karpatkadobra

Profil użytkownika: karpatkadobra

Busko-Zdrój Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 22 minuty temu
548
Przeczytanych
książek
548
Książek
w biblioteczce
544
Opinii
3 764
Polubień
opinii
Busko-Zdrój Mężczyzna
Cele, marzenia, idee, rodzina, pasja, samorealizacja! ,,Jeśli możesz to możesz, a jeśli nie możesz to nie możesz i tyle... więc sobie wybierz". Tak, to właśnie to jedno konkretne zdanie, wyjęte wprost z ust starożytnego, jest tak dla mnie istotne, mnie określające. Bo ludzie dzielą się na tych, co ,,mogą" i na tych, co ,,mogą, chcą i zdecydowanie robią to"! Istotne powinny dla nas wszystkich być: samoświadomość własnego Ja, własnych celów, czy swojego miejsca w świecie - ciągła praca nad sobą, nad znaczeniem i jak najlepszą wartością własnego Ja! Realizując ,,rozwój własnego Ja" staję się wtedy najlepszą wersją siebie. Tak, określa mnie m.in. moja pasja, moje cele, idee i wartości, wiara we własne możliwości oraz coś, co nazywam zmodyfikowaną wersją ,,wiary we własną wielkość". A, i nie zapominajmy: ,,Be like a water, my friend!" - tak kiedyś mówił Bruce Lee - chodzi o to aby we własnym życiu, na każdym poziomie, być w równowadze: być jak ogień i palić gniew tych, którzy cię otaczają i ci szkodzą, wodą korygować płomienie, które w tobie wrą. Jestem sportowcem, wyczynowcem, amatorem, niegdyś trenującym na równi mocno jak zawodowcy. Sport to dla mnie fakt przełamywania własnych barier, wyjście daleko poza nie; to ustanawianie sobie konkretnych celów: zwiększanie wydolności organizmu, pojemności płuc i temu podobnych. Sport to również danie sobie w kość i pokazanie, że sporo się potrafi i to kocha! No właśnie... czyż sport nie jest częścią pracy nad sobą? Popkultura: jest tego tyle, że wymienienie tylko małego fragmentu takowych pasji, któremu się tu poświęcam zajęłoby ogrom miejsca. Jeśli zaś chodzi o naukę, to zainteresowania, pasje, hobby etc., które dla mnie bardzo dużo znaczą, o mnie stanowią, są następujące (choć na pewno nie wymienię ich wszystkich!): kwestie popularnonaukowe, wraz z rdzeniem wiedzy z nauk ścisłych, także aspekty kryminalistyki w sądownictwie i cała, cała reszta! A to nie wszystko!

Opinie


Na półkach: ,

Czasem bywa i tak, że jeśli na dobre wkręcamy się popkulturowo w temat oglądania samego anime a potem wsiąkamy, wręcz się nią przepełniamy, w samą kulturę, obyczaje i historię kraju kwitnącej wiśni, można dojść do wniosku, że wiele seriali bądź filmów anime można by uważać za swego rodzaju ,,meszek", czyli coś podobnego do... wielu innych podobnych tytułów na zasadzie ,,bo przecież ja to kiedyś już gdzieś widziałem”. Owszem pośród japońskiej animacji mamy multum serii, osadzonych w specyficznych Światach, opisanych w konwencji multum gatunków, co samo w sobie może kierować nas do przekonania, że mamy do czynienia ze schematyczną powtarzalnością, że ,,nic nowego się już nie pojawia, i niby tylko same kopiuj-wklej treści”. Ale pośród nich, pośród tworów anime, szczególnie takich, w których rdzeniu przypisanego im gatunku rozwój ludzkości podążył w nieco innym niż w naszej rzeczywistości kierunku, z namaszczeniem konwencji Alternatywnego Świata, pojawiło się coś co na pewno zwróci uwagę wielu widzów czy entuzjastów japońskiej kontrkultury. I to nie jest żadna, mówiąc po młodzieżowemu: ,,śmieszkowa podpierdółka!”, tylko coś, co jest w stanie umiejętnie łączyć w sobie akcenty magii, alchemii, odrobinę klasycznego nurtu tudzież podgatunku fantasy oraz, co w tym przypadku jest to dość widoczne ,,XX-wiecznego, bardzo eleganckiego wizualnie” steampunku. Tym Uniwersum jest zarówno anime jak i manga: „Fullmetal Alchemist”.

Fullmetal Alchemist czy w odniesieniu do drugiej swej wersji: "Fullmetal Alchemist: Brotherhood", owszem są to w popkulturze i na dodatek w sferze anime swego rodzaju gatunkowy eksperyment pod modłę konwencji animacji z kraju kwitnącej wiśni. O ile dobrze pamiętam na stan kalendarzowy Anno Domini 2023, okolice listopada lub grudnia, nie byłem święcie przekonany co do tego, czy w ogóle poświęcać temu Uniwersum, a przede wszystkim wyjątkowemu połączeniu współczesności z akcentami alchemii, baśni, magii i specyficznego dramatu głównych bohaterów tu zawartemu, który pcha fabułę ,,Fullmetala” do przodu, mój cenny napięty poprzez liczne czytelniczno-filmowe i temu podobne pasje czas. Cóż, nie miałem pojęcia, czy ten ,,eksperyment” twórczy w anime i mandze, który liczy sobie dobre naście lat – co już z racji czasów obecnych, gdzie produkuje się setki jak nie tysiące wspomaganych generowaniem komputerowym anime, nazywa się ,,Alchemika” klasyką! – z mojego fanowskiego punktu widzenia się uda. Przekonałem się o tym dokładniej niecałe 2 miesiące temu, praktycznie zmieniając swoje zdanie w tym względzie o bite 180 stopni, zarówno dla anime i mangi tego Świata. Rzecz jasna, co miało dla mnie istotne znaczenie, to około 70 dni temu skończyłem oglądać ponad 50 odcinkową animację ,,Fullmetal Alchemist: Brotherhoo” – i to za pośrednictwem tego medium animowanego zacząłem w końcu zdawać sobie sprawę, że nie warto było skreślać tej serii, tej nietuzinkowej przygody rozgrywanej w ,,wyczarowanym” we współczesności XX wieku magiczno-steampunkowym wymiarze, bardzo zbliżonym do naszego, ale alternatywnym, bo pod wieloma względami odległym. Pamiętam dokładnie, że pierwsze 15-30 odcinków były u mnie ,,na świeczniku” anty-uwagi – to mnie, tak jak ja chciałem to doświadczyć i zrozumieć, do końca nie przekonywało. Ale – jak to się mówi w życiu – z czasem… ,,nie oceniałem tego tytułu po okładce” – chodzi o fakt rozwijania Uniwersum, z odcinka na odcinek, o kolejne wątki, o kolejne zagrywki polityczne i intrygi, o ciągłą mimo wszystko walkę braci Elrciów o lepsze jutro, o wyjaśnienie pewnych spraw, dzięki którym to i jeszcze innym elementom oraz składnikom tej wyjątkowej zupy fabularnej zacząłem dostrzegać głębie i to wyjątkowe coś, co "Fullmetal Alchemist: Brotherhood" posiadało, co zapewne posiadała również pierwotna wersja tematu, Fullmetal Alchemist.

I tak, szybko to zleciało… Skończywszy oglądać serię ,,Brotherhood”, co zajęło mi nie aż tak dużo czasu, doszedłem do geekowskiego wniosku: spotkała mnie przyjemność doświadczenia dość poruszającego anime, z zapadającą w pamięć historią dwójki walczaków, braci, których połączył cel odzyskania własnych ciał, które utracili poprzez alchemiczny eksperyment związany dość silnie z losem ich matki. I to był cel, który nigdy ich nie był w stanie rozdzielić, mimo iż przez dziesiątki odcinków widz miał to przed oczami, że los jednak płatał im figle, spróbował ich rozdzielić, rozerwać tę niewidzialną nić braterstwa z krwi, szacunku i miłości. Jestem usatysfakcjonowany tym, że ,,Brotherhood” okazało się również zabawnym, ale z kolei nie do przesady anime, z umiejętnie wtłaczaną komedyjnością i groteską (widoczną szczególnie w porywczej kresce!). Genialna miejscami grafika (kolor, kontur, tła, styl barw - subtelnie i w sposób stonowany do gatunku i budowanego przez twórców Świata), naturalne, o czym już częściowo wspomniałem, wtłoczone tu kreacje głównych postaci, elementy magii zmiksowane z rozwijającą się cywilizacyjnie współczesnością, choć troszku alternatywną, okresu przypominającego nasz XX wiek – to wszystko, mówiąc krótko i na temat, ostatecznie przechyliło szalę mej oceny tej produkcji na bardzo, ale to bardzo duży plus, na pozytywną jej wartość. A co w takim razie z mangą – japońskim komiksem Uniwersum Fullmetal Alchemist, która jest tu archetypem i źródłem na podstawie przecież którego wszystko, co animowane i związane z tą barwną rzeczywistością powstało (jak i filmowe – bo NETFLIX zrealizowałem swoje adaptacje live action FA). I tu część druga mojej (zapewne i waszej również) przygody z tym wymiarem rozrywki rodem z kraju kwitnącej wiśni – tak, właśnie jestem świeżo po ostatnim rozdziale, po ostatnim kadrze tomu no.1 „Fullmetal Alchemist”, po zamknięciu ostatniej jego strony, okładki i w końcu po odłożeniu tejże lektury na swoją półeczkę mangowych kolekcji. I w przypadku tego medium nie mam powodów do żadnych narzekań – na pilotowym rozdaniu mangowych realiów tej alchemiczno-współczesnej kwestii się nie zawiodłem, ba!, powiem więcej: dostałem ,,dokładkę” powyżej tego, czego oczekiwałem. Teraz wiem, dlaczego ,,Brotherhood” i zwykłe FA w anime okazały się tak masakrycznie dokładne, dobre i konsekwentnie realizowane, tak aby fan był po prostu zadowolony, i aby chciał więcej i więcej z tego ,,contentu”!

Może to dwa różne media, częściowo wiele z nas uzna, że to także dwa odmienne z racji tego przez co i jak są ukazywane i opowiadane, Światy, ale największą zasługę dla sięgnięcia po tą mangę miało, o czym już napomknąłem, obejrzenie "FA: Brotherhood". Oczywiście, że różnice między mangową a animowaną opcją Fullmetalu są, miejscami nawet spore, jednakże ogólnie sumując te różnice i podobieństwa, wszystko to nie wpływa na jakość odbioru, wydźwięk i na ocenę pierwszego tomu mangi autorstwa Hiromu Arakawy. I co istotne, bardzo, ale to bardzo dziwaczne pod względem pozytywnym okazuje się to, że ,,Alchemik”, który wyszedł z takiego pióra, z tak płodnej wyobraźni, która prowadziła umysł do napisania tak urozmaiconego, czerpiącego z różnych gatunków i stylów scenariusza, a ręce mangaki do wykreowania tak niezwykłej wizualnie rzeczywistości, w której poruszali się m.in. bracia Elricowie, to manga – zarówno w tomie pierwszym, jak i, co wszystko na to wskazuje, w kolejnych – stworzona przez mangakę kobietę. Tak, płeć piękna jak widać potrafi odnaleźć się teoretycznie w pseudo-męskim świecie mangaków co najmniej znakomicie. A to, że autorka lubi przedstawiać siebie jako swego rodzaju awatar w postaci krowy w okularach, dodatkowo wzmacnia sam odbiór komiksowej wersji ,,Alchemika”, jak i dodaje 10000 punktów respektu dla samej twórczyni.

Pilotowy komiks omawianego Uniwersum zaczyna się nieco mrocznie, podobnie jak anime, choć bardziej ,,mięsiście”, aby już po kilkunastu stronach przejść do konkretów. Arakawa, jak to się określa po naszemu, ,,w tańcu się nie p******i” – w swej pracy potrafi wyczuć moment, w którym to widz wyczuje z kolei, że akcja ma przyspieszyć albo zwolnić, z taką samą odpowiednią konsekwentnością w rysunku i ,,kadrowaniu”. To niezwykłe Uniwersum; to widać w tym komiksie – zręczne poruszanie się w rzeczywistości niełatwej do wtłoczenia tu jednocześnie twardego gatunku fantasy, steampunk i temu podobne wraz z towarzyszącymi tu nieraz mocno przerysowanymi emocjami, w tym humorze, grotesce – to znak rozpoznawczy, ot sygnatura Arakawy, bardzo dobra oryginalna dla ,,Alchemika” rzecz, znacząco wyróżniająca go na tle innych anime czy mang temu zbliżonych. Dlatego, jak bardzo szlifuje to dosłownie ostatnia, przed okładką strona tomu no.1: ,,daj się wciągnąć alchemii” – faktycznie, tak i ja się wciągnąłem w ten wymiar. Może i jest to subiektywna ocena czy też wrażenie, ale czytając ów tom można było odnieść to niezbite wrażenie, że mangowe Fullmetal Alchemist pisze się samo: chodzi o to, że FA to świat, kreślony bardzo intuicyjnie, naturalnie, bez żadnego przymusu i parcia twórcy na nie wiadomo co, co zapewne wynika z tego, że za całość odpowiada tu bardzo świadoma i zdecydowana mangaka. I jej ciekawe postaci, jej wizja alchemicznej współczesności, której nie brak oprócz tak autorskiego wejścia w wizję gatunku szczerych, poruszających historii np. braci Elriców, które świetnie uwydatnia wyjątkowa ,,kreska”, delikatnie ostra, bardzo dobrze wyważona w czerni i nakładanym cieniu, to coś, co z perspektywy doświadczania mangi w ogóle, zapamięta się na bardzo długo.

Hiromu Arakawa poprzez Fullmetal Alchemist ma nam naprawdę wiele do powiedzenia. To dopiero tom pierwszy, a ja nie chciałbym w nim nic zmieniać w stosunku do świetnego serialu ,,Brotherhood”. Akcja rozwija się po prostu swoim tempem: raz jest powoli, raz dynamicznie, co potrafi podsumować eksplodujący na dwie strony kadr akcji, raz jest groteskowo a niekiedy przygnębiająco. Stopniowo wchodzimy w zasady rządzące podstawowymi prawami ichniejszej fizyki, czyli Alchemii. J.P. Fantastica z polską edycją tomu wykonała zasługującą na nasz szacunek robotę – eleganckie wydanie, dodatkowo z numeracją stron, co w przypadku mang nie jest takie częste. I niezmiernie ciekawe będzie to, co rozegra się w kolejnych rozdziałach tego cyklu komiksów, skoro swoje akcenty zaznaczyli w drugiej części tomu pierwszego wybornie King Bradley, ,,Blizna”, Roy Mustang a.k.a. Płomienny Alchemik. No właśnie, co jeszcze się wydarzy?

Czasem bywa i tak, że jeśli na dobre wkręcamy się popkulturowo w temat oglądania samego anime a potem wsiąkamy, wręcz się nią przepełniamy, w samą kulturę, obyczaje i historię kraju kwitnącej wiśni, można dojść do wniosku, że wiele seriali bądź filmów anime można by uważać za swego rodzaju ,,meszek", czyli coś podobnego do... wielu innych podobnych tytułów na zasadzie ,,bo...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Słowo ,,obcy” to synonim strachu, niepewności, społecznego lęku, tajemnicy, fizycznej i emocjonalnej pustki, oddalenia, czy też wewnętrznej niemocy. Jest to swego rodzaju określenie, które ma wiele znaczeń, zapewne jeszcze więcej skojarzeń niż moglibyśmy o tym długo, długo pomyśleć. Stosowane jest przez ludzi w każdej kulturze, praktycznie wszędzie i od zawsze. Jednak w wytworach kultury masowej, ,,obcy”, zwłaszcza będącemu z pasją książkowo-filmową za pan brat geekowi, na pewno kojarzy się z jednym dość wpływowym na obszar gatunku sci-fi w popkulturze Uniwersum, ze Światem Ksenomorfa, z rzeczywistością ,,Obcego” albo rozszerzając owy Świat: z Uniwersum ,,Alien vs Predator”. W tym konkretnym przypadku ,,Obcy” równa się: przerażenie, katatoniczny, odbierający bohaterom rozum lęk, fascynację badania czegoś niewyjaśnionego pomieszaną z pragnieniem ucieczki do ,,tego czegoś”… od obcego.

Uniwersum AvP narodziło się 45 lat temu. W 1979 roku ludzkość za sprawą filmu Ridleya Scotta: "Obcy. 8-my pasażer Nostromo" poznała, co tak naprawdę oznacza ów synonim. Zrozumieliśmy jaką siłę miała jedna z przesłanek tytułu: ,,W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku”. Obraz brytyjskiego reżysera, o którym mowa, z angielskiego zatytułowany po prostu ,,Alien” raz na zawsze wpisał się na listę filmowego dziedzictwa popkulturowego. Fakt, to ikoniczny tytuł, wraz z lucasowskimi Gwiezdnymi Wojnami z 1977 roku stanowiący swego rodzaju kamień węgielny postawiony pod budowę tego, co w kinie, serialu, a także medium pisanym widzimy w materii rozrywkowej gatunku sci-fi, space opera, space fantasy. "8-my pasażser Nostromo" postawiło na nowy rodzaj kina, na absolutnie, z czym zgodzi się zapewne większość z Was, niecodzienny, ryzykowny, ale efektywnie opłacalny, miks horroru, dreszczowca i thrillerowego suspensu w tle z płynnie wtapianym w ten ,,bigos” nurtów i rodzajów science-fiction. Fabuły ,,Alien” za bardzo przedstawiać geekowskiej gawiedzi nie trzeba; generalnie film ten opowiada o załodze statku kosmicznego, tytułowego Nostromo, który w dalekiej przestrzeni kosmicznej, podczas rutynowej misji zleconej przez Korporację odbiera tajemniczy sygnał i ląduje na niewielkiej planetoidzie, aby go po prostu zbadać, gdyż mylnie kojarzony jest z sygnałem ,,S.O.S.”. Niby to nic takiego... ale to tam jeden z jej członków zostaje zaatakowany przez nieznaną formę życia… Ksenomorfa, a inaczej łopatologicznie mówiąc… przez ,,Obcego”! I too, co wydarzyło się w obrazie Scotta sprzed prawie 50 lat, powiedzieć, że raz na zawsze zmieniło kino to jakby niedopowiedzenie. Szereg relacji, tego, co ,,podziało” się – i jak to zostało operatorsko i praktycznie efektami specjalnymi ukazane – w klaustrofobicznych i niskich ale za to wydawać by się mogło dzięki kamerze rozległych i szerokich objętościowo przestrzeniach, w, których dodatkowo dyndało okablowanie ,,Nostromo”, gdzie w lukach takich kanałów, sufitów, przestrzeni mógł być schowany praktycznie wszędzie i czyhać na każdego nasz główny oprawca, Ksenomorf, zna każdy, i chyba nawet ten, kto dzieło to widział tylko pobieżnie. A tego, jaki efekt wywołał na widzu wtedy i wywołuje obecnie kompletnie niestarzejący się ów obraz, a utrzymujący się w mocy szokowania i ,,kosmicznego straszenia” wciąż niebotycznie, nie spodziewał się chyba nikt. I nikt po latach nie spodziewałby się, że w ten sposób stworzono idealny, skomplikowany dreszczowiec gatunkowy, który potrafił kapitalnie zbudować napięcie od pierwszej do ostatniej sekundy fabuły. Scott zrobił to tak genialnie, że polityczne rozgrywki w tle, które wiązały ,,Korporację” z wydarzeniami produkcji, że motyw Asha jako Androida wysłanego przez tą Instytucję właśnie w celu przejęcia Ksenomorfa; że w końcu element samego filmy, ot MacGuffin czyli detektor ruchu, który tylko wyczekiwał najmniejszego znaku o ukrytym nad lub pod pokładem monstrum – wszystko to składało się na konstrukcję zrównoważonego i idealnie ,,straszącego” obrazu tej ,,gatunkowości”, gdzie samego stwora, o którego się przecież rozchodzi było jak najmniej, ale jak już się on pokazał, to potrafił przyprawić niejednego widza o palpitację serca i nagłe osiwienie.

Jak widać Ridley Scott stworzył absolut i prawo uniwersalne jeśli chodzi o bardzo wysmakowany, nowy wtenczas rodzaj horroru i thrillera zarazem. To ojciec popkulturowej klaustrofobii na dużym ekranie, i to w trudnym do takiego ,,strasznego” ujęcia nurcie science-fiction. I nie ma dyskusji: "8-my pasażer Nostromo" to coś czego znaczenia dla ewolucji kinematograficznej myśli twórczej, licznych wizji w morzu gatunku sci-fi, horroru czy nawet fantasy nie można za nic w świecie podważyć. coś co będą oglądały następne pokolenia… po wsze czasy. Ale samo Uniwersum Alien/ AvP to nie tylko ten jeden film – to jego wiele kinowych kontynuacji, do których zaliczają się Spin-Offy jak i ,,połączenia” związane z postacią Predatora. ,,Obcy” to przede wszystkim beletrystyka i komiks – te media bardzo, ale to bardzo dużo wniosły do rozbudowania tak specyficznego tematycznie i gatunkowo Świata. Książkowo mamy sporo ,,nowelizacji scenariuszy”, zwłaszcza czterech pierwszych filmów, a także Prequelo-SpinOffów, które kreują wydarzenia rozgrywane po danym filmie powstałym w latach 1979-1997, albo gdzieś pomiędzy nimi. Do nowych, tego właśnie rodzaju, wydanych po 2010 roku cykli z Uniwersum AvP, które dopisują nam cegiełki informacji, danych, relacji tak specyficznej ksenomorficznej rzeczywistości należy Trylogia książkowa, którą rozpoczęła powieść pt. "Obcy. Wyjście z Cienia" autorstwa Tima Lebbona. W tej nowo rozwijanej serii, której początek wyznacza śmiało ten tytuł, pozostała dobrze nam znana z filmów: głęboka atmosfera, grozy, strachu, lęku, także suspensowego napięcia, umiejętnie kreowana narracja, dozowana tak jak trzeba akcja. Tom pierwszy potwierdził, że Trylogia ta będzie konsekwentna i bardzo bliska realności gatunkowej i ,,klimatycznej” tym najlepszym z Uniwersum filmom. I tak, teraz przyszedł czas na drugi tom, który to w porównaniu do ,,pilotowego” nie ma aż takiego powiązania z klasykami kina i z ich wydarzeniami, co potwierdza to ostatecznie brak postaci porucznik Ellen Ripley. W niniejszym omawianym i recenzowanym tomie no.2 po tej bohaterce nie został żaden ślad, jedynie wzmianki. Jednakże pojawia się Alan Decker, którego można określić kimś na miarę dość dalekiego przodka pani Porucznik. I można śmiało to powiedzieć: Decker tu nie zawodzi, jest tak samo istotny jak Ripley; tak samo dobra zresztą jak poprzednia powieść z Trylogii, ba!, jak filmy z udziałem Ellen staje się powieść J. A. Moore’a.

"Obcy. Morze Boleści", w wydaniu od Vesper będzie to trzecia poza głównymi powieściami filmowymi (nowelizacjami Obcy I-IV), które to wydawnictwo również zrealizowało, powieść przeze mnie doświadczana. Jej autor James A. Moore wykonał bardzo dobrą, ale na pewno nie tytaniczną pracę – widać w niej oznaki ostrożności, jakby samą postacią Deckera nie chciał wchodzić w to, jak ikoniczna stała się Ripley dla całego Uniwersum, a jak wiemy Decker… to poniekąd jej przodek. Przodek, który z racji tego, co i z kim oraz na jak nieprzewidywalnym i niebezpiecznym obszarze przeżywa, nie chce mieć z Ripley nic wspólnego, tym bardziej z tym z czym Ripley musiała walczyć przez całe swoje życie. I to postać Deckera jest pryzmatem, przez który ,,rozświetla” się w większości cała fabuła powieści – bywały momenty w książce, gdzie narrację przejmowały postaci związane z ludzkim antagonistą całego Uniwersum Alien/AvP, którym zbiorczo jest korporacja Weyland – Yutani. Jednak i tak ostatecznie takie jednostki, jak Rollins, Willis, Pritchett wiązani byli przez osobę Deckera. Mężczyzna posiadał jeden niepowtarzalny dar – współodczuwał z ,,obcymi”, zwanymi tu niekiedy ,,robalami” – był w stanie przejmować świadomość tego gatunku, głównie sygnały czy też fale świadomości roju, które zbiorczo tworzyły Xenomorphy, których, co bardzo ,,fizycznie” czytelnik może to odczuć, ich narrację kursywą opisuje autor; nie jest to jednak narrator całej gamy wydarzeń, a jedynie część narracji Deckera wynikająca z więzi z tymi stworzeniami, i opisuje to Moore genialnie, z ,,autorskim serduchem” i wyczuciem gatunku oraz okoliczności, w których znajduje się rój ,,obcych" i ich pojedyncze jednostki oraz główny bohater książki. Sama akcja toczy się około 318 lat po wydarzeniach z "8-my Pasażer Nostromo", w przeważającej większości na Nowym Galveston, oznaczonym jako LV178, na obszarze Morza Boleści, wyjałowionym pustkowiu, które to właśnie Decker oraz jego późniejsza załoga muszą zbadać – w końcu to kolejny obszar, który mógłby być zdatny dla strategii przemysłowych mega-korporacji, więc sytuację tej planety trzeba zbadać. I tak, zwykły ,,handlowiec”, którym był Decker jakoś na ten spisek ,,Weylandu” trafia, jednak wszystko to w swej spiskowości rozwijane jest tu powoli, jakby blednąc wobec tego, jak autor przerażająco dobrze i dynamicznie opisuje walkę kilku ekip (które w większości w końcu razem się spotkały) na różnych powierzchniach, kanałach, zabudowaniach Galveston z Obcymi, co można porównać – a bywały takie rozdziały! – do sytuacji gdy ludzie, którzy znaleźli się na Morzu Boleści planety przechodzili przez wielopoziomową platformówkę, gdzie każdy kolejny poziom gry jest coraz trudniejszy, a na końcu zawsze czeka Boss, którym w tym przypadku okazuje się Matka Xenomorphów. I można jedynie pomarzyć, że coś takiego jak ta powieść zostanie kiedykolwiek nakręcone – bo film akcji z takimi scenami jak tu opisanymi, widziałbym z chęcią, i to nawet od razu, w kinach!

Nie wiadomo czy to wina polskiego wydania, czy tak również fizycznie sprawa się miała w oryginalnej wersji książki, ale największą wadą "Morza Boleści" Moore’a nie okazuje się zakończenie książki, losy antagonistów, czy nawet sam Decker, ale ta dziwna zasada dzielenia całości treści powieści na rozdziały, gdzie przykładowo bywały one bardzo krótkie, gdzie przed ich tytułami potrafiono pozostawić pół strony tekstu pustej, a może i półtorej – chodzi o to, że gdyby ,,ścisnąć” rozdziały książki jak w imadle i wykorzystać przestrzeń papieru, "Morze Boleści" miałaby o około 40-50 stron mniejszą objętość. Jednak, nie ma co i tak narzekać. Trzeba przyjąć taką fizyczność tytułu na klatę, książkę zaakceptować, a także czekać na... kolejny tom z cyklu!

Słowo ,,obcy” to synonim strachu, niepewności, społecznego lęku, tajemnicy, fizycznej i emocjonalnej pustki, oddalenia, czy też wewnętrznej niemocy. Jest to swego rodzaju określenie, które ma wiele znaczeń, zapewne jeszcze więcej skojarzeń niż moglibyśmy o tym długo, długo pomyśleć. Stosowane jest przez ludzi w każdej kulturze, praktycznie wszędzie i od zawsze. Jednak w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Death Note #2: Połączenie Takeshi Obata, Tsugumi Ohba
Ocena 8,2
Death Note #2:... Takeshi Obata, Tsug...

Na półkach: ,

Może i nie najbardziej na świecie z wszystkiego co jest obecne w popkulturze, ale mimo wszystko i tak ów gatunek czy też motyw lub nurt pośród licznych tworów w literaturze, komiksie, filmie lub serialu, a chodzi o antyutopię oraz jej przeciwieństwo: idylliczną utopię za którą przeważnie kryje się coś głębszego, inspiruje mnie w sferze podtrzymywania i rozwoju swej popkulturowej pasji oraz co najważniejsze podoba mi się to wręcz niesamowicie, gdzie słowa ,,piękne” i ,,świetne” takowej fascynacji po prostu nawet nie ujmą. Dystopia i rzeczywistość jej przeciwna to temat do analizowania i szerszej ,,rozkminy” mówiąc prosto: dość duży i koncepcyjnie ,,szeroki”. Można dywagować o ich wpływie na samą fantastykę naukową w naszej popkulturowej dobroci twórczej, nawet o wpływie na kwestie filozoficzne i futurologiczne, w których zastanawiamy się nad losem cywilizacji gatunku ludzkiego za dziesiątki czy setki lat w przód, co samo w sobie związane jest głównie z antyutopią czy utopijną charakterystyką, malowaną jakby ,,jednym kolorem” sielskością. Istnieje jednak w tego rodzaju tytułach sporo Uniwersów tematycznych, które niebezpośrednio, ale w sposób nieco głębszy i ukryty, jakby zadedykowany do uważnego czytelnika czy widza, który sam to musi ,,odkopać” ukazują skryty w utopii bądź jej przeciwieństwie Świat. Choć to może wydać się kontrowersyjne, ale jednym z tych Uniwersów przestrzeń anime i mangi zarazem, Death Note.

Świat ,,Death Note’a”, czy inaczej, spolszczając ,,Notatnika Śmierci”, to nie jest ten rodzaj rzeczywistości, w której to nieważne czy fikcyjnych czy prawdziwych elementach i okolicznościach na pewno nie chciał bądź nie chciałabyś się znaleźć. Nie opierając się tylko na jednej postaci, czyli Lighcie Yagamim, w Uniwersum tym główne skrzypce spośród postaci gra między innymi Light, ,,L” oraz Ryuk, Bóg Śmierci – bohater i antybohater zarazem, postać neutralna, ktoś bardziej jak ,,papierek lakmusowy” bądź bierny obserwator, od którego to wszystko w fabule Death Note tak naprawdę się zaczęło, gdyż to on ,,przypadkowo" upuścił w wymiarze ludzi tytułowi artefakt, od którego pochodzi nazwa Uniwersum, Notatnik Śmierci. Sam Notatnik, jako przedmiot w tym Świecie, dzięki któremu przy pewnych regułach zapisanych w nim samym można likwidować ludzkie życia jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, raz użyty przez Lighta potrafił postawić przed obserwatorem tego anime czy mangi pewne wyzwanie, pewien dowód, w który to on musi… albo i nie: uwierzyć. Gdy Light przeżywa z tym inno-wymiarowym przedmiotem swój pierwszy raz powstaje potężna i niespodziewana reakcja łańcuchowa – jako protagonista całej serii mangi, filmów aktorskich, serialowego anime i odcinków dodatkowych, paradoksalnie staje się on antagonistą tego Uniwersum, tym samym udowadniając czytelnikowi bądź oglądającemu media audiowizualne tej serii a także obywatelom tej fikcyjnej rzeczywistości, że nikt nie żyje tu w idealnym pełnym wróżek zębuszek, piankowych chmurek i landrynkowej lemoniady lejącej się z kranu Świecie, lecz w surowych, cierpkich czasach, które Light albo może udowodnić swoimi ,,notatnikowymi celowanymi i misyjnymi zabójstwami”, że są one za jałowe, za bardzo rozdarte i niesprawiedliwe, za ciężkie i dychotomiczne, dlatego trzeba je ,,naprawić”, albo paradoksalnie z tego ,,misyjnego” sprowadzania rzeczywistości do równowagi może nic nie wyjść, za to utopii się nie stworzy a pogrąży ludzkość w jeszcze gorszych czasach: rzeczywistość, którą – o ironio! – zamieszkuje sam Light stanie się jeszcze cięższa i surowsza niżeli była, co ostatecznie będzie zależało od tego jak na ,,zdolności” Notatnika spojrzy sam Yagami oraz jaki rachunek sumienia ,,wystawi” sam sobie posiadając w rękach tak absurdalnie potężny i niszczycielski przedmiot. Tak czy siak Light i tak tego dokonuje, wymazuje ludzkie istnienia z egzystencji wszechświata i sprawia, że może i w jego głowie kwitnie doskonała utopia dla jego wizji ludzkości, ale zaczyna doprowadzać powoli swój Świat do krawędzi, do czasów bardzo znajomych i tożsamych dystopii. Taka właśnie jest ujęta w Notatniku Śmierci Ziemia, i tacy są jej mieszkańcy – zwykli szaracy i ci ważni, skąpani w utopii i dystopii zarazem; a to, czy będzie to sielskość czy antyutopijność finalnie zależy od tego kogo punkt widzenia fan tego Uniwersum obierze za oś analizy tego, co przedstawia nam całość Notatnika Śmierci.

"Death Note" to nie inaczej: wyjątkowy fikcyjny wymiar rozrywki, który bardzo podstępnie i na swój sposób wielowarstwowo, stopniowo i ,,ukrycie” odkrywa kolejne warstwy swej głębokiej struktury, które każą nam sądzić, że jest to wymiar bardzo bliski naszej rzeczywistości: przerażający, refleksyjny, dramatyczny. I nieważne czy oglądasz prawie 40-odcinkowe anime, jakiś film, coś z dodatków do głównej serii odcinkowej czy czytasz mangę – złożoność wydźwięku Notatnika Śmierci nigdy się nie zmieni. Immersja z jego treści, z faktu odpowiedniej dawki antyutopii, bądź utopii, ale tylko i wyłącznie w przypadku jeśli jesteś w głowie Lighta, i chcesz w niej być!, i rozumiesz co i dlaczego on czuje na przestrzeni całego twojego doświadczenia z tym Uniwersum, jedynie może wzrastać. Jej temperatura, ot słupki notowania czynnika ,,głębokiego odbioru” klimatu, atmosfery, każdego nawet najdrobniejszego szczególika z fabuły tego Świata, w moim przypadku wzrosła, a głównie dzięki lekturze drugiego tomu mangi, którą to Ohba i Obata wykreowali w jeszcze lepszym stylu co do podejścia do scenariusza i pomysłowości na nieco bardziej intensywniejszą i mocniej nietuzinkową kreskę w stosunku do pilotowego tomu komiksu „Death Note”.

Lektura kolejnego, tym razem drugiego (a za niedługo wpadnie na warsztat zapewne tom trzeci z serii) wydania medium mangowego z wymiaru kreacji ,,Death Note’a” okazała się na tyle przyjemnym doświadczeniem, na tyle efektywnie spędzonym czasem, że nie mogę wyjść z zachwytu, jak sam komiks tego typu jak „Notatnik Śmierci” właśnie może w stosunku do swojej genialnej adaptacji się z tomu na tom rozwinąć, jak równie intensywnie co serial czy jakiś film z Uniwersum może opowiedzieć z pełnym klimatem i suspensem odpowiednie wydarzenia, jak realnie mogą ukazać one tą narastającą antyutopię! Dorzucono do pieca, oj dorzucono w niniejszej kontynuacji pilotowej mangi „DN”, co mogę podsumować dość specyficznie: niegdyś byłem zdania, że anime tego Uniwersum, to serial, który należy do tego typu adaptacji mang, które miażdżą, wdeptują w ziemię, wręcz nie ma opcji: one muszą to robić!, swój pierwowzór komiksowy. Jednak, doczytanie do ostatniej kreski i dymku wypełnionego dialogiem, do ostatniej kartki, tomu drugiego ,,notatnikowej” mangi zmusiło mnie do zmiany takiej zbyt wczesnej opinii: wygląda na to, że medium komiksowe w Świecie Lighta Yagamiego jest tak samo świetne, fenomenalne we wszystkich aspektach, co serial – po prostu manga nie ustępuje w niczym perełce wśród seriali anime w gatunku dreszczowca, thrillera i elementu psychologiczno-śledczego. Tak, ,,Notatnik" ledwo co wrzucił pierwszy bieg w swym pilocie w mandze, a w kolejnym, jak turbo pozytywnie to widać, tomie, stała się to jazda na co najmniej czwartym biegu.

Tempo inteligentnie rozwijanej fabuły w tomie drugim mangi ,,DN", rozwijanych CV charakterów, m.in. głęboko charakterologicznie postaci Lighta i ,,L”, bo to oni stają się tu wyznacznikami kierunku w którym pójdzie cała opowieść ,,Notatnika Śmierci”, naprawdę... zrobiło swoje! Miejscami odnosiłem wrażenie, że jestem świadkiem pojedynku na żywo pomiędzy tą dwójką, świadkiem tego, co naprawdę dzieje się we wnętrzu czyjegoś Ja. Chociaż pojawiło się wiele ,,cliffhangerów”, które zarazem można określić MacGuffinami, jak m.in. częściowo nagłe jak i sprytne pojawienie się postaci agenta Raye’a oraz Shoko Maki, jego partnerki – kobiety, która starała się odgadnąć kim jest ,,Kira”, gdy to Kira właśnie zabił narzeczonego Maki, czyli Raye’a. Zwroty akcji, inteligentne ,,wtłoczenie się” w umysł Lighta – to wszystko w tomie 2-gim ,,DN” jest obecne, co żywo podkreśla bardzo dokładna ,,kreska” oraz świetnie i z pomysłem użyte w odpowiednich miejscach rysunku czernie.

Wydarzenia z tego tomu sprawiły, że osobiście muszę zmusić się wewnętrznie do obejrzenia którejś z pełnometrażówek Uniwersum jeszcze raz, mimo iż wiem że to jeszcze nie jest najlepsza pora - w końcu przede mną jeszcze naście tomów dobrej intrygi, atmosfery śledztwa, intrygi, dogłębnego poznawania charakterów tytułowych postaci Uniwersum. Jednak... no.2 zrobiło na mnie o tyle ogromne wrażenie, że coś zaczyna mnie pchać ku tego rodzaju seansowi - filmy Death Note'a są nader kluczowe aby poukładać sobie całe Uniwersum do przysłowiowej kupy; są one potrzebne fandomowi tylko i wyłącznie ze względu na jedno: dość niejasne, jakby niedomknięte zakończenie anime, które aż się prosi o kontynuację np. w formie 10 dodatkowych odcinków. Jeśli tego nie ma, cóż, jest medium filmów pełnometrażowych oraz fantastycznie kreślona manga, tak jak omawiany tom 2!

Może i nie najbardziej na świecie z wszystkiego co jest obecne w popkulturze, ale mimo wszystko i tak ów gatunek czy też motyw lub nurt pośród licznych tworów w literaturze, komiksie, filmie lub serialu, a chodzi o antyutopię oraz jej przeciwieństwo: idylliczną utopię za którą przeważnie kryje się coś głębszego, inspiruje mnie w sferze podtrzymywania i rozwoju swej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika karpatkadobra

z ostatnich 3 m-cy
karpatkadobra
2024-06-01 13:29:25
karpatkadobra ocenił książkę Fullmetal Alchemist t. 1 na
8 / 10
i dodał opinię:
2024-06-01 13:29:25
karpatkadobra ocenił książkę Fullmetal Alchemist t. 1 na
8 / 10
i dodał opinię:

Czasem bywa i tak, że jeśli na dobre wkręcamy się popkulturowo w temat oglądania samego anime a potem wsiąkamy, wręcz się nią przepełniamy, w samą kulturę, obyczaje i historię kraju kwitnącej wiśni, można dojść do wniosku, że wiele seriali bądź filmów anime można by uważać za swego rodzaj...

Rozwiń Rozwiń
Fullmetal Alchemist t. 1 Hiromu Arakawa
Cykl: Fullmetal Alchemist (tom 1)
Średnia ocena:
8.1 / 10
829 ocen
karpatkadobra
2024-05-30 21:49:04
karpatkadobra ocenił książkę Obcy: Morze Boleści na
7 / 10
i dodał opinię:
2024-05-30 21:49:04
karpatkadobra ocenił książkę Obcy: Morze Boleści na
7 / 10
i dodał opinię:

Słowo ,,obcy” to synonim strachu, niepewności, społecznego lęku, tajemnicy, fizycznej i emocjonalnej pustki, oddalenia, czy też wewnętrznej niemocy. Jest to swego rodzaju określenie, które ma wiele znaczeń, zapewne jeszcze więcej skojarzeń niż moglibyśmy o tym długo, długo pomyśleć. Stosow...

Rozwiń Rozwiń
Obcy: Morze Boleści James Arthur Moore
Średnia ocena:
6.7 / 10
58 ocen
karpatkadobra
2024-05-17 16:51:37
karpatkadobra ocenił książkę Death Note #2: Połączenie na
9 / 10
i dodał opinię:
2024-05-17 16:51:37
karpatkadobra ocenił książkę Death Note #2: Połączenie na
9 / 10
i dodał opinię:

Może i nie najbardziej na świecie z wszystkiego co jest obecne w popkulturze, ale mimo wszystko i tak ów gatunek czy też motyw lub nurt pośród licznych tworów w literaturze, komiksie, filmie lub serialu, a chodzi o antyutopię oraz jej przeciwieństwo: idylliczną utopię za którą przeważnie k...

Rozwiń Rozwiń
Death Note #2: Połączenie Takeshi ObataTsugumi Ohba
Cykl: Death Note (tom 2)
Średnia ocena:
8.2 / 10
1218 ocen
karpatkadobra
2024-05-14 21:25:18
karpatkadobra ocenił książkę Chainsaw Man tom 1 na
8 / 10
i dodał opinię:
2024-05-14 21:25:18
karpatkadobra ocenił książkę Chainsaw Man tom 1 na
8 / 10
i dodał opinię:

Obecne czasy, w których czy tego chcemy czy nie, przyszło nam żyć, to tak niespójny, niespokojny i chaotyczny zarazem okres w dziejach współczesnej cywilizacji, że nie zważając na ,,złote technologie", które takową barwną idącą ku transhumanizacji egzystencję przyszłości nam ułatwiają...

Rozwiń Rozwiń
Chainsaw Man tom 1 Tatsuki Fujimoto
Cykl: Chainsaw Man (tom 1)
Średnia ocena:
7.4 / 10
254 ocen
karpatkadobra
2024-04-26 15:43:06
karpatkadobra ocenił książkę Overlord #3 na
8 / 10
i dodał opinię:
2024-04-26 15:43:06
karpatkadobra ocenił książkę Overlord #3 na
8 / 10
i dodał opinię:

To, co warto podkreślać za każdym razem, gdy jest się wśród swoich, czyli m.in. pośród fanów anime czy mangi i wspomina oraz porównuje dane dzieła do siebie, to to, że wiedza i znajomość swojej pasji to rzecz święta. To nie tylko tyczy się tych mediów właśnie, ale i ogólnie naszej kultury ...

Rozwiń Rozwiń
Overlord #3 Maruyama KuganeFugin Miyama
Cykl: Overlord (manga) (tom 3)
Średnia ocena:
7.3 / 10
20 ocen
karpatkadobra
2024-04-22 16:25:04
karpatkadobra ocenił książkę Park Jurajski na
6 / 10
i dodał opinię:
2024-04-22 16:25:04
karpatkadobra ocenił książkę Park Jurajski na
6 / 10
i dodał opinię:

Zasmakowanie wiedzy często jest dla człowieka niczym zerwanie owocu z zakazanego drzewa lub sięgnięcie bardzo głęboko w sedno tego, co stanowi o tabu i o tym czym ono jest. Ciągły głód zdobywania nowych informacji, danych, relacji, masy i masy wiadomości współcześnie wzrasta, głównie ze wz...

Rozwiń Rozwiń
Park Jurajski Michael Crichton
Cykl: Jurassic Park (tom 1)
Średnia ocena:
7.5 / 10
2721 ocen
karpatkadobra
2024-04-20 11:41:37
karpatkadobra ocenił książkę Star Wars Darth Vader. Mroczne serce Sithów. Tom 1 na
8 / 10
i dodał opinię:
2024-04-20 11:41:37
karpatkadobra ocenił książkę Star Wars Darth Vader. Mroczne serce Sithów. Tom 1 na
8 / 10
i dodał opinię:

Pośród starwarsowych realiów w kulturze masowej istnieje pewien serial, który jest swego rodzaju pokłosiem wydarzeń i licznych relacji, także całej tej specyfiki dzieła z wielosezonowej produkcji, nad którą pieczę do 2012 roku - gdy wtenczas słynny kalifornijski reżyser z Modesto ,,oddał&q...

Rozwiń Rozwiń
karpatkadobra
2024-04-17 17:59:42
karpatkadobra ocenił książkę Overlord #2 na
7 / 10
i dodał opinię:
2024-04-17 17:59:42
karpatkadobra ocenił książkę Overlord #2 na
7 / 10
i dodał opinię:

Władcy absolutni, uzurpatorzy, liderzy bezprawia i totalitaryzmu. Tak, tego rodzaju indywidua, te sprytne charyzmatyczne jednostki, faktycznie mają w sobie to niezwykłe dane im tylko ,,coś", co umożliwia im stosowanie mechanizmów kontroli, władzy, dominacji i manipulacji nad ludem, na...

Rozwiń Rozwiń
Overlord #2 Maruyama KuganeFugin Miyama
Cykl: Overlord (manga) (tom 2)
Średnia ocena:
7.2 / 10
25 ocen
karpatkadobra
2024-04-13 13:48:58
karpatkadobra i TerraEpsilon są teraz znajomymi
2024-04-13 13:48:58
karpatkadobra i TerraEpsilon są teraz znajomymi
karpatkadobra
2024-04-11 16:54:34
karpatkadobra ocenił książkę Inspektor Akane Tsunemori #1 na
8 / 10
i dodał opinię:
2024-04-11 16:54:34
karpatkadobra ocenił książkę Inspektor Akane Tsunemori #1 na
8 / 10
i dodał opinię:

Żyjemy w czasach kiedy to dociekania na temat teoretycznego usamodzielnienia się Sztucznej Inteligencji i zyskania przez nią świadomości tudzież samoświadomości celu własnego istnienia, zyskują wręcz, czego nie spodziewałby się prawie nikt, nieprawdopodobny rozmiar. I co w tym wszystkim is...

Rozwiń Rozwiń

ulubieni autorzy [1]

Roland Lazenby
Ocena książek:
7,6 / 10
3 książki
0 cykli
6 fanów

Ulubione

James Luceno Tarkin Zobacz więcej
Marc Elsberg Zero Zobacz więcej
Michael Crichton Jurassic Park: Zaginiony świat Zobacz więcej
James Kahn Star Wars - Powrót Jedi Zobacz więcej
James Luceno Tarkin Zobacz więcej
Andrzej Pilipiuk Homo bimbrownikus Zobacz więcej
Donald F. Glut Star Wars, Imperium kontratakuje Zobacz więcej
Steve Hamilton Zimny dzień w raju Zobacz więcej
Marc Elsberg Blackout Zobacz więcej

Dodane przez użytkownika

Wojciech Cejrowski Gringo wśród dzikich plemion Zobacz więcej
Michael Crichton Jurassic Park: Zaginiony świat Zobacz więcej
Marc Elsberg Zero Zobacz więcej
James Kahn Star Wars - Powrót Jedi Zobacz więcej
Andrzej Pilipiuk Homo bimbrownikus Zobacz więcej
Jennifer Lynn Barnes Naznaczeni Zobacz więcej
Donald F. Glut Star Wars, Imperium kontratakuje Zobacz więcej
Steve Hamilton Zimny dzień w raju Zobacz więcej
Lee Child Uprowadzony Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
548
książek
Średnio w roku
przeczytane
42
książki
Opinie były
pomocne
3 764
razy
W sumie
wystawione
548
ocen ze średnią 8,2

Spędzone
na czytaniu
3 070
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
41
minut
W sumie
dodane
244
W sumie
dodane
2
książek [+ Dodaj]