lemnisace

Profil użytkownika: lemnisace

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 2 tygodnie temu
811
Przeczytanych
książek
879
Książek
w biblioteczce
82
Opinii
342
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

też za tobą tęsknię, bracie
historia zatacza koło.
polska polityka i dyskusja o niej to skrajność, to podział, to my konta wy, podczas gdy wszyscy to tak naprawdę my - Polacy; tutaj czy tam. z tej strony sejmu czy tamtej; w protestach na ulicy, w pałacach i w piwnicach.
jedną rzecz chcę zaznaczyć na początku - tak, nie lubię PiSu. ale nie lubię chyba żadnej partii. gdybym lubiła PiS, nie sięgnęłabym po tę książkę pewnie, bo taka nasza natura - nie chcemy rzeczy, które mogą być dla nas nieprzyjemne. ale zarazem moja niechęć do tej czy innej partii nie jest bonusem dla tej książki - negatywizm w ocenie nie wynika z niechęci (nikt mi nie płaci za to, nie jestem jaszczurzym agentem Merkel) do tematu, a jego przedstawienia. ponieważ kogo ma utwierdzić w przekonaniach ta książka to utwierdzi, a wątpię, aby sięgał po nią ktoś, kto pod jej wpływem miałby je zmienić.

pieniądze są uniwersalne - chce ich i miastowy, i człowiek ze wsi; północy i południa, młody czy stary. z pieniędzmi wiąże się jeszcze jeden aspekt - władza. pieniądzem się zdobywa i rozdaje władze, jak i można ją zabrać, gdy ktoś się zbuntuje albo przestanie być potrzebny.
oj tak, pieniądze to ważny czynnik w polityce - ale też generalnie w życiu; czy to chciwość, czy strach?
wielu Polaków wychowywało się na czyjejś albo własnej traumie - braków wojny, PRLu, kryzysu; w poczuciu, że zawsze można stracić, a pieniędzy nigdy nie jest wystarczająco dużo. budują więc współczesne piramidy - inwestują w posiadłości, apartamenty i spółki. a że zawsze ważniejszy jest swój niż obcy - to i ponad prawem i moralnością są bliscy, których też trzeba zabezpieczyć - kryzys zawsze czai się tuż za rogiem.
zarazem także ludzie, którzy nie zaznali kryzysu, nadal poszukują pieniądza; mało jest kto na świecie, kto powie, że pieniędzy ma dość. pieniądz to najbardziej uniwersalny i tolerancyjny język, niezależny od strony politycznej - Yuwal Harari nazywa go największym zdobywcą. dlatego wykorzystują go wszyscy - politycy szczególnie.
nie tworzę wywodów o pieniądzach bez powodu - to one stanowią jeden z motywów przewodnich całej tej książki - nic zresztą dziwnego; to pewna linia przewodna, żyła, pompująca rozmowy.
a pieniądze budzą emocje - większość afer politycznych rozchodzi się właśnie o nie, dawane pod stołem, przelewane, dawane na fundacje czy zwyczajnie - przejebane na pierdoły. również ten strach, o którym było wcześniej to napędza - skoro przejebali, to musieli mieć - czemu ja nie mam? czemu nie ma na szkołę mojego dziecka? to przyciągnie rozmówców, nadaje głębi zrozumienia aferom, o których trąbiły media.
zarazem to nie jest nic odkrywczego - no był nepotyzm. no było dawanie na fundacje Rydzyka czy innych. no było trzymanie ludzi za mordę poprzez używanie pieniędzy. to tylko utwierdza w tym, co już wiedzieliśmy - może niekoniecznie momentami o skali, często pieniędzy, które ciężko sobie wyobrazić. ale nie da się powiedzieć, że odkryte zostało coś nieznanego. nihil novi.
zarazem nie ma się wrażenia, że ta książka nawet próbuje coś porządkować, skomentować największe afery (strona [stoaferpis.pl](http://stoaferpis.pl) podaje ich - jak wskazuje nazwa - sto, więc mogłoby być ciężko). to trochę jakbym ja poszła do losowych osób o określonej cesze (np. blond włosy) i udawała, że rozmawiając tylko z blondynami w kawiarni, przedstawiam wielkie tajemnice.

ale Yuwal Harari, obok pieniądza, wskazuje także dwie inne siły unifikacyjne ludzi - religię i imperium. i te dwie rzeczy PiS, jego władze - ale i inne władze przed nimi, przez tysiące lat, jak i inne władze po nich, wykorzystywał.
piszę tę recenzję już w miejscu, które chciałoby się nazwać nową Polską, po zmianie sił w sejmie i zmianie kolacji rządzącej - ale, pozostając wciąż apolityczna w tych słowach, każdy sięga po imperium. jest szansa, że za kilka lat powstanie książka Taśmy KO. w końcu mamy dualizm polityki w Polsce, zamurowany, zabakarydowany.
może różnica wynika z tego, że chociaż rządy pod przewodnictwem Mateusza Morawieckiego także były koalicyjne (Suwerenna Polska), to nikt tego tak nie traktował - bo koalicja z ziobrystami oznaczała i tak, że “wszystko zostaje w rodzinie”. nawet ciężko traktować to jako taśmy prawicy - jako zbioru ugrupowań, ponieważ to wydaje się zbyt ogólne, a PiS często wykraczał poza to, co tradycyjnie uznaje się za prawicę w polityce.
po prostu wyrobił się podział - lewo czy prawo, my czy oni. a prawem natury jest to, że obcy są niebezpieczni, więc trzeba się trzymać swoich - i swoich wzmacniać.
a że nikomu nigdy nie można w pełni w polityce ufać - to także wieki doświadczeń ludzkości jako takiej - trzeba mieć i kija (kontrola, nagrywanie, możliwość wyrzucenia ze stanowiska), ale i marchewkę (pieniądze - dla osób i bliskich, przywileje).
nic nie jest zapisane w kamieniu - pewnie na każdego coś się znajdzie - przekupi się, przekona, wyciągnie brudy albo zwyczajnie obrazi; partyjne wędrówki wypadają z pamięci, dane nazwisko kojarzy się z daną partią i zapomina się (albo zwyczajnie nie wie), że dany polityk wcześniej stał po innej stronie; poglądy? czasem głębsze wejście w rozmowy i wywiady, przyjrzenie się danej osobie, może świadczyć, że te się nie zmieniły, jedynie ręka, która karmi. więc nic dziwnego, że w świecie polityki - tak brudnej, jak to tylko w ludzkiej naturze - nic nie jest pewne. żyjąc w takich warunkach, nie da się schować człowieczeństwa i zwyczajnie pruć do przodu; to oczywiste, że będzie nieufność, podejrzliwość czy ostrożność.
nie można mieć pewności, że ideę wytrzymają - bo idee nie karmią.
i wszystko wraca do unifikacji - pieniądze, wiara (także w sukces - i idee), imperium (władza). trójpodział do trójpodziału władzy.
wykorzystać wszystko, co możliwe, aby uzyskać swój cel.
nic dziwnego, że w tej książce tego pełno - nie można być głupim i utrzymać się na powierzchni tyle czasu. ale powtarzam się - nie było prawie niczego, czego bym się nie spodziewała, nawet nie będąc politologiem.

kwitesencją tej książki, gdy spojrzy się trochę głębiej, trochę bardziej między wiersze, jest to, że polityka nie jest prosta - że to sieć powiązań społecznych, finansowych, emocjonalnych, skojarzeń, przyjaźni i nienawiści; że nie każda decyzja czy zaparcie w danym kierunku jest logicznie zaplanowane. to ich nie usprawiedliwia, nie ułaskawia; jedynie humanizuje trochę politykę, pokazując, że ktoś się może popłakać ze stresu, ktoś inny zdenerwować, bo czuje się nieresepktowany, a to prowadzić do decyzji i podpisów. że politycy to ludzie.
bo nagle okazuje się, że kogoś boli przegrana albo cieszy zwycięstwo. że cierpi. że tęskni za tragicznie zmarłym bratem. i że te emocje i doświadczenia dyktują zachowanie, a nie robotyczna analiza zysków i strat, obliczona perfekcyjne kalkulacja na zwycięstwo.
byłabym w większym szoku, gdyby było na odwrót.
emocje sprawiają, że nie podejmujemy logicznych decyzji; szczególnie uwidacznia się to z perspektywy czasu, kiedy następują skutki - i my, obecnie czytając, oceniamy te decyzje i emocje z perspektywy, mieliśmy czas, aby przemyśleć, ocenić (a może ktoś powiedział nam, co myśleć). każdy ma coś, czego żałuje. czemu nie mieliby politycy?

jednak po przeczytaniu tej książki niewiele z niej pamiętam. zabrakło mi wartości dodanej, kontekstu do rozmów i ludzi omawianych; założenie, że każdy czytelnik będzie wiedział i pamiętał jest błahe - i leniwe. może dziennikarz polityczny pamięta wybory z 2015, jak wypadł w kampanii Komorowski, ale ja i moi rówieśnicy wtedy śmialiśmy się z szoguna - to było bite dziewięć lat temu. nawet krótkie przedstawienie sylwetki - sytuacji - ustawy, jak piątka dla zwierząt, byłoby dużym usprawnieniem w czytaniu. obowiązek wiedzy - czy przypomnienia jej sobie - nie powinien spoczywać na czytelniku, to nie zeszyt ćwiczeń. nie można zakładać, że każdy będzie pamiętał - albo sobie sprawdzi.

trzeba przyznać jedno - ufam dziennikarzom równie mocno jak politykom.
minęły czasy, gdy sama profesja oznaczała, że danej osobie można zaufać bezgranicznie - tym bardziej minęły mistyczne czasy ślepego zaufania dziennikarzom danej gazety; szczególnie w czasach internetu i momentu, kiedy koncerny medialne przestają mieć monopol na prawdę.
czy to oznacza, że zakładam, że każdy dziennikarz - czy autor tej konkretnej książki - kłamie? oczywiście, że nie, pewne bazowe zaufanie jest konieczne do funkcjonowania. ale jedyne, do czego można mieć stuprocentową pewność w książce tego typu, opartej na anonimowych rozmówcach, to wydarzenia historyczne - wybory, czyjeś przyjście do partii, czyjaś śmierć.
ta książka to - szczerze - trochę takie “ktoś coś powiedział”. i oczywiste, że anonimowość jest koniecznością w tego typu pracy, jednocześnie należy przyjąć na karb, że ogranicza to zaufanie. nie ma możliwości drugiej opinii, konfrontacji czy sprawdzenia. i nie chodzi mi o kłamstwo - ale przerysowanie jednej, a osłabienie innej sytuacji.
więc tę książkę - od okładki, tytułu po treść - pisaną pod sprzedaż i kontrowersje - czytam trochę z przymrużeniem oka. nie jako prawdę objawioną, jacy to są politycy danej partii; co zrobili, jakie podjęli decyzje jest wiadome, publicznie; ale jakie uczucia nimi kierowały, dlaczego, co - pozostaje w szarej strefie ograniczonego zaufania.

nie chcę robić tego, co robił mi prezydent Polaków Andrzej Duda - odczłowieczać i sprowadzać do ideologii. tej, czy innej partii - ich zwolenników i przeciwników; bo to zawsze się pojawia, kiedy ktoś wyraża się o polityce - trzeba stać po stronie A albo stronie B.
na koniec dnia, wszyscy jesteśmy ludźmi.
chociaż krzyczący tytuł, opisy nie wskazują na to - bo ma być głośno, ma być czytane, ma się sprzedać - ma być kontrowersja. ale pewnie na koniec dnia można by wstawić dowolną, najlepiej dużą, partię i wiele utartych szlaków by się zgadzało; to rzeczą, która najlepiej wychodzi tej książce to to, co tak długo odbierała nam polityka - do-człowiecza. nie broni, ale wskazuje, że na koniec dnia politycy to ludzie. to nie ideologia ani literki, czy to trzy, dwie czy dwanaście.

też za tobą tęsknię, bracie
historia zatacza koło.
polska polityka i dyskusja o niej to skrajność, to podział, to my konta wy, podczas gdy wszyscy to tak naprawdę my - Polacy; tutaj czy tam. z tej strony sejmu czy tamtej; w protestach na ulicy, w pałacach i w piwnicach.
jedną rzecz chcę zaznaczyć na początku - tak, nie lubię PiSu. ale nie lubię chyba żadnej partii. gdybym...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

redefinicja bóstwa?

ten reportaż... jest.
po prostu jest.
jest poprawny, sensowny, momentami szokujący.
właśnie - momentami, a wydaje się pisany tak, aby szokować na każdej stronie i - sądząc po szumie, jaki wywołała ta pozycja kilka lat temu, gdy wychodziło - tak się stało.
zastanwiam się co jest z nami nie tak - bo ta książka pokazuje tytułowych bogów jako ludzi, tak bardzo ludzkich, zmęczonych i przepracowanych jak szary obywatel, zrównuje ich z poziomem ziemi, a zarazem uwydatnia, że problem nie leży w samych lekarzach, a systemie, który stworzony jest, aby oszczędzać, a niekoniecznie leczyć. systemie, który pokazuje dlaczego wysoki poziom opieki medycznej jest dla wybranych - tych, których stać, tych, których trzeba by nazywać małymi bogami - kimś ponad nami.
zarazem tytułowi mali bogowie są bogami w sensie cudotwórstwa - bo nie paść, nie poddać się i walczyć o każde istnienie w takich warunkach, to bliskie bóstwu. ale tej dobrej, cudownej stronie bóstwa; jak każde bóstwa są humorzaści, zmęczeni i przewrażliwieni - ale kto z nas nie jest?
książka tak naprawdę opowiada o dwóch rodzajach bogów - tych dalekich, potężnych i tych ludzkich, wzorowanych na nas samych, z naszymi zaletami i wadami.

ale czy ktoś nie zdawał sobie z tego sprawy? wystarczy jedno zderzenie z systemem opieki zdrowotnej, aby wiedzieć, że to nie pacjent jest najważniejszy. najważniejsze są pieniądze. i to nie wina lekarzy, a tych wyżej - tytanów? kto stoi ponad bogami? może o tytanach właśnie powinniśmy mówić, o problemach wyżej, które spadają na lekarzy, a z nich - na pacjentów.
to nie jest odległy ani niedostępny świat, ale pewna zmora codzienności. to nie system sądowy, gdzie sporo z nas pewnie nigdy nie stanie przed sędzią.

oczywiście, że spojrzenie "od środka" jest ważne i cenne, jednak ogólne wnioski pozostają takie same. ale może ten reportaż jest potrzebny, może nie umiemy na człowieka patrzeć jak na człowieka?
zarazem mówi się czasem o tym, że chociażby w policji czy służbach społecznych trzeba się udopornić, odciąć, zostawić pracę w pracy. to może skutkować obojętnością i zimnem, a nawet czasem prowadzić do wypalenia. więc czemu odbieramy to prawo lekarzom - tylko, a może aż - ludziom.

trochę minęło od pierwszej połowy tej opinii; ale z perspektywy czasu wiem, że ta książka miała na celu szokować, dokręcić śrubę, powiedzieć to, co każdy niby wiedział, ale jakoś o tym nie mówił na głos albo chociaż nie myślał, gdy przychodziło spotkanie ze służbą zdrowia. szokowować - aby zarobić. nawet samo nawiązanie do hitu kinowego, czyli "Bogów" Palkowskiego. sam sugeratywny podtytuł - "o znieczulicy".
to nastawia odbiorcę do określonego podejścia - znieczulica w końcu nie jest niczym dobrym; reportaż rozwija to, co oznacza ta znieczulica i skąd może się brać, chociaż nie brakuje brutalnych scen, w które zwyczajnie nie chce się wierzyć.
proste - w każdym gronie znajdzie się zgniłe jabłko, czarna owca i na to niewiele mam do powiedzenia. ale to szok, a niekoniecznie zrozumienie, współczucie, był tym, co grało pierwsze skrzypce.

to taki typowy reporterski średniak; ma określony temat, którego się trzyma i określony cel. nie jest ani konieczny do przeczytania, ani pionerski, ani nawet, bądźmy szczerzy, odkrywczy; lekarze to nie tajna sekta czy organizacja rządowa, do której dostęp mają tylko nieliczni, podpisujący NDA, a wszyscy boją się mówić. lekarze, pielęgniarki, ludzie z systemu - wychodzili i wychodzą na ulicę. mówią, jak wygląda ich życie, ich rzeczywistość. jak szybko pasja i chęć pomocy zmienia się w chęć przetrwania, gdzie wygrają najsilniejsi - zwykle ci, których stać.

redefinicja bóstwa?

ten reportaż... jest.
po prostu jest.
jest poprawny, sensowny, momentami szokujący.
właśnie - momentami, a wydaje się pisany tak, aby szokować na każdej stronie i - sądząc po szumie, jaki wywołała ta pozycja kilka lat temu, gdy wychodziło - tak się stało.
zastanwiam się co jest z nami nie tak - bo ta książka pokazuje tytułowych bogów jako ludzi, tak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

kropla absurdu w morzu fantastyki - czyli weź swoje oczekiwania i wyrzuć je przez okno

być może ktoś trafił na tę opinię, bo usłyszał "słuchaj, musisz przeczytać Pratchetta" albo chce znać klasykę gatunku; w każdym razie - jeśli nie znasz tej serii, to trochę ci zazdroszczę, że to dopiero przed tobą.
a nawet jak nie przypadnie ci do gustu - cóż, przynajmniej próbowałeś. a serio to trzeba brać poprawkę na to, że Świat Dysku (z brytyjskim humorem) nie jest dla każdego (chociaż dla bardzo, bardzo wielu). dla mnie to powrót, re-read, czego zwykle jednak nie robię - Świat Dysku warto.

nie jest to standardowa opowieść fantasy (przede wszystkim - to fantasy comedy), zarówno pod względem języka, jak i fabuły. trzeba być gotowym na to, że zaczyna się od pożaru, a potem dzieje się jeszcze więcej, mimo zaledwie dwustu stron. ale trzeba pozwolić, aby ten chaos nas pochłonął.
ktoś kiedyś (możliwe, że King) powiedział, że aby dobrze pisać, trzeba dużo pisać, ale jeszcze więcej czytać; i, moim zdaniem, Kolor magii, jeśli nie cały Świat Dysku, powinien znaleźć się na "must-read" liście osób, które chcą pisać i pracować ze słowem (także tłumaczy, o czym krótko niżej; w szczególności, że czytając kolejne tomy da się "wyczytać"rozwój pisarski). Pratchett wielokrotnie w swojej twórczości wyśmiewa standardowe zagrania fantastyki, poczynając od głównego bohatera, aż po kreacje kobiet i bohaterów w fantasy. bawi się słowem, opisami, jak i samymi bohaterami; odrzuca standardowe podejście do głównego bohatera, zamiast niego dając nam tchórza z przypadku, nieudacznika, którego jednak ciężko nie lubić i, szczerze, nieraz się z nim zgodzić. to idealny anty-bohater, który jednak nie przybliża się do granicy złoczyńcy. pewnie wiele rzeczy w twórczości Pratchetta można nazwać anty-, ale jakie, to polecam odkryć samemu (nie będę spoilerami odbierać zabawy).
i absolutnie nie sugeruje kopiowania stylu czy humoru, ale raczej - szukania własnej drogi pisania, na której (podobnie jak z Pratchettem) nie każdy będzie chciał pozostać, ale wielu pokocha właśnie za oryginalność.
przy czym trzeba pamiętać - na poziomie kości w ciele to nadal fantastyka; spotkałam się z określeniem, że nie jest, że ktoś czyta Pratchetta, ale nie czyta fantastyki - niech was to nie zmyli; to nadal fantastyka z kości, chociaż co do krwi bym się kłóciła (względem tego, jak niestardadowe jest podejście). jednak to dobra pozycja i dla kogoś, kto na fantastyce (jak ja) zjadł zęby, ale jak sądzę, również dla kogoś, kto dopiero chciałby zacząć z fantastyką. sądzę, że długość jest atutem (bo jak komuś mało - spokojnie, jest dużo, dużo więcej; a jak ktoś uzna, że to nie dla niego - nie musi przerzucać wielkich tomisk klasyki). mamy więc magów, magiczne przedmioty, czary, a także bogów (którzy wybijają ateistom okna).

minusem dla nowego czytelnika może być to, że to jednak jest wprowadzenie do świata i może czuć się przytłoczony funkcjonowaniem Świata Dysku, miasta Ankh-Morpork, magów i magii, bogów czy samej geografii; w szczególności, że bardzo mocno zespaja się z Blaskiem Fantastycznym, kolejnym tomem, we dwoje tworząc nierozłączną całość, co nie jest tak bardzo oczywiste w przypadku innych tomów, tworzących podserie w serii. być może inny tom Świata Dysku jest lepszym punktem wyjścia (personalnie pewnie bym dała komuś Kosiarza do ręki).
zarazem to bardzo ciekawa pozycja pod względem właśnie kreacji świata i ustalania zasad, które powinny nim rządzić (po to, by je, odpowiednio, czasem złamać); nazwa serii nie jest bez przyczyny - jak ma działać świat, który dosłownie - jest Dyskiem? wędrującym przez wszechświat na grzbietach czterech słoni, które stoją na grzbiecie wielkiego żółwia... no właśnie. ale nawet te elementy budowy świata są ciekawe, tłumaczone nie w encyklopedyczny sposób, a raczej - dodawane wtedy, gdy są potrzebne.

sama nie mam najmniejszego drygu do żartów i humorów (a szkoda), jednak to nie znaczy, że nie umiem docenić dobrego żartu - i to chyba jest to, co najbardziej na początku przyciągnęło mnie do Świata Dysku (później - poważniejsze tony, tak obecne w twórczości Pratchetta). nie jest to humor, który jest wulgarny, nie jest to humor, który czasem można by nazwać "boomerskim" (mimo że Kolor Magii to 1994 rok), więc wiecie, hehe, seks i takie tam. to humor brytyjski, sarkastyczny i absurdalny. i absolutnie, absolutnie cudowny.

ostatni będą pierwszymi - każdy, kto siedzi w fantasy, wie, jak ważne jest dobre tłumaczenie (chociażby kwestie tłumaczenia Władcy Pierścieni czy kłótnie o Shrike - Chżywara czy Dzierzbę z Hyperiona Simmonsa). Piotr W. Cholewa docenia to, jak słowem bawi się Pratchett i nie pozostaje dłużny polskiemu czytelnikowi, nie idąc na skróty tam, gdzie byłoby to możliwe, chociaż wypaczałoby humor. w końcu, po co się męczyć z jednym gagiem językowym, gdy samych żartów jest znacznie więcej. doceniam jednak, że to zrobił, jak z orzechami vuo skeeh (polecam przeczytać na głos, a jak ktoś nie wyłapał - orzechy włoskie (w oryginalne było Vul Nut - walnut).

na koniec jednak broni się to jako solidna pozycja, pełna humoru i przygód, gdzie akcja nie ustaje prawie wcale, wciągając aż do samego końca, a i dalej, kusząc, aby sięgnąć po Blask Fantastyczny.

kropla absurdu w morzu fantastyki - czyli weź swoje oczekiwania i wyrzuć je przez okno

być może ktoś trafił na tę opinię, bo usłyszał "słuchaj, musisz przeczytać Pratchetta" albo chce znać klasykę gatunku; w każdym razie - jeśli nie znasz tej serii, to trochę ci zazdroszczę, że to dopiero przed tobą.
a nawet jak nie przypadnie ci do gustu - cóż, przynajmniej próbowałeś. a...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika lemnisace

z ostatnich 3 m-cy
lemnisace
2024-05-16 18:44:47
lemnisace oceniła książkę Kulisy PiS na
3 / 10
i dodała opinię:
2024-05-16 18:44:47
lemnisace oceniła książkę Kulisy PiS na
3 / 10
i dodała opinię:

też za tobą tęsknię, bracie
historia zatacza koło.
polska polityka i dyskusja o niej to skrajność, to podział, to my konta wy, podczas gdy wszyscy to tak naprawdę my - Polacy; tutaj czy tam. z tej strony sejmu czy tamtej; w protestach na ulicy, w pałacach i w piwnicach.
jedną rzecz chcę z...

Rozwiń Rozwiń
Kulisy PiS Kamil Dziubka
Średnia ocena:
7.2 / 10
1335 ocen

ulubieni autorzy [11]

Rick Riordan
Ocena książek:
8,0 / 10
68 książek
17 cykli
3763 fanów
Veronica Rossi
Ocena książek:
7,1 / 10
7 książek
1 cykl
167 fanów
John Flanagan
Ocena książek:
7,7 / 10
29 książek
3 cykle
1987 fanów

Ulubione

Jonathan Carroll - Zobacz więcej
Andrzej Sapkowski Krew elfów Zobacz więcej
Wisława Szymborska - Zobacz więcej
Carlos Ruiz Zafón Cień wiatru Zobacz więcej
Antoine de Saint-Exupéry Mały Książę Zobacz więcej
Michaił Bułhakow Mistrz i Małgorzata Zobacz więcej
Carlos Ruiz Zafón Cień wiatru Zobacz więcej
Alan Alexander Milne Kubuś Puchatek Zobacz więcej
Paulo Coelho Alchemik Zobacz więcej
Lauren Oliver Delirium Zobacz więcej
Veronica Roth Zbuntowana Zobacz więcej
Veronica Roth Zbuntowana Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
810
książek
Średnio w roku
przeczytane
62
książki
Opinie były
pomocne
342
razy
W sumie
wystawione
469
ocen ze średnią 7,3

Spędzone
na czytaniu
4 390
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
1
godzina
2
minuty
W sumie
dodane
3
W sumie
dodane
6
książek [+ Dodaj]