Wojciech Bonowicz wraca do nas z kolejnym – drugim – dziennikiem, który nazywa "Dziennikiem pocieszenia". Nie bez kozery używam sformułowania „wraca do nas”, bo dialog z czytelnikiem wydaje się podstawą powstania tej książki, co sugeruje autor już na wstępie: „Piszę ten dziennik pocieszenia, bo wiem, że Ci smutno […] bo nie mogę Cię przytulić”. Zaczyna więc bardzo osobiście i w takim tonie prowadzi cały "Dziennik..." Dzieląc się swoimi przemyśleniami, obrazkami z codziennego życia, relacjami z podróży czy zanotowanymi cytatami, pozostaje dyskretny. Z członków rodziny przywołuje tylko postać ojca – zagorzałego pszczelarza oraz kota Leona. Bo oczywiście kot jest traktowany podmiotowo przez pisarza. Inaczej być nie może, co wiedzą wszyscy, którzy mieli do czynienia z kotami bliżej. Przywoływanie Leona jest jak ozdrowieńcza woda w świecie, w którym mnożą się obrazy globalnych (ocieplenie klimatu, przeludnienie) i lokalnych (wojny, głód) katastrof. Wie o tym dobrze sam autor i raczy nas obrazami Leona szczodrze.
Całość recenzji tutaj: https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2024/Przewodnik-Katolicki-12-2024/kultura-i-czas-wolny/Marzenie-spokoju
Są książki, które przychodzą do nas w odpowiednim czasie albo idąc jeszcze dalej – powstają w idealnych momentach. Podejrzewam, że felietony Bonowicza, które ukazywały się w TP były tworzone właśnie w tych perfekcyjnych przebłyskach jasności umysłu.
Chcielibyśmy wierzyć, że to takie proste, że świetne teksty powstają bez trudu, w chwilach przypływu natchnienia, ale prawda jest taka, że to co czytamy jest owocem ciężkiej pracy i nierzadko bólu zarówno egzystencjalnego jak i fizycznego każdego dobrego pisarza. Do takich bez chwili zawahania zaliczam Bonowicza. Udowodnił to już wielokrotnie w swoich poprzednich książkach i poezji, ale ,,Dziennik pocieszenia’’ szybko stała się moją ulubioną jego książką.
Mistrzowski styl idzie tu w parze z błyskotliwymi spostrzeżeniami, które chcąc nie chcąc wywołują na twarzy uśmiech. Redakcja zrobiła świetną robotę zestawiając tak wiele różnych, uzupełniających się tematów. Bardzo potrzebowałam pocieszenia w kwestiach przytłaczających i trudnych jak te straszliwe wojny dziejące się wokół nas, ale jakże kojące było również podzielenie się ciężarem oczekiwań innych wobec nas i naszych wobec siebie. Niemal cały mój egzemplarz obklejony jest kolorowymi znacznikami, a to u mnie rzadkość.
Potrzebowałam tej książki i myślę, że potrzebuje jej wiele moich znajomych oraz czytelników, którzy szukają w pięknej literaturze ulgi. Rzecz jest to wyjątkowa. Dziwią mnie głosy, że kogoś mogła znudzić. Mój umysł przeżywał przy niej rozkosz.