. 284):
„Występowanie w obronie wolności i równości nie jest nigdy ostatecznym argumentem moralnym, który zamyka innym usta. Bo też nie wolno zamykać ust komuś, kto chce pozostać przy tym, co było, i nie chce bez sprzeciwu poddać się zmianom. Moralne prawo jednych do zmian ma swój odpowiednik w analogicznym prawie innych do przeciwstawienia się im. Oczywiście z prawa tego nie wynika jeszcze, kto ma rację, a jedynie to, że potępianie konserwatywnych wątpliwości jako zamachu na wolność jest niedopuszczalnym szantażem moralnym.”
Jeśli dobrze wczytać się w sens tej wypowiedzi, da się u profesora oddzielić stanowisko etykietowane jako ‘mieć do czegoś prawo’ od ‘mieć rację’. Już tylko ten cytat pozwala dobrze uchwycić istotę argumentacji całej książki. Chodzi o rozdzielenie różnych składowych erystyki, dialektyki. Na innym poziomie porusza się prawo do czegoś, a na zupełnie innym rezyduje prawda i obiektywne dobro, które jest jeszcze dalekie od sformułowania obowiązujących wszystkich w społeczności moralnie usankcjonowanych normach.
Moja ocena „Etyki życia codziennego” jest wysoka w związku ze szczerością autora i neutralnością emocjonalną wobec czytelnika. Tak jest chyba uczciwie. Filozof ma poglądy, jest znany z pewnych światopoglądowych postaw. W związku z tym bardzo cenny jest jego równy status wstępny i sposób analizy różnych problemów. W pewnych rozważaniach wydaje się konserwatywny, w innych liberalny, czasem progresywny obyczajowo. Ostatecznie okazuje się, że bardzo obiektywnie opisał moralność człowieka i poddał jego wybory etyczne zrównoważonej ocenie, która czasem uwiera, niepokoi, zmusza do ponownego przemyślenia, czasem przewartościowania. Truizmem jest stwierdzać, że nie jesteśmy ‘ani diabłami ani aniołami’, ale czymś subtelniejszym jest pokazać jak być ‘mniej diabłem’ i bronić hipotezy, że warto tak właśnie chcieć, choć czasem kierunek nie jest oczywisty.
Czym innym jest błogi stan, gdy autor jakiejś publikacji potwierdza nasze przekonania, a czymś innym, gdy zmusza nas do samooceny i krytycznej weryfikacji sądów moralnych, które są jakoby idealne, bo nasze. Wybieram drugi rodzaj rozmowy z czytelnikiem.
BARDZO DOBRE z małym plusem – 8.5/10
=======
Spośród wielu bardzo dobrych podsumowań, trafnych spostrzeżeń, czasem niewygodnych obserwacji, wybrałem kilka charakterystycznych i pogłębionych zdań, które utkwiły mi w pamięci.
„W życiu moralnym jesteśmy zdani na innych i ich oceny. Musimy na nie pokornie czekać i nieraz znosić swój los, gdy brakuje dla nas miłosierdzia bądź nawet sprawiedliwości. Sami nie jesteśmy w stanie sobie ich zapewnić, pomimo starań. To trochę tak jak z miłością” (82)
„Wielkie dylematy wrażliwych moralnie poważnych osób oraz bezmyślne i spontaniczne wybory ludzi pospolitych mogą być tak samo bezradne – bardzo często nie wiemy i nie możemy wiedzieć, jakie zło jest mniejsze ani jakie dobro większe. Możemy jednocześnie zasługiwać na pochwałę i naganę, nagrodę i karę.” (154)
„Czy nam się to podoba, czy nie, istnieje zdrada i oszustwo, a nie tylko przeżycia bycia zdradzonym i oszukanym. Tak czujemy i takie przekonanie funduje całe życie moralne, tak jak przekonanie o istnieniu świata funduje całe nasze poznawanie przyrody.” (250)
„Prawo do osobistej decyzji nie oznacza bynajmniej prawa do niebycia ocenianym. To są dwie zupełnie oddzielne kwestie” (275)
„Skoro jedni mają prawo mówić, że to jest w porządku, żeby przyjść na wpół nago do filharmonii, to inni mają prawo dawać wyraz niezadowoleniu z tego, to znaczy mówić, że im się to nie podoba, że to razi, a nawet obraża, wobec czego domagają się, aby takie zachowanie nie było akceptowalne.” (283)