Najnowsze artykuły
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Adam Ubertowski
13
6,2/10
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,2/10średnia ocena książek autora
100 przeczytało książki autora
105 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Golden Matrix. Jak nawiązać efektywny kontakt z Twoim Klientem
Adam Ubertowski
7,0 z 2 ocen
5 czytelników 0 opinii
2016
Lampa i Iskra Boża, nr 14 (19). Almanach euforyczny zimową jesienią 1998
5,0 z 1 ocen
1 czytelnik 0 opinii
1998
Najnowsze opinie o książkach autora
Trzecia wyspa Adam Ubertowski
5,7
Słowem klucz w powieści Adama Ubertowskiego jest SYNDYKAT. Wszystkowidząca organizacja z pajęczą siecią powiązań, niczym nieograniczonych możliwości i obecnością w każdym miejscu na ziemi. Takie ramy kryminalnej scenografii dają Czytelnikowi niezwykły komfort beztroski. Górna granica kwoty pieniężnej, którą dysponuje główny bohater, praktycznie nie istnieje. Nowoczesny sprzęt do zadań specjalnych po prostu wyciąga się z magazynu, a świadkowie potwierdzający najwygodniejszą dla sprawy wersję wydarzeń, wyciągani są zwyczajnie z rękawa. Świat w Trzeciej wyspie istnieje po to, by Syndykat ustalał dla niego reguły gry.
Jeżeli chcecie poczuć zimno maszyny do zabijania, książka Adama Ubertowskiego spełni to marzenie dosłownie w 33 rozdziały. Po kilka stron każdy. Jak w migawkach flesza, będziecie przyglądać się kolejnym scenom. Jedne będą pełne słońca, dobrych alkoholi i subtelnych miłosnych uniesień. W innych uścisną Wam dłoń ciemne charaktery, a spotkania z nimi mogą okazać się naprawdę krótkie i najczęściej zabójcze. Chłód Walker’a, z którym przemykamy przez Trzecią wyspę, pozwala zachować dystans emocjonalny do przeciekających śmiercią, wydarzeń. Wyłączenie jakichkolwiek uczuć, choćby na ten jeden wieczór z lekturą, okazuje się zaskakująco przyjemne.
Oziębłość Walker’a nie dotyczy jednak kobiet. Wprawdzie nie związuje się z każdą z nich, świętym węzłem miłości dozgonnej, ale co być może nietypowe dla tego rodzaju postaci, traktuje je dosłownie z … szacunkiem. Obywa się zatem bez wulgaryzmów i rutynowej dawki przemocy. Kontrast między Walker’em operatorem, a Walker’em amantem, zaostrza smak tej osobliwej, kryminalnej biesiady.
Loty na Cypr. Samochodowe podróże do Amsterdamu. Samotnie i w duetach. Serie z karabinów maszynowych, tłumiki zakładane naprędce i nieszczęśliwe zgony podczas upadków ze schodów. Rosjanie i Rosjanki. Maltańczycy i obywatele byłej Jugosławii, bez konkretnego kraju pochodzenia. W tym wszystkim oczywiście krajanie i piękne krajanki, lekko zawoalowany humor i dynamiczna, skondensowana akcja. Jest jedno, czego tej książce brakuje – bezruchu, a to absolutnie wyklucza nudę.
Kolekcja Ringelmanna Adam Ubertowski
6,0
Współcześni twórcy kryminałów prześcigają się w pomysłach coraz bardziej oryginalnego głównego bohatera – czy to przestępcę, czy to detektywa. Do rywalizacji stanął także Adam Ubertowski, któremu nie wystarczyła wizja policjanta, agenta FBI, prywatnego detektywa czy profilera. W „Kolekcji Ringelmanna” poszedł o krok dalej i detektywem-amatorem uczynił metateoretyka – światowej sławy specjalistę od układania wielopiętrowych konstrukcji pojęciowych, doktora Figlona. Postać jest to tyleż fascynująca, co zabawna. Z bohaterem tym poczułam się związana od pierwszych stron powieści. Z uśmiechem na ustach odczytywałam pełne dziecięcej naiwności wnioski dotyczące dość błahych elementów codziennego życia. Figlon to niewątpliwie człowiek niezwykle inteligentny, szanowany w środowisku naukowym, a przy tym megaloman, przekonany o swojej wyższości nad innymi odludek, którego do działania pcha przede wszystkim obietnica pochwał. Doktor Figlon, pomimo swoich wad, nie daje się nie lubić. To taki typ introwertyka, który pomimo tego, że zraża do siebie ludzi, wciąż jest nimi otoczony i jest przez nich bardzo pozytywnie postrzegany.
Pozostali bohaterowie, szczególnie Frank van Graaf i „osobnik nazwiskiem Zalewski”, jak raczył go mianować w myślach Figlon, również są bardzo wyraźnie zarysowani. Nie brakuje im typowych tylko dla nich przywar, cech osobowości, które odróżniają ich od innych postaci, niekiedy sprawiających, że zdają się być dość sympatyczni, innym razem odstręczają, nie jeden raz czytając wypowiedzi któregoś z nich myślałam: ale burak! Szczerze mówiąc, rzadko zdarza mi się takie wczucie w książkę, jakie spotkało mnie przy lekturze „Kolekcji Ringelmanna”. I chociaż staram się nie nastawiać do książki w żaden sposób przed jej przeczytaniem, to jednak do książki Ubertowskiego podchodziłam z dystansem, nie spodziewając się rewelacji. Ostatecznie wszelkie moje obawy zostały bezpowrotnie rozwiane.
Pierwszy plus to wspomniani już bohaterowie, drugim niewątpliwie jest sama zagadka. W „Kolekcji Ringelmanna” mamy do czynienia z klasyczną zagadką zamkniętego pokoju, z konwencją lekko tylko złamaną poprzez drobny incydent z prywatnego życia jednego z bohaterów. W czasie zjazdu miłośników i zbieraczy zegarków, na który w roli prelegenta zaproszony został doktor Figlon, dochodzi do zbrodni – zamordowany zostaje właściciel jednej z najznakomitszych kolekcji w kraju. Podejrzanych nie brakuje, ale ich katalog pozostaje zamknięty – hotel, w którym odbywa się zjazd jest bowiem zamknięty dla postronnych osób z powodu remontu. Sprawę prowadzi inspektor van Graaf, który przyznając się do braku tropów prosi o pomoc Figlona – człowieka o niezwykłym analitycznym umyśle.
„Kolekcja Ringelmanna” jest lekturą lekką, przyjemną, powiedziałabym nawet, że mile łechtającą lenistwo czytelnika, który nie zostaje od razu wplątany w wartką akcję, ale spokojnie poznaje bohaterów i przez około pół powieści nie spodziewa się żadnej zbrodni. Pomimo tego, że większa część wydarzeń związana jest z zegarkami, to ja sama w czasie lektury zatraciłam rachubę czasu, ale nie tylko. Zapomniałam nawet gdzie dzieje się akcja powieści! Kiedy na stronie pojawiało się miasto Sopot, nagle wyrywałam się z innego świata i nie mogłam uwierzyć, że czytam polską książkę (tak, wiem, Polacy nie gęsi…). Gdyby tylko zamienić kilka nazw własnych i nieco cofnąć wydarzenia w czasie, uwierzyłabym, że „Kolekcję Ringelmanna” napisała nawet sama Christie.
To było moje pierwsze spotkanie z Adamem Ubertowskim, który jest już znany czytelnikom z kilku powieści, między innymi z „Inspektora van Graafa”, części poprzedzającej „Kolekcję Ringelmanna”. Wszystko wskazuje jednak na to, że tytuły te dają się czytać w odwróconej kolejności, dlatego z miłą chęcią sięgnę po „Inspektora…” – mam nadzieję, że są tak samo zabawne i przyjemne, jak opowieść kryminalna ze świata maniaków zegarków.