Roman Zmorski herbu Nałęcz - polski poeta, tłumacz i folklorysta. Rodowity warszawiak. Studiował na Uniwersytecie Wrocławskim, lecz nie wytrzymał zbyt długo. Na studiach nauczył się jednak języka serbskiego, co przydało mu się później przy tłumaczeniach literatury bałkańskiej. Zmorski najbardziej lubił się włóczyć po Mazowszu, ale bywał także na Kaszubach i Dolnym Śląsku. Wszędzie tam zbierał miejscowe legendy i baśnie. Należał do Cyganerii Warszawskiej. Poezja Zmorskiego zaliczana jest do tzw. czarnej romantyki, w której obecne były irracjonalizm i melancholia. Czasami używał pseudonimów literackich Roman Mazur i Roman Zamarski. Roman Zmorski zmarł na gruźlicę w wieku zaledwie 44 lat. Wybrane dzieła: "Poezye Romana Zmorskiego" (1843),"Wieża siedmiu wodzów. Pieśń z podania" (Księgarnia Woykowskich, 1850),"Narodowe pieśni serbskie" (t. I-II, Wydawnictwo Gustaw Sennewald, 1853-1855),"Domowe wspomnienia i powiastki" (Wydawnictwo Gustaw Sennewald, 1854).
Żona: Tekla Parczewska herbu Nałęcz (26.09.1845-19.02.1867, jego śmierć),2 dzieci: córka Zbigniewa Marianna (ur. 05.12.1852) i syn Masław Ignacy (ur. 29.08.1848).
Drugi w mej skromnej jeszcze kolekcji Opowieści niesamowitych zbiór opowiadań, który (po rosyjskich) był strzałem w dziesiątkę.
Różnorodność w istocie wspaniała (i nie ma tu niestety miejsca, aby napisać o każdym z tekstów; szlochajcie rzewnie i załamujcie ręce!) – począwszy od zamierzchłych, że tak powiem, średniowiecznych bajań o krwawej zemście, gusłach i czarownicach, przez pocieszne i urzekające teksty jaśnie pana Zygmunta Krasińskiego (gdzie występuje m.in. mściwy karzeł i nomen omen Masław, zbieżność nazwisk przypadkowa),przez „Włosy krzyczące na głowie”, po opowiadania, które wdzięcznie wprowadzają czytelników w najpiękniejszy literacko okres przełomu XIX i XX wieku. Jest zatem coś o strzygach i niewidzialnym człowieku, jest też love, a jakże, no i Reymont, Mirandola, Grabiński i Leśmian – cóż przy takich tuzach można rzecz więcej, jak tylko: czytać! Absolutnie fenomenalny finisz (i jakoś tak mi powychodziło, że sam Tichy wypadł w nim dość blado, choć Pirx i Terminus zupełnie nie),bo i seans spirytystyczny Tyszkiewicza (Józefa),i cudne opowiadania lotniczo-pociągowo-morskie Smolarskiego, Sosnkowskiego, Langego i Meissnera (klasyka przecież absolutna!),a w dodatku rodzimy ukłon w stronę Poego w „Końcu rodziny Jasnych”. Last but not least, perełka oczywista, choć zdawało by się zaskakująca w tym zbiorze – „Sanatorium pod Klepsydrą”.
Gotycko, straszliwie, duszno i obłędnie.
Że grafomania? Że trąci gryzoniem? Bajania i bujdy zazdrośników. Frustratów narzekania ;)
Moim zachwytom końca nie będzie! Aby wszystko ułożyć i czytelników myśli wzburzone ujarzmić PIW zapewniło wstęp Piotra Pazińskiego, który spoił i skleił to, co w zbiorze ujęto, z lwią częścią, która siłą rzeczy (i zapewne z powodu działania sił nieczystych) pozostać musiała poza.
Książka z wybranymi polskimi baśniami, przechodzącymi z pokolenia na pokolenie.
Twarda oprawa. Kredowy papier. Czcionka wyraźna. Piękne ilustracje całostronicowe. Tekst jest oddzielony od ilustracji, na jasnym tle, dzięki temu ilustracja nie wchodzi w paradę czytaniu bajek.
Baśnie stanowią naszą rodzimą kulturę. Uczą o walce dobra ze złem. Czasami są tragiczne i pełne dramaturgii. Zależy wszystko jak dziecko do nich podchodzi. W końcu to są tylko bajki, a prawdziwe straszne historie to się spotyka nie w książce , tylko na co dzień.
Możemy zapoznać się z takimi oto baśniami:
Kazimierz Władysław Wójcicki: Szklana góra, Waligóra i Wyrwidąb
Edmund Jezierski: Śpiący rycerze
Józef Ignacy Kraszewski: Kwiat paproci
Bolesław Prus: O uśpionej pannie i zaklętych skarbach na dnie potoku
Roman Zmorski: Sobotnia Góra
Lucjan Siemieński: Królowa Bałtyku
Piękne baśnie ponadczasowe, moje dzieci wcale się nie boją, gdyż rozumieją , że to tylko baśnie. Są zachwycone pięknymi ilustracjami.
Polecam!