Polski rysownik, ilustrator, grafik i scenarzysta. Pochodzi z Bydgoszczy. Absolwent warszawskiej ASP. Po zakończonych studiach od razu rozpoczął pracę w wydawnictwie Nasza Księgarnia. Jego ilustracje ukazywały się we wszystkich znanych czasopismach dla dzieci jak: "Miś", "Świerszczyk", "Płomyczek" i "Płomyk". Zilustrował około 200 książek. Stworzył takie postacie komiksowe jak Gapiszon, Kwapiszon, Gucio i Cezar. Przez 20 lat związany był w Telewizją Polską. To on odpowiadał za scenografię do Kabaretu Starszych Panów. Członek Związku Polskich Artystów Plastyków. Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Uhonorowany Orderem Uśmiechu.http://www.butenko.pl/
#Wyzwanie LC Sierpień 2022
Przygody Gapiszona to moje wspomnienia z dzieciństwa, oglądałam jego przygody w "Misiu" oraz w Dobranocce. Kreska rysowana przez pana Bohdana Butenkę zawsze mi się podobała. Dlatego jakimś cudem u mojej synowej znalazłam kilka starych książeczek właśnie jego autorstwa. Tym razem oglądałam i czytałam razem z wnuczkami. Muszę przyznać, że kiedyś to dla mnie były świetne książeczki. Teraz zupełnie inaczej je odbieram. Lecz nadal twierdzę, że takie rysunki to niesamowita frajda dla dzieci. Przyciągają wzrok i aż chce się je oglądać.
Tym razem Gapiszon pojechał na wakacje do babci. Babcia zawsze pozwala na wiele rzeczy, których rodzice zabraniają, więc takie wakacje są zawsze udane. Chłopiec rozmyślał co by tu zrobić i wpadł na pomysł łowienia ryb, ale chciała złapać taką, którą mógłby się pochwalić. Gdy miał już wędkę, to zaczął szukać jakiejś niezwykłej ryby, w encyklopedii znalazł rybę... wędzoną. Tylko gdzie się takie ryby łowi? Pewnie w wędzonym morzu. Lecz gdzie szukać takiego morza? Nie dowiecie się ode mnie nic więcej. Jeśli chcecie się dowiedzieć jak sobie poradził Gapiszon, to musicie sami zajrzeć do tej książeczki. Jest w niej sporo tekstu i można się nauczyć rozpoznawać ryby i ich nazwy.
Młodszej wnuczce opowiadałam kilka razy tę historię, a potem dzieci same dopowiedziały nową opowieść o wędzonym morzu i połowie ryb.
Komiksowe książeczki z rysunkami pana Butenki to bardzo dobra lektura dla dzieci. Już wiele lat temu sama wycinałam historyjki z czasopisma i wklejając je do zeszytu miałam swój własny komiks. Zresztą to nie był tylko mój pomysł, wymieniałyśmy się z koleżankami nie tylko przygodami Gapiszona, ale także Gucia i Cezara, które początkowo były też w czasopismach dla dzieci.
Miło jest wracać do lat dziecięcych, to były zupełnie inne czasy, może niekoniecznie najgorsze, lecz pamiętam, że o książki wszyscy dbali i nie było takiego "wysypu" jak obecnie, więc kwitła wymiana między sobą. Teraz też się wymieniam, ale już tylko w gronie najbliższych i zauważyłam, że niektóre mamy traktują te starsze książki jako zło konieczne. A najbardziej nie lubią komiksów, lecz te nowocześniejsze książeczki właściwie o niczym... Dlatego cieszę się, że moje synowe mają inne podejście do starszych lektur. Nawet książki ze strychu, które wydawane były w latach sześćdziesiątych cieszą oczy moich dzieci i wnuków. Chyba zbyt daleko odbiegłam od tematu. Wracam do Gapiszona zatem.
Może nie jest zbyt prosta lektura dla małych dzieci, lecz można historię opowiedzieć im prościej, więc polecam wszystkim dzieciom i rodzicom a także dziadkom żeby sobie mogli przypomnieć swoje dzieciństwo. Ja nauczyłam się czytać na historyjkach Bohdana Butenki.
Polecam.
Nie było to moje pierwsze spotkanie z Bohdanem Butenko, którego książki zwykle przypadają mi do gustu ze względu na ciekawą kreskę i humor, jaki można spotkać w jego publikacjach.
Jako że mamy do czynienia z książką rysownika, zacznę może od warstwy wizualnej. Już sama okładka zachęca, by zobaczyć, co jest w środku. Może nie tyle nawet to, co przedstawia, ale w jaki sposób. Czytelnik odnosi wrażenie, jakby autor pomalował tę stronę specjalnie dla niego farbami. Jeśli dodamy do tego połączenie błysku i matu ilustracji, to mamy całkiem miłą dla oka zapowiedź opowieści, jaka zaraz nas czeka. W podobnym klimacie są utrzymane wszystkie obrazy w książce. Osobiście urzekła mnie mimika tytułowego króla – pulchny, rumiany na twarzy monarcha za pomocą dwóch kropek i dosłownie kilku kresek operuje bardzo rozbudowaną skalą emocji malujących się na jego twarzy. No, ale mamy przecież do czynienia z uznanym rysownikiem, więc nie powinno mnie to dziwić.
Sama historia jest być może nieco tendencyjna, w końcu widywaliśmy już władców, którzy wydawali nieroztropne rozkazy, by następnie szukać winnego, a gdy przypominali sobie, że to ich własny pomysł, okrywali się wstydem. Nie przeszkadzało mi to jednak. W publikacjach skierowanych do dzieci stosuje się przecież wypracowane przez lata schematy, które nie nudzą, jeśli tylko mają odpowiednią oprawę. A ta książka z pewnością ją ma. Pewnie, że widywałam już piękniejsze ilustracje i bohaterów, którzy byli dopracowani w każdym, najdrobniejszym nawet szczególe. Nie o to jednak chodzi. „Grzyby i król” to publikacja pod względem oprawy graficznej oryginalna, bliska dziecku, bo malowana jakby farbami i przy odrobinie chęci i umiejętności posługiwania się pędzlem dziecko samo mogłoby wykonać mniej lub bardziej podobną podobiznę głównego bohatera.
zaczytana.com.pl