Malarz młodych dziewcząt Monika Feth 6,3
ocenił(a) na 67 lata temu Prosta okładka, mało mówiący tytuł, nieznana mi autorka i pytania zawarte w opisie, od razu przyciągnęły moją uwagę. Kolejna kryminalna powieść, czy porywająca i przerażająca rzeczywistość, z którą ktoś musiał się zmierzyć?
Ilka jest młodą dziewczyną, z tajemniczą przeszłością, której nie zna nikt, nawet jej chłopak Mike. Gdy znika, jej przyjaciołom ciężko jest znaleźć powód tego co się wydarzyło. Jej ojciec nie żyje, matka stała się nieświadomą otaczającego ją świata roślinką, ciotka nic nie wie. Jedyną osobą, która wie o przeszłych wydarzeniach jest jej brat, znany i ceniony malarz, z którym nie wiadomo dlaczego, Ilka straciła kontakt. Czyżby z pozoru zwykła rodzina skrywała jakąś tajemnicę?
Jette jest dziewczyną, która zdążyła już coś przeżyć. Nie chce mieć już do czynienia z policją, chciałaby zamknąć za sobą mroczne wydarzenia i pozostać zwyczajną dziewczyną. Ale kiedy razem z Merle przyjmuje do ich mieszkania Mike'a jako współlokatora i poznaje jego dziewczynę sprawy znowu zaczynają się komplikować. Jej ciekawość prowadzi ją przez historię tej dziewczyny i im bardziej się w nią zagłębia tym bardziej jest przerażona. Kim ona jest? Kto ją porwał? Dlaczego miałby to zrobić? Jaka jest jej przeszłość? I czemu sławny malarz, tworzy dzieła, z tym samym tematem? Piękną dziewczyną, niby inną, ale wyglądającą znajomo. Zawsze ukryta, ale można ją poznać. Tylko co Ilka na nich robi?
Książka czekała dwa miesiące zanim po nią sięgnęłam. Nie miałam czasu, ani weny do czytania. Ale nadszedł luźny, chłodny weekend...
Poprzednią częścią jest "Zbieracz truskawek". Nie trzeba go przeczytać najpierw, ponieważ ich fabuła na siebie nie wpływa. Opowiada ona losy Jette, jej matki i pewnego policjanta. Postacie te pojawiają się i w tej książce.
Cały koncept, to opowiadanie na bieżąco wydarzeń z różnych perspektyw.
Na początku byłam do niej dobrze nastawiona, ale im dalej zagłębiałam się w nią, tym czułam większe parcie jakie wywierano na autorce. Dopiero w połowie książki następuje to na co najbardziej czekałam, czyli samo porwanie i przetrzymywanie jej. A ciekawsze wydarzenia mają miejsce pod koniec. Co do końca...
Urywanie czegoś w połowie myśli ma na celu zmuszenie czytelnika do własnych przemyśleń. Mamy nakierowanie przyszłych wydarzeń, ale nikt nam nie powie czy idziemy w dobrym kierunku. O ile często to doceniam, tak tutaj było to dla mnie rozczarowaniem. Wydawało mi się, że podczas pisania autorka została maksymalnie popędzona i nagle zmuszona do zakończenia opowieści, dlatego jej zakończenie jest nieprzyjemne.
Postacie były świetnie wykreowane. Ich charaktery idealnie siebie dopełniały. Każdy inny, wyjątkowy ale potrzebny. Nie "odbębnili" swojej roboty, tylko wykonali to co czuli, że powinni. Czuli, myśleli i szukali odpowiedzi.
Do moich ulubionych postaci będzie należała Jette i policjant Bert. Niebanalni, inteligentni i potrafiący świetnie odczytać sytuacje. Działali instynktownie i wyłamywali się ze schematów.
Co do naszej "mrocznej" postaci, Ruben mnie jakoś nie zaskoczył. Typowy maniak, zaślepiony miłością i żądzą. Zdecydowanie miał problemy psychiczne i trochę szkoda, że autorka nie zagłębiła się więcej w wydarzenia przeszłe, aby pokazać, dlaczego stał się takim... psychopatą?
Nie było strasznie, ale na pewno ciekawie i pomysłowo. Mamy świetnie poprowadzone głównie wątki, których skrupulatnie się trzymamy. Pani Monika jest chyba taką samą perfekcjonistką, jak Imke!